Andrzej Wróblewski studiował malarstwo razem z Wajdą, potem drogi ich się rozeszły. Malarz w 1947 roku odrzucił abstrakcję.
"Pragnął malować obrazy "przykre jak zapach trupa" i postulował sztukę tematyczną, zaangażowaną, czytelną i radykalną, (....) realizm połączony z deformacją..."
Cytat pochodzi z folderu. Nie będę pisała o losach malarza, ani ocenie jego sztuki, można to znaleźć na stronie muzeum. Moje odczucia nie są opinią znawcy sztuki.
Sam pawilon niezwykle oszczędny w wystroju, te schody prowadzą do sali dużej, białej, niemal sterylnej.
Tym większe wrażenie robią obrazy. Cykl "Rozstrzelań", życie codzienne, kontrasty społeczne, pamięć i wyobraźnia artysty.
Można oglądać zachwycać się lub nie, ale nie można obok tych obrazów przejść obojętnie. Zostały wybrane też przez artystę i stanowią obraz także jego fascynacji.
Sama galeria utrzymana w stylu pasującym do sąsiadującej Mangghi. Ściana podzielona na kwadraty, z których niektóre są ruchome, nawiązuje do przeznaczenia galerii - sztuki dalekiego wschodu.
Na zewnątrz oszklona ściana, gustowna dekoracja. O osiemnastej miała być tam jeszcze jakaś uroczystość, zwiedzanie z przewodnikiem, jacyś oficjele, ale ja już wolałam wracać. Wolę oglądać sama.
Ponadto śpieszyłam się, bo miała przyjechać wnuczka i przywieźć kota. Tym samym wieczór miałam z głowy, bo obserwowanie futrzaków jest lepsze niż film w tv.
W niedzielę lało od rana do wieczora, siedziałam w domu i starałam się uwiecznić co robią koty. Nie bardzo się udało, tylko jedna "scena łazienkowa".