wtorek, 28 kwietnia 2020

Wiosny nigdy za wiele.

W ramach poprawiania kondycji zebrałam się w sobie i na spacer poszłam.
No cóż, kiepsko mi to idzie, zadyszki się nie pozbyłam, bo pod górkę było, kolano po 9 kilometrach powiedziało dosyć, maseczka całkiem sflaczała, nie dałam rady dociągnąć do dziesięciu.
Nie spodziewałam się, że ludzi będzie tyle, jednak ten popularny szlak odludny nie był i nie wszędzie dało się ściągnąć maskę, bo to już nie był las.
Zaczęłam jak zwykle w parku, a tam zieleni coraz więcej.



Pełno takich ślicznych kwiatuszków, oczywiście nie wiem jak się nazywają.


Coś mi się Willa Decjusza przekrzywiła na zdjęciu, zapewniam, że w rzeczywistości stoi prosto.


Niezapominajki,


czeremcha w pełnym rozkwicie, pachnie z daleka,


Przy leśnej ścieżce jeszcze spóźnione fiołki,


nareszcie można odetchnąć i zdjąć maskę. Dawno nie szłam tą ścieżką.


Mój ulubiony punkt widokowy, parę lat temu wycięto chaszcze, postawiono ławeczki i stoliki, alejki wysypano korą, można sobie usiąść i podziwiać. Trochę dalej z drogi widać było Tatry, ale bardzo słabo, bo jednak horyzont trochę był zamglony. Świadczy to jednak o tym, że wreszcie mamy czyste powietrze nad miastem.


Idę dalej,


kwitną jabłonie,


a tu niespodzianka. Urządzono nowy skwerek do odpoczynku.


Takich siedzisk jest kilkanaście,


teren między nimi porośnięty trawą i...poziomkami. Już kwitną.


Jak na mój gust te siedziska mogły by być mniej udziwnione, niepotrzebne metalowe rury, wystarczyły by same deski. "Klepki" czy jak to nazwać są drewniane.


Minęłam Kopiec Kościuszki, idę w stronę pętli na Salwatorze.  Kwitną mniszki, pachnie sianem. Znów wygolili z trawy pobocze drogi, widać jaka jest susza, przebijają placki suchej ziemi.


Kasztanowce  jeszcze się trzymają, ale widziałam po drodze kilka innych, starych, uschniętych drzew.



Musiałam skrócić drogę autobusem, gorąco się zrobiło, ruch na ulicach jakby zarazy nie było, a na przystanku niedaleko domu, niespodzianka. Rzepak sobie kwitnie przy ruchliwej jezdni.


Specjalnie tutaj wysiadłam, żeby się pozachwycać różowością. To był bardzo dobry pomysł, żeby posadzić te drzewka.


Zdawać by się mogło, że po takim spacerze będę spała jak suseł, tymczasem nie mogę. Jeszcze nigdy o tej porze nie pisałam posta, niedługo zacznie świtać, a w ramach "oszczędności" zaświecą latarnie. Mocno mnie niekiedy zastanawia jakimi drogami chodzą decyzje urzędników miejskich, bo często brakuje im, racjonalnego podejścia.
Wyszłam na balkon, ciemno jeszcze, widać gwiazdy, słyszałam jakiś cichutki ptasi głos, tak wcześnie? Kot mocno zbulwersowany moim zachowaniem poszedł spać do drugiego pokoju.
No cóż, ja też jeszcze spróbuję zasnąć.


wtorek, 21 kwietnia 2020

Hej ho, hej ho, do lasu by się szło....

Zasiedziałam się okrutnie, więc na wieść że do lasu już można, zaraz się wybrałam.
Niestety pierwsze podejście obnażyło okrutną prawdę: kondycja poszła się bujać sama, mnie opuściła zniesmaczona brakiem atrakcji spacerowych. Wczoraj skróciłam trasę, spociłam pod maską i tyle.
Dzisiaj się zaparłam. Zamiast maski szalik, plecak, woda i w drogę. Niestety część trasy to ruchliwa droga z półmetrowym poboczem, której nie cierpię, ale najbliższa i najprostsza.
Po drodze dom, który mnie zawsze intryguje, bo wygląda na staroświecki, ale za murem, starszej pani nie wypada się wspinać. To przynajmniej magnolię przy nim utrwaliłam.



Teraz już przyjemniejsza część drogi bo przez park,


ulicą Kasztanową.


Lada moment zakwitną.


Szlak w stronę Panieńskich Skał trochę ryzykowny, dawno tamtędy nie szłam, nie wiem jak teraz wygląda. Po drodze cała łączka delikatnych kwiatuszków.


Wybieram łatwiejszą drogę, szalik dawno zsunięty, zupełnie inaczej się oddycha.



Miałam nadzieję, że jeszcze kwitną i są, moje ulubione zawilce.


Obok inne, podobne, ale ie wiem jak się nazywają.


Zanim znalazłam się w tym miejscu musiałam iść trochę pod górkę. Dobrze, że nikogo nie spotkałam bo zasapałam się jak lokomotywa, te parę metrów....wstyd.


Za płotem pobielony sad,


jeszcze kilka leśnych fiołeczków,


sierpówka przyleciała po gałązki na gniazdko.


Jest pięknie, zielono i pachnąco, pusto, czasem przemknie rowerzysta.


Zawilców wszędzie pełno,


zbliżam się do drogi, jeszcze forsycja w pełnym rozkwicie,


stokrotka-królewna w otoczeniu dworu, 


już w przydomowym ogródku takie śliczności.
Zmęczyłam się, ale nie żałuję, muszę więcej chodzić, tym razem drogę skróciłam bo nadjechał pusty autobus, przejechałam kilka przystanków.  Trzeba coś wymyślić na jutro, ale w tej chwili trochę trudno.

czwartek, 16 kwietnia 2020

Poświąteczny

Będzie trochę frustracji i narzekania, bo się nazbierało.

- Maseczki. Dotąd unikałam, teraz jako praworządna obywatelka przysłoniłam nadobne oblicze przepisową maseczką.  Nie wiem jak w tym można chodzić na dłuższą metę. Pogoda słoneczna, okulary założyłam, które natychmiast zaparowały. Wiatr wiał, więc na chwilę para znikała, potem znowu. Po zrobieniu podstawowych zakupów, czyli dwa sklepy, twarz pod maseczką miałam mokrą, swędział mnie nos,  było mi duszno. Chyba będę musiała uszyć sobie bawełniane, albo owijać szalikiem, bo na spacer tak nie pójdę.
-Lenistwo. Zawsze miałam skłonności do leniuchowania, odkładania na później, teraz kiedy zawalił mi się rytm tygodnia, kiedy nie muszę, a mogłabym zająć się odłożonym, ogarnął mnie jakiś marazm i każdy zryw kończy się nieproporcjonalnie długim odpoczynkiem. Bardzo mnie to denerwuje i sprowadza zły humor.
Taki właśnie....wrrrr


- Radio. Trójki nie da się słuchać, radio Kraków mi zanika (nie wiem czemu), a odłamy krakowskie S i RMF doprowadzają do ...... nie będę się wyrażać. Czy prowadzący muszą do siebie wrzeszczeć? Gadać z prędkością odrzutowca, przerywać sobie, śmiać się z niewybrednych żartów i jakieś durne konkursy przeprowadzać? Wytrzymywałam, dokąd nie odwołali wszelkich wystaw i imprez, bo czasem ciekawe rzeczy mówili zaproszeni organizatorzy. Teraz ich nie ma, a wysypka murowana na dźwięk słów granych na okrągło "przebojów".
To by było na tyle.
Wiosna za oknem piękna, cieplutko, zastanawiam się czy jednak nie iść na spacer. Żeby nie było tak smętnie to wyciągnęłam z lamusa kazimierzowskie murale.


Musiałam się nieźle naszukać, bo nie są ogólnie dostępne. Ten w podwórzu hotelu, trzeba było prosić o wpuszczenie na podwórko.


Też na bocznej uliczce, podwórka za bramą, dziwne jakieś...


Mural nietypowy, mało czytelny.


Ten fragment to już klasyczne graffiti.


Znalazła się kałuża dla Opakowanej.
Odreagowałam, wreszcie się zabrałam do czegoś, teraz muszę odpocząć. :-)))





środa, 8 kwietnia 2020

NIE....

- wysłałam kartek, bo na nich napis "Wesołych Świąt" co troszkę zakrawa na kpinę i przerosły mnie kolejki na pocztę. Przydadzą się za rok. Trochę mi przykro, ale myślę, że zostanie mi wybaczone.


- nie malowałam pisanek bo zamknęli giełdę kwiatową i nie mogłam kupić wydmuszek, które tam sprzedają specjalnie spreparowane i przez to łatwiejsze do malowania. Został mi minimalizm z jajek przepiórczych.


- nie zrobiłam generalnych porządków bo mi się zwyczajnie nie chciało, będę sama, a świadomość kurzu za kanapą jakoś mi nie przeszkadza tym razem.

- nie zrobiłam świątecznych stroików, bo po co...


taki miałam dwa lata temu...

- nie zdążyłam do fryzjera, efektów pokazywać nie będę.

Więcej grzechów nie pamiętam.

To będą święta inne niż wszystkie, ważnie byśmy się nie dali, przetrwali trudny czas, cieszyli tym co możemy mieć i nie tracili nadziei.

ŻYCZĘ WSZYSTKIM ZDROWIA





środa, 1 kwietnia 2020

Skojarzyło mi się....

z Czarnobylem.
Wróciłam wtedy z pracy jakoś wcześniej, niedługo po mnie młodsza córka zestrachana i przejęta. Pani w szkole powiedziała, że przyszła jakaś chmura i mamy siedzieć w domu. Nie bardzo wiedziałam o co biega i wierzyć mi się nie chciało, bo niebo było błękitne, ciepło, pogoda ładna. Jakoś się nie przejęłam, dopiero jak włączyłam telewizor powiedzieli w czym rzecz, ale w bardzo okrojonej wersji.
Dzisiaj wyszłam na krótki spacer, a skojarzenie stąd, że pogoda jak wtedy, słońce, błękitne niebo a wiadomo, że wokół czai się niewidzialny wróg. Tyle, że tym razem więcej o nim wiesz i jest o wiele bliżej.
Nowe zakazy wyglądają trochę groteskowo, bo na przykład osiedlowy deptak z dwóch alejek na krzyż, nazwano parkiem i ogrodzono taśmą.




Tutaj taśmę zerwano, bo tędy wiedzie krótsza droga na osiedle.


Wybrałam się na działki, bo dalej mi się odechciało iść przez lodowaty wiatr. Tam było zaciszniej. Pusto, ale widać, że już część zadbana, ktoś się tutaj krzątał.


Forsycje przetrwały nocny mróz,



ciemierniki i fiołeczki też.



Trochę skromnie, ale drzewko jakieś rachityczne było.


Obiecałam buteleczkę, jest. Dostałam od koleżanki, był w niej płyn do odświeżania.
Dawno wystawy nie było mam w zanadrzu jeszcze jedną, byłam dość dawno, ale schowałam na posuchę i właśnie nadeszła. Tylko nie taka miała być.
Kałuży nie ma bo wyschły.