niedziela, 31 marca 2019

Ostatni marcowy

Kiedy ten miesiąc minął, nie wiem. Dopiero się zaczął i już koniec. Piękną miał końcówkę. Wczoraj błękitne niebo, słońce i ciepło (20 w cieniu w południe), dzisiaj też ciepło, chociaż po piętnastej zaczęło się chmurzyć.
Burzliwy był, jak w przysłowiu bo i śnieg padał, wiatr wiał, przymrozki były. Powoli robi się wiosennie, fiołki, stokrotki i forsycje  kwitną, gawronich gniazd przybyło, gołębie się zalecają na potęgę, powoli z odzieży znikają szale, czapki, postawione kołnierze.
Uczciłam należycie końcówkę miesiąca i ładną pogodę, umyłam okna, pranie wysuszyłam na balkonie, zamknęłam miesiąc ładną sumką przewędrowanych kilometrów (156).
Dzisiaj z rodzinką otwarliśmy sezon ogródkowy, było piwko do obiadu, potem spacerek do domu. Wprawdzie początek dnia popsuła zmiana czasu, bo się ranek zmarnował i minął szybciej, ale za to zbliża się 19 i jeszcze jasno.
Aparat dalej pokazuje fochy, więc zdjęcia byle jakie.


Wstałam którejś nocy o 3.30 i za oknem było tak.


Fiołeczki i stokrotki w pełnej krasie i trawa zielona.





Kto powiedział, że zdjęcia mają być tego co na stole? Może być raz pod stołem.


Drzewa jeszcze bezlistne, ale za to w pełnej krasie.




W tym urządzeniu piekły się różne mięska i pachniało bardzo smakowicie.

Niedługo zakwitną magnolie, bo już mają spore pąki, niech kwiecień tak nie pędzi, pozwoli nam cieszyć się wiosną w wolniejszym tempie.

wtorek, 26 marca 2019

Bliskie spotkania z....

Dzień pełen wrażeń.
Spotkanie pierwsze to tzw "służba zdrowia" , konieczność podjęcia ważnej decyzji, ale skoro już inaczej się nie da....trzeba łapać byka za rogi. Termin, konsultacje i czeka mnie szereg badań, czego nie cierpię.
Na pociechę umówiłam się na kawę z koleżanką, tymczasem...
w autobusie niespodziewany telefon i znów mało czasu na decyzję, bo spotkanie tylko dzisiaj i to na chwilkę, Osoba przelotem w mieście.
 Udało się jednak wypić kawę , pogadać i pójść na następne spotkanie.
Ważne, bo zapowiadane od jakiegoś czasu przez znajomą z blogowego świata. Lubię te spotkania, bo jeszcze się nie rozczarowałam nigdy i zawsze nie kończą się na jednym. To dodatkowo okazało się spotkaniem podwójnym bo osoby były dwie. Pogawędka przy soku w galerii była preludium, mam nadzieję. na spotkanie dłuższe połączone ze spacerem po mieście.
Z pośpiechu nie zapytałam o wrażenia z wystawy, czego bardzo żałuję.
Zdjęć z dzisiaj wyjątkowo nie będzie, bo niczego nie uwieczniłam, ale ponieważ były spotkane przy stoliku to jakiś stolik się znajdzie.


Muszę uzupełnić kolekcję, bo sezon się zaczyna.

sobota, 23 marca 2019

Nie mam o czym pisać....

Nie będę pisać o wiośnie bo wiadomo: ptaszki drą dzioby, to znaczy śpiewają radośnie, kwiatki kwitną, krzewy i drzewa pylą, nieliczne pszczółki brzęczą, czasem nawet widać motylka.
Słońce dzisiaj pięknie świeciło na błękitnym niebie, ciepło było, bez smogu, to się wybrałam....na cmentarz. Tam też czasem porządek trzeba zrobić. Po drodze ludzie albo całkiem letnio, albo jeszcze nie wierząc w wiosnę, okutani w szale.
Ponieważ w moim wieku ciągle coś się w człowieku psuje, rdzewieje, zużywa, wymaga reperacji, wymyśliłam sobie medyczny spacer. Trochę historii i ciekawostek. Skończyło się na zamiarach.
Aparat odmówił współpracy, pocałowałam klamkę w Muzeum Farmacji, bo sobie nie sprawdziłam do której otwarte, zgłodniałam, po sześciu kilometrach poddałam się i mimo żalu wróciłam do domu.
Dlatego plon zdjęciowy kiepski, w mieście ruch i korki, na szczęście najgorsze miejsca przejechałam autobusem, a boczne ulice spokojniejsze.


Panowie pięknie grali na Floriańskiej, widać było że im to sprawia przyjemność.


Tutaj się aparat zbuntował i przyciemnił kolory.




Nie wiem kto to, ale mi się podobała ozdoba nad bramą. 




Forsycja już kwitnie na osiedlu, a jeszcze wczoraj były tylko pączki.




Przynajmniej jedno zrealizowałam porządnie, posadziłam sobie na balkonie bratki, ale zdjęcia zapomniałam zrobić, a teraz musiałam z lampą, to trochę kiepsko wyszły.
Ciągle jednak czuję niedosyt,  nie był to do końca wykorzystany dzień.


sobota, 16 marca 2019

Remonty, rozbiórki i ....rozczarowanie.

Powoli zaczynam mieć dosyć. Ciągnący się od września na mojej stałej trasie remont jednej z ważnych linii tramwajowych, ma się przedłużyć i objąć dalsze newralgiczne punkty miasta.
Wiem, wiem, że jest potrzebny i nawet widać postęp robót, ale ten postęp ma się nijak do ogólnego widoku chaosu i rozgrzebania.
Ciągle zmieniające się trasy objazdowe zastępczych autobusów, jazda nimi jak sardynka w puszce bo utykają w korkach, a potem jadą stadem, zwiększające się odległości między przystankami, stają się coraz bardziej uciążliwe. Myślałam, że się przyzwyczaję, nie udało się.




Codziennie mijam głębokie wykopy, betonowe elementy, warczące koparki, walce i inne hałasujące maszyny budowlane, jedne doły są zasypywane, inne wykopywane i tylko żal mi drzew, bo wszystkie mają podcięte korzenie, krzewy zostały wykopane, trawa w tym roku już się chyba nie zazieleni na tym pobojowisku.


Ta pryzma pokruszonych kamieni ma chyba ze trzy metry i na jej szczycie stoi wielka kopara, niestety trafiłam na moment przerwy i wygląda jak zepsuta, albo zemdlona z wysiłku. Współczuję wszystkim mieszkańcom, bo hałas przy tym remoncie muszą znosić już od dłuższego czasu.



Jest nadzieja, że jednak kiedyś remont się skończy, bo powoli zaczyna się wyłaniać nowe torowisko.



To nie wszystkie zmiany, na równoległej ulicy w przeciągu tygodnia został rozebrany duży budynek.


 Bardzo to wyglądało efektownie, zwłaszcza pod światło, całkiem jakby wielki smok pożerał go po kawałku.
 A teraz rozczarowanie.
Reklama i dużo entuzjastycznych zapowiedzi o wystawie. Henry Moore w Polsce, spodziewałam się czegoś więcej. Tymczasem wewnątrz jest tylko kilka niewielkich rzeźb.










Podobały mi się, zwłaszcza to, że można je oglądać ze wszystkich stron i nie tracą na atrakcyjności, bo można dostrzec dodatkowe walory postaci.


Jednak po tych monumentach przed muzeum spodziewałam się czegoś więcej. Jest jeszcze kilka rzeźb w innych oddziałach muzeum, ale tam nie dotarłam. 



Wróciłam do domu bo wiatr nie zachęcał do spacerów.


sobota, 9 marca 2019

Muzeum Podgórza

Podgórze, od 1915 roku dzielnica Krakowa plącze się w moim życiorysie.
Najpierw 5 lat studiów na stancji przy dzisiejszym Placu Bohaterów Getta, od trzech lat trasa do mieszkania wnuczki.
W latach studenckich zapyziała dzielnica z niską zabudową, zniszczonymi kamienicami, prywatnymi sklepikami gdzie "szwarc, mydło i powidło" w pobliżu Kazimierza gdzie wieczorem lepiej się było nie zapuszczać. Życie studenckie toczyło się gdzie indziej, czasem chodziłam na spacery na stary cmentarz, na rynek, bo trzeba się było zameldować i to wszystko.
Kiedy po zmianie ustroju zaczęła się moda na Kazimierz, dzielnica piękniała, knajpki wyrastały jak grzyby po deszczu, niewiele czasu trzeba było żeby zmiany zaczęły się na drugim brzegu Wisły. Powoli odzyskiwały dawny blask zabytkowe kamieniczki, Rynek Podgórski został wyremontowany, zbudowano kładkę, pojawiły się kluby i kawiarnie. Minus tego ożywienia też był, bo jak poprzednio dzielnica była zaniedbana i sporo zabytkowych domów zniszczono, tak teraz wyburzono pod nową zabudowę i nowoczesne bloki wciskają się w każdą wolną przestrzeń.
Wybaczcie trochę przydługi wstęp, ale odkąd jeżdżę tam teraz często i  zwiedzam dzielnicę, mogę na bieżąco obserwować zmiany.
Mijałam po drodze zniszczony budynek dawnego zajazdu, aż wreszcie coś się tam zaczęło dziać. Okazało się, że powstanie tam, od lat planowane, muzeum poświęcone dzielnicy.


Budynek przed remontem.




Coś się zaczyna dziać.

Obecny wygląd. Powyższe zdjęcia pochodzą z internetu. 


Zwiedza się z przewodnikiem, czyli słuchawkami . Na pierwszym planie Kopiec Kraka, makieta i przekrój, w gablotach znaleziska z wykopalisk archeologicznych.




Był w Podgórzu port, do którego przywożono sól z Wieliczki, na ekranie widać płynące Wisłą  barki.


W takiej postaci i beczkach przewożono sól.


Przybywało tu wielu osadników, bo miejsce miało potencjał gospodarczy. W roku 1784 cesarz Józef  Habsburg zakłada Królewskie Wolne Miasto Podgórze.


Pierwotny budynek kościoła św Józefa.


Biurko ostatniego burmistrza Podgórza.


W mieście było wiele zakładów przemysłowych, produkowano tu kafle,



Wyroby z metalu,




funkcjonowała lodownia miejska, bo w halach sprzedawał mięso cech rzeźników.




W 1915 roku Podgórze za sprawą Juliusza Leo zostało przyłączone do Krakowa. Na zdjęciu uroczysty moment połączenia.


Tarcza Legionistów, każdy kto wspomógł finansowo walkę o wolność mógł w taką tarczę wbić swój gwóźdź.


Mroczna strona historii dzielnicy, lata okupacji i getto, obóz Płaszów i obóz karny. Ten modlitewnik znaleziono w jednym z domów już po wojnie.


Waga do ważenia porcji chleba zrobiona przez jeńców.


Grypsy więzienne.


Po wojnie dzielnica długo była zaniedbana i po trosze dewastowana. Burzono kamienice, zachowały się nieliczne pamiątki, jak te drzwi, zdjęcia zrujnowanych kamienic,



fragmenty posadzki.
W Muzeum jest jeszcze sala na piętrze obrazująca zrywy wolnościowe Podgórza, zdjęcia bohaterów, pamiątki powstańcze. Jak zwykle już tam byłam zmęczona natłokiem informacji i dlatego poprzestanę na głównej ekspozycji.


W sumie byłam lekko rozczarowana pierwszym wejściem, chyba się spodziewałam mniej nowoczesności. Samo zwiedzanie jest dobrze zorganizowane, wprawdzie autentycznych eksponatów niewiele, ale dokumentacja historii dzielnicy dobra. 
W podziemiach znajduje się jeszcze salka edukacyjna dla dzieci, ale tam nie byłam. 
25 kwietnia bedzie rocznica powstania muzeum, więc poślizg miałam niezły. Ale warto było poświęcić kawałek niedzieli.
W powrotnej drodze znalazłam taki mural.