niedziela, 27 września 2020

Czas na przerwę.

 Zawieszam pisanie. Nie mam o czym, nie chodzę na długie spacery, zdjęć nie robię, wystaw nowych nie ma jeszcze.

Nie lubię pisać o życiu, denerwują mnie te wszystkie rady typu: pokochaj siebie, zrozum swoje potrzeby, jesteś najważniejsza, co Cię obchodzi jak o Tobie myślą. Właśnie, że mnie obchodzi, lubię kiedy dobrze myślą.

Recenzji z przeczytanych książek też mądrze nie napiszę, nie potrafię, a może mi się nie chce. Książka mi się podoba albo nie, przeżywam mocniej lub zamykam i niewiele z niej pozostaje, czasem jestem rozczarowana bo recenzja była entuzjastyczna, a na mnie treść nie zrobiła wrażenia.

O zwykłych troskach dnia powszedniego nie ma co pisać, każdy ma swoje no i o tym też trzeba umieć interesująco opowiadać. Dzień spędziłam na szukaniu lektur dla wnuczki w czeluściach zapomnianych półek, kichałam od kurzu razem z kotem, któremu też zawierciło w wścibskim nosku.

Żeby nie było tak całkiem surowo, parę fotek z wczoraj i dzisiaj.



Tak wyglądało wieczorem niebo, jakby groziło apokalipsą.


Powrót z kolacji, lampiony przed knajpką w deszczu.


Smakowita przystawka, zdjęć reszty dań nie zrobiłam.


W knajpce było przytulnie.
Nowy interfejs wkleił mi zdjęcia w odwrotnej kolejności, najpierw miało być to ostatnie. Inaczej sobie poczyna, nie chciało mi się wklejać jeszcze raz.
Nie wiem jak długo mnie tutaj nie będzie, może kiedy opanuję pożyczony aparat (bardzo ciężki), znajdę coś ciekawego, albo gdzieś zawędruję to wrócę.
Póki co....przerwa. 


wtorek, 22 września 2020

Dolne Młyny

 Obiecałam sobie, że  zajrzę zanim skończą działalność. Nie byłam bywalczynią  tamtejszych knajpek, ale wystawy widziałam i przechodziłam często "na skróty". Lubiłam atmosferę, bo raczej miejsce studentów i pięknych dziestoletnich imprezowiczów.

 Zrobiłam kilka zdjęć, poszukałam starych, niech zostaną razem na pamiątkę popularnego miejsca.


 Na pewno nie było to miejsce "ładne". Mury stare, odrapane, pozabijane dyktą okna na nieczynnych piętrach, stoliki  jak widać w klimacie.



Po tych schodkach wchodziło się do pracowni graficznej. Czy Pan Z pamięta warsztaty, na których tam byliśmy?



Dekoracja ściany wewnątrz.


Pracownia była w tej kanciapce w rogu wielkiej sali.



Warsztaty odbijania obrazu na kamieniu i drewnie.



Na ścianach graffiti rozmai tego asortymentu.







Byłam przed południem, większość restauracji była jeszcze nieczynna,


w niektórych miejscach pozostałości po poprzednim dniu.


Ciekawe jak to wygląda w środku, niestety nie znalazłam zdjęć z wystaw na których byłam, były na piętrze. 


Zakamarki tam nie wchodziłam.



Teren spory i budynków dużo, ciekawe co z nimi zrobią. Miejsce straci swój charakter, będzie pewnie ładne, ale mimo wszystko takie mi się podoba.


Rzeźba pod jednym z ogródkowych namiotów,


reklama pracowni tatuażu, chyba. Nie wszystkim miejsce się podoba, sprawdza się powiedzenie, że najlepiej się trzyma prowizorka, ta trwała ponad 10 lat, zobaczymy co będzie dalej i jakie miejsce się znajdzie zamiast. 
Brakuje mi wędrówek po mieście, ale jednak przemieszczanie się komunikacją jest utrudnione i jakoś mi się mniej chce, może trzeba się przemóc. Zobaczymy.


poniedziałek, 14 września 2020

Tego mi było trzeba

Chciałam odetchnąć innym powietrzem, poczuć zapach lasu, posłuchać ciszy.

Udało się, niestety dokumentacja taka sobie, bo aparat mi się zepsuł, musiałam się przeprosić z moim staruszkiem, który aczkolwiek kiepsko, ale jeszcze działa. Pogoda sprzyjała, nawet głos myszołowa było słychać, chociaż chwilami dzieciaki w ferworze zabawy nieźle hałasowały. Tylko, że tam ten pisk i krzyki jakoś się rozmywają.


Piękna jarzębina na granicy dwóch ogrodów.






Ogródek córki pięknieje z roku na rok,



las za bramą kusi i pachnie,



widoki zawsze zachwycają. Myślałam że to na ekranie coś się przylepiło, a to ptak, dopiero przy powiększeniu zobaczyłam. Nie wiem jaki bo go wcześniej nie zauważyłam.


Na polanie pod brzozami znalazłam grzyby, muchomora musiałam uwiecznić.




Posiłek pod chmurką smakuje całkiem inaczej, w towarzystwie, chociaż czasem trafi się nieproszony gość, na przykład mrówka czy inna muszka.
Naładowałam akumulatory i wróciłam do domu zadowolona.


niedziela, 6 września 2020

Teatry uliczne w cieniu epidemii.

Czekałam długo, bo zostały przełożone i nie wiadomo było czy się odbędą.
Zaczęły się dzień później, ale mogłam się zaopatrzyć tylko w program i folder informacyjny bo byłam umówiona  w ogrodzie botanicznym. Nie wróciłam na rynek zmrożona trochę obostrzeniami .


Kolejka przed wejściem.

Na barierkach wisiał kilkustronicowy regulamin, nie można było tak sobie wejść, tylko się wypełniało deklarację, że się jest zdrowym i nie miało kontaktu z kiś zarażonym. Absurd, bo skąd mam wiedzieć czy osoba obok nie jest zarażona i o tym nie ma pojęcia? liczba wewnątrz barierek  ograniczona, tyle dobrze, że krzesełka są i można siedzieć wygodnie.
Pocieszyłam się ciszą i spokojem w botaniku, posiedziałam na ławce, pogadałam z koleżanką.



Otwarli nareszcie nową palmiarnię.



Kaczki sobie drzemały na trawce.


Lotosy przekwitły.

W sobotę już sobie nie darowałam, miałam wejściówkę na wieczorny spektakl, wcześniej postanowiłam zobaczyć instalację performatywną  niemieckiego duetu Angie Hiesl i Roland Kaiser.
W scenerii krakowskich Dolnych Młynów czyli dawnej, powstałej w 1871 roku fabryce cygar. 
Działała jeszcze po wojnie, potem przeniosła się gdzie indziej, zostały po niej niszczejące budynki, które jednak przekształciły się dość szybko w kultowe miejsce rozrywki. Puby, restauracje, sale wystawowe i inne w niby ponurej industrialnej przestrzeni mają swój urok. 
Miejsce w sam raz dla projektu bo idąc wśród rozstawionych  leżaków, krzeseł, ławeczek, stolików parasoli nagle nad głową widzisz starszą panią lub pana siedzących na krześle z robótką, gazetą, książką lub koszem jarzyn do obrania.  Dziwne to, bo nagle uświadamiasz sobie istnienie drobnych codziennych czynności, które może wykonują właśnie rodzice czy dziadkowie.


Tu przestał działać aparat, reszta zdjęć z telefonu, ze zdenerwowania ręce mi się trzęsły nie wyszły dobrze.



Sceneria Dolnych Młynów, niepowtarzalna.




 Byłam jeszcze na jednym spektaklu, ale napiszę o nim osobno. Szkoda, ze to miejsce niedługo zniknie z mapy Krakowa. Hiszpanie,  obecni właściciele chcą zamienić w kompleks rozrywkowo wypoczynkowy, wiadomo czym się skończy. Wyremontują, zrobią hotele, zamkną teren i będzie dla turystów, a niepowtarzalna atmosfera tego miejsca zniknie na zawsze. Jeszcze muszę się tam wybrać i zrobić kilka zdjęć na pamiątkę.