Miesiąc wspomnień i bolesnej rocznicy, brzydkiej pogody i beznadziei, smutków, których źródła trudno dociec, (albo lepiej tego nie robić), szarości, krótkich dni, pustych wieczorów.
Ratowałam się wędrówkami, o ile pogoda sprzyjała jako tako, kontakt z rodzinką zawsze miał moc rozjaśniającą, jednak wcale mi nie żal że się kończy.
Zebrałam kilka listopadowych migawek ze spacerów, których nie opisałam bo nie bardzo pisanie szło, nie umiem ubierać w słowa uczuć, smutków i radości, refleksji i przemysleń, pisać tak żeby zachwycać słowem.
Rocznica, niedługo po Zaduszkach, jeszcze chwilę temu stałam tam....
Ścieżka na tyłach zabudowań i ogródków działkowych,
zarośla, zagajniki,
ktoś hoduje gołębie,
kto by pomyślał, że w mieście jestem.
Jednak jest, nowohuckie osiedle Mistrzejowice,
na chwilę rożświetlone słońcem.
Pozostałości po świętowaniu Niepodległości.
Żeby nie było minorowo, to miłe chwile też były. Spotkanie z koleżankami ze studiów w Jamie Michalika.
Deszcz umył jagody,
zmoczył ostatnie pożółkłe liscie.
Listopadowe pąki pnączy,
krater na parkowej alejce,
pusty plac targowy z krzesłem na uwięzi,
moknące w deszczu alejki.
Listopad to też malownicze zachody słońca, poranne mgły, których nie zdążyłam sfotografować,
nadzieja na jaśniejsze dni, telefon, którego się nie spodziewałam, pierwszy śnieg,
zakupy, bo miłe dni na początku grudnia.
Mimo melancholii jesiennej i tak dość szybko minął co mu należy zapisać na plus.