piątek, 30 października 2020

Bunkier Cafe

Potocznie zwany Bunkier Sztuki to: 

Galeria Sztuki Współczesnej „Bunkier Sztuki” – galeria sztuki w Krakowie, powstała w roku 1965, zaliczana do najważniejszych polskich instytucji prezentujących sztukę współczesną. Jest to artystycznie niezależna instytucja kultury, finansowana przez Miasto Kraków.

Na początku jak zwykle wybrzydzano, że brzydka, nie pasuje w takim miejscu. Wystawy się nie podobały, sama obejrzałam tam niejedną kontrowersyjna i bulwersującą, nietuzinkową, inną niż wszystkie. Wewnątrz było przestronnie, dużo miejsca i bardzo ładne ślimakowate schody.


Znajdował się tam również niewielki barek dla zmęczonych oglądaniem;
19 lat temu barek "wyszedł" na Planty. Konstrukcja metalowa, zadaszona, ściany z folii, wewnątrz stoliki, każdy z innej parafii, czasem kiwające, skrzypiące krzesła, szydełkowe serwetki. Ktoś by pomyślał, prowizorka takie to niepozorne, ale zadziałał genius loci. BUNKIER CAFE prędko stał się miejscem kultowym. Ciągnęli tłumnie starzy i młodzi, poważni i niepoważni, przypadkowi często zamieniali się w stałych bywalców Sama wypiłam tam niejedną kawę, spotkałam się ze znajomymi. Tam najłatwiej było się umówić, bo miejsce było wręcz idealne. Siedziało się na Plantach, na głowę nie padało, w zimie było ogrzewanie. 
Niestety tydzień temu:
Bunkier Cafe zakończył działalność. 
Nowy blogger za nic w świecie nie chce mi wkleić pożegnalnego wpisu właścicieli. Pod nim mnóstwo rozżalonych, smutnych komentarzy, bo drugiego takiego miejsca już nie ma i nie będzie. galeria idzie do remontu, który potrwa 3 lata, a potem, cóż nie da się wejść dwa razy do tej samej wody. 


Wieczorem jeszcze działa, a



To zdjęcie zrobiłam po zamknięciu.
Tak zniknęło następne kultowe miejsce spotkań w mieście. 

 






 

niedziela, 25 października 2020

Nie wiem

 czy to dobry pomysł na powrót. 

Miałam na dzisiaj inne plany, ale od rana wisi nad miastem szara, wilgotna czapa mgły, powietrze dalekie od czystości i chociaż niby 14 stopni to wcale się tego nie czuje. Brakuje mi aparatu, te kilka zdjęć to komórka i mój stary, wierny, mały aparat.

Po tygodniu deszczu udało mi się przejść kilka kilometrów, ale brak kondycji dał się we znaki.



  
Droga pełna kałuż, błotnista i śliska, ale wreszcie słońce i kawałek nieba.


Z drzew lecą ostatnie kasztany, szkoda, bardzo lubię ich jedwabistą gładkość i lśniący kolor, zawsze noszę w kieszeni. Żałuję, że tak szybko tracą blask.

 
Ze względu na ograniczenia i co tu dużo mówić obawy przed jazdą  autobusem, namówiłam rodzinkę  na wyjazd. Dawno nie byłam na grobie rodziców, pojechaliśmy, zobaczyłam starą drogę do mojego domu, zmienioną nie do poznania, zjedliśmy obiad i wrócili. Szkoda że chłodno było i wietrznie
.



Wracaliśmy już po zachodzie.
Teraz zmiana czasu i już ciemno, bardzo tego nie lubię. Dalej nie bardzo mam o czym pisać, zbyt przygnębia mnie to co się dzieje, koty cały dzień śpią, w tv starocie już oglądane, trzeba by pochować definitywnie letnie ciuchy, ale mi się nie chce. Może mi się uda zobaczyć jakąś ciekawą wystawę, przyznaję jednak, że marazm jaki mnie dopadł nie chce ustąpić. 
Dlatego nie wiem czy to był właściwy czas do powrotu.