Bajanki

Istnieje Cieszyn Magiczny i Cieszyn. Podobnie do nich istnieje Życie Magiczne i życie. To się przeplata - starczy odrobina wyobraźni i nagle okazuje się, że można żyć w Magicznym Cieszynie i można Żyć Magicznie w Cieszynie. Wspomnianej odrobinie wyobraźni musi jednak towarzyszyć pewna umiejętność. Nie ma ona określonej nazwy. Polega ona na tym by umieć w życie codzienne wpleść Życie Magiczne.
I tu pewna rada: unikajmy sytuacji w których w Życie Magiczne wplatamy życie codzienne. To bez sensu. Uwierzcie mi proszę.
Powracając do wspomnianej umiejętności - jeśli taką się posiądzie wówczas wszystko staje się możliwe.
Nawet powrót do Magicznego Cieszyna.
Powiem więcej: można nawet wrócić do Crown Fields Haus!


*
Stanie w oknie i popatrywanie przed siebie nie jest specjalnie zajmującym zajęciem. W wielu przypadkach takie zachowanie może doprowadzić do niekontrolowanego zamyślenia od którego krok do jakiegoś szaleństwa. Odrobina deszczu, kruk za oknem, smagnięcie wiatru kroplami deszczu o szybę i wirowanie mokrych brunatnych liści unoszących się z ziemi i już zaczynamy myśleć, że o tym czy Śmierć zabija, czy może podaje nam tylko dłoń byśmy mogli spokojnie przejść na drugą stronę. Jeszcze chwila i …
*
Wiedziałem, że Cię tu spotkam. To było pewne. Ktoś taki jak Ty, to miejsce- Crow Fields Haus stanowią jedność. Nigdy, przenigdy nie uwolnisz się od niego, a ono bez Ciebie nigdy nie będzie kompletne. Spokojnie - czekałem na Ciebie. Wiedziałem, że nadejdzie chwila w której się zjawisz. Moje czekanie niosło za sobą określone koszta. Jak wiesz uwielbiam towarzystwo Dam, a czekanie na Ciebie mnie tego pozbawiało. Jednak – tak sobie myślałem – warto czekać. Nic tak jak nie dokończone historie nie jest bardziej irytujące. No! Może przesadziłem. Zazdrośni mężowie potrafią bardziej zirytować.
Głos dochodził z za moich pleców. Nie musiałem się odwracać by sprawdzić do kogo należy. Po chwili papierowy dym egipskiego papierosa niczym biały boa pojawił się z mojej prawej strony, opłynął moją twarz i powrócił za moje plecy. 




Cieszyński Uwodzicielu ! – Niemal krzyknąłem – jak dobrze Cię usłyszeć ! A teraz – dodałem – także zobaczyć! - i kierując się za wężowym dymem obróciłem się na pięcie. Tak … teraz stałem twarzą w twarz z NIM. Oto naprzeciw, trzymając papierosa w dłoni stał … On – Cieszyński Uwodziciel.
Nie chciałem być nachalny i dlatego wypuściłem dymnego boa. Gdy leciał w Twoją stronę powiedziałem do niego: oddaj nam Kolekcjonera Aniołów Stróży. Witaj! – Krzyknął – Cieszyński Uwodziciel unosząc ramiona na powitanie.Nie chciałem być nachalny i dlatego wypuściłem dymnego boa. Gdy leciał w Twoją stronę powiedziałem do niego: oddaj nam Kolekcjonera Aniołów Stróży. Witaj! – Krzyknął – Cieszyński Uwodziciel unosząc ramiona na powitanie.
W tej samej chwili otworzyły się drzwi do jadalni. Pojawił się w nich Ludwik z tacą na której stały dwa kieliszki z reńskim winem. Obaj z Cieszyńskim Uwodzicielem zamarliśmy ze strachu. W tej samej bowiem sekundzie spotkały się takie same nasze myśli … za chwilkę Ludwik coś powie!!!
I niestety powiedział – witam, cieszę się niezmiernie, że znów pana widzę i mogę mu podać jego ulubione wino …"


"niestety powiedział – witam, cieszę się niezmiernie, że znów pana widzę i mogę mu podać jego ulubione wino …
Mówił coś tam jeszcze, ale nic nie słyszałem. Zatkałem sobie uszy. Jego głos zamienił się bowiem w przeraźliwy krzyk, który niczym grom zakołysał żyrandolem, portretami i obrazami na ścianach, przytłumił ogień w kominku, wzbił i przydusił popiół, zerwał firanki, zaplątał zasłony, huknął otwieranymi hałasem oknami, przegonił wszystkie ptaki z parku, spłoszył zwierzynę, zafalował trawami, przygiął drzewa pozbawiając je pewnej ilości liści, które w normalnych okolicznościach mogły by sobie jeszcze trochę pobyć na gałęziach.

I gdy Ludwik łapał oddech by powiedzieć coś jeszcze – a ja nie wiedziałem co gdyż miałem zatkane uszy podobnie jak Cieszyński Uwodziciel, któremu krzyk Ludwika wyrwał egipskiego papierosa z ust – do salonu weszła ONA – Baronowa.
Och Ludwiku ! – powiedziała, a Ludwik natychmiast zamknął usta nie bacząc na to, że właśnie łapał oddech. Było mu obojętne bowiem czy złapie go do końca, w połowie, czy wcale. Jego Pani – Baronowa powiedziała : och ! Należało więc zamilknąć natychmiast.

No to zamilkł.
Baronowa wyglądała cudownie, wręcz zjawiskowo. Jak zawsze miała to COŚ w oczach, postawie, spojrzeniu, grymasie ust i w niedopowiedzeniu myśli. Wykonała gest dłonią, który sprawił, że świat zawirował. Baronowa to potrafiła. Jej niezwykle naturalna gestykulacja, która była tak oczywistym uzupełnieniem myśli i słów, że stanowiły jedyną w swoim rodzaju i na świecie jedność, potrafiła czynić cuda. Ponoć gdy była małą Baronówną lubiła chodzić po murowanej balustradzie tarasu i myśląc nieco gestykulować prawą dłonią co sprawiało, że widzące to Towarzystwo pijące na tarasie lemoniadę i kawę milkło by w milczeniu móc ją podziwiać. Na dole, w trawach parku milkły świerszcze, na drzewach ptaki, zające przestawały chrupać marchewkę, jeże tupać, a żółwie taplać się w błocie stawu. Nawet latający nad Crow Fields Haus Orzeł Bielik przestawał machać skrzydłami i jedynie szybował by móc podziwiać gesty jakimi obdarzała świat prawa ręka Baronówny, a Ona, jakby tego nie dostrzegając, mówiła do siebie w myślach dalej, uśmiechając się i nadal gestykulując. Czasami gdy kończyła się je myśl przystawała, opuszała prawą dłoń i mówiła na głos: no dobra.
Czarowała.

Tak samo było teraz. Nim się odezwała jej ruch prawej dłoni sprawił, że ptaki zaczęły śpiewać, spłoszona zwierzyna wróciła na miejsce podobnie jak egipski papieros, trawy przestały falować, okna się zamknęły, zasłony wróciły na miejsce, a firanki się rozplątały.
Ludwik nadal milczał aczkolwiek widać było, że chce coś powiedzieć. Baronowa spojrzała na niego życzliwie z uśmiechem, lekko niemal niedostrzegalnie uniosła prawą dłoń i wówczas Ludwik otworzył usta. I nim zdążyłem się zabać że Leon ponownie ryknie, on jedynie ledwo dosłyszalnym szeptem powiedział : przepraszam … ."
A zatem jesteś – odezwała się Baronowa i zbliżyła się by na powitanie podać dłoń. Mój brat – Cieszyński Uwodziciel – wspominał niezbyt dawno, że czuje iż się zjawisz. Przyznam, że podzielałam jego przeczucia o czym mu powiedziałam. Padł z jego strony nawet komentarz, że wiedział iż i ja to przeczuwam, ale postanowił mi o tym nie mówić. Bał się, że się nie przyznam … wiesz przyjacielu …my Kobiety mamy swoje … - myśli i zachowania nieodgadnione – skończyłem za Baronową. Zaśmiała się perliście. Uwielbiam jej śmiech. Cieszyński Uwodziciel oświadczył, że całkowicie się ze mną zgadza co do myśli i zachowań nieodgadnionych dodając, że już go to nudzi i coraz częściej łapie się na tym, że ma już tego dosyć i gotów jest postawić tezę, że kobiety przez to wiele tracą. Baronowa spojrzała na brata, wykonała niedbały gest prawą dłonią, który powiedział co powiedzieć miał czyli wszystko na ten temat. Cieszyński Uwodziciel spojrzał na mnie i przewrócił oczami po czym sięgnął po egipskiego papierosa.
Przeczuwałam, że się zjawisz. Ilekroć przechodziłam obok ławki miłości widziałam jak na niej siedzisz.


Mogło to znaczyć tylko jedno – Tęsknisz za Crown Fields Haus, tęsknisz za Nią, za tamtymi chwilami i nie możesz pogodzić się z upływem czasu. To się nazwa … nostalgia? Chyba tęsknota za niespełnioną miłością - wtrącił Cieszyński Uwodziciel i zaraz dodał : najpiękniejsze co się może mężczyźnie przydarzyć. Baronowa spojrzała z zaciekawieniem na brata, a jej prawa dłoń nie wykonała żadnego gestu. Oznaczać to mogło tylko jedno – zaciekawiła ją wypowiedź Cieszyńskiego Uwodziciela. Mów – rzekła. Droga siostro – zaczął Cieszyński Uwodziciel – to proste: niespełniona miłość daje gwarancję trwania ideału, podtrzymuje marzenia, nadzieję spełnienia, powrót do czasu gdy chodzi się nad ziemią, a upływający czas sprawia, że zastanawiamy się co by było gdyby … . I powiem teraz coś ważnego – zamieniliśmy się wraz z Baronową w słuch. Im więcej czasu upływa od niespełnienia tym bardziej owego spełnienia nie powinniśmy chcieć.
Baronowa spojrzała na brata, a po chwili i na mnie. Było to spojrzenie wymowne. Brat spojrzał na siostrę i na mnie wymownie, ja spojrzałem na brata, znaczy Baronowej brata i na Nią jeszcze wymowniej. Nie musieliśmy nic mówić i czynić żadnych gestów. Wszystko było jasne.
Baronowa zrobiła się nieco smutna, uniosła lekko prawą dłoń i powiedziała do mnie: chodź Przyjacielu, usiądziemy na ławce miłości.
"Tego się właśnie obawiałem. Siadanie na Ławce Miłości wraz z Kobietą – do tego Baronową zobowiązywało ! I co miałem zrobić? Cieszyński Uwodziciel – Brat Baronowej zaciągnął się dymem z egipskiego papierosa, spojrzał mi w oczy i tym spojrzeniem powiedział WSZYSTKO!
Nim usiądziemy – odezwał się po krótkiej chwili – powinniśmy uzgodnić jak to zrobimy. Wraz z Baronową spojrzeliśmy na Jej brata pytająco co sprowokowało go do dalszej przemowy: będziemy siedzieć we troje na jednej ławce co sprawi, że mówiąc do siebie nie bardzo będziemy mogli na siebie patrzeć. Moja siostra – kontynuował mówca – oczywiście siądzie w środku miedzy nami więc zrobi się niezręcznie gdy Ty będziesz mówił do mnie, a ja do Ciebie. Co będzie musiała zrobić Baronowa by umożliwić nam kontakt wzrokowy? Odsunąć się w tył? Nachylić do przodu? A co będzie gdy któryś z nas zacznie dłuższy wywód i pewnym momencie zrobi pauzę by się zastanowić? Wówczas Baronowa wróci do pozycji pionowej i zaraz znowu będzie musiała się odchylać bo przemawiający wróci do wypowiedzi. Do diaska! – nieco poniesionym głosem przyznałem mu rację. Masz rację. Oczywiście! – odparł Cieszyński Uwodziciel i zaraz stanowczym tonem dodał – Do diaska! Moja Siostra nie jest jakimś wahadełkiem!

A co będzie gdy Baronowa zacznie mówić ? – zapytałem. No właśnie! Siostra moja nie jest także pozytywką i nie będzie co chwila zerkać na jednego z nas. To nonsens – oświadczył Cieszyński Uwodziciel. Co teraz  – zapytałem – nie siadamy? Zrobiło się cicho. Obaj spojrzeliśmy na Baronową, która wykonała władczy gest dłonią i zakomunikowała: siądziemy. Mam wyjście z tej sytuacji. Będziemy do siebie mówić i patrzeć w niebyt. W niebyt? – zapytaliśmy obaj jednocześnie. Tak w niebyt – odpowiedziała Baronowa i zaraz dodała: słowo to pozostawia olbrzymie pole do interpretacji tego co określa. Będziemy patrzeć przed siebie, a im dłużej będziemy to robić mówiąc i słuchając tym bardziej będziemy przenosić się do innej krainy. Przestaniemy widzieć okno, a zaczniemy widzieć świat zewnętrzny, który wcale nie będzie tym, który teraz przez to okno widzimy. Przeniesiemy się patrząc w niebyt w świat z innego wymiaru. W świat naszych myśli, słów, imaginacji. Ciążąca nam rzeczywistość zniknie. Będziemy szybować na skrzydłach wyobraźni unoszeni prądami nostalgii i niespełnionej miłości. To będzie piękne.
Moja Siostro – odezwał się Cieszyński Uwodziciel – zaskakujesz mnie niezmiennie. Jesteś Aniołem, jesteś Cudowna. Twoje myśli … Twój pomysł już sprawił, że czuję się inaczej, już odrywam się od ziemi … .
Milczałem. Cóż innego mogłem zrobić w obliczu takiej propozycji? Jedyne na co się zdobyłem to bardzo nostalgiczne Ech…. ,które wydobyło się z moich ust. Ja też chciałem już patrzeć w niebyt.
Zatem moim panowie – odezwała się Baronowa – siadajmy, spójrzmy w okno i w niebyt. Mów Kolekcjonerze Aniołów Stróży. Chcę Cię słuchać.
Spojrzałem na Baronową i na Jej Brata. Ich wzrok skierowany był przed siebie. Oboje już TAM podążali. Ruszyłem za nimi."


***

"Październikowa noc. 

Zapachy dworcowego peronu – składowa: smaru, oleju, wilgoci, dymu, stali, mgły, papierosowego dymu i niepokoju podróżnych. Kolej. Gwizd, kłęby pary, czerń lokomotywy, czerwień lic jej kół, zamach, nagłe cofnięcie, pisk hamulców. Obłęd w oczach pomocnika maszynisty i spokój w oczach jego pryncypała. Wszystko to sprawiało – nie wiem dlaczego – że czułem się jak u siebie. Spojrzałem w głąb peronu, moje miasto ginęło w oparach dymu lokomotywy. Stalowa kratownica schodów, wagonowy korytarz, zastygłe w bezruchu zasłony okien i wreszcie wnętrze pulmanowskiego wagonu. Przedział tylko dla mnie. Noc. Siadam przy oknie. Czekam na gwizd zawiadowcy, a po nim na gwizd lokomotywy. Wcześniej usłyszę stukot stalowego młotka uderzającego w osie wagonów. Jeszcze chwila i kolej ruszy, a ja wtulony w plusz siedzeń zacznę się wpatrywać w jego okno. Nie mogę się doczekać chwili, gdy całkiem znikną światła mojego miasta, a za oknem w ciemności ogarniającej świat pojawią się - ulatujące na wolność przez komin lokomotywy  - wesołe czerwone iskierki żaru.
Byłem w podróży. Była to podróż której tak pragnąłem!!! Miałem się z Nią zobaczyć ! Tam zobaczyć! Być z nią !!!
Przeciągły gwizd zawiadowcy i szybka odpowiedź lokomotywy. Nie musiałem spoglądać za okno by widzieć szefa pociągu z chorągiewką w dłoni i salutującego mu tym samym gestem zawiadowcę stacji. Pociąg ruszył … .
Spojrzałem  by móc obserwować jak wszystko za oknem znika, staje się historią, gdy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Po chwili jakaś męska dłoń zdecydowanym ruchem rozsunęła zasłony i zobaczyłem wchodzącego do przedziału mężczyznę.
Witaj młodzieńcze – usłyszałem. Skinąłem głową. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu bym się dosiadł do Ciebie w tym przedziale pulmanowskiego wagonu i bym razem z Tobą odbył  podróż do końca - powiedział jak się miało okazać mój współtowarzysz podróży. Proszę – odpowiedziałem i zaraz zapytałem: końca? No tak! Do końca podróży. Na razie nie wiem czyjej i stan owej niewiedzy trwać będzie do póki nie dowiemy się dokąd zmierzamy. Mój rozmówca  cylinder położył na siedzeniu obok, jednym ruchem zdjął  płaszcz, drugim poprawiał poły surduta po czym usiadł zakładając nogę na nogę i wsparł obie dłonie na lasce.

 Spojrzał na mnie badawczo, uśmiechnął się i powiedział: pozwól zacny kawalerze, że się przedstawię. Jestem hrabia Oskar von Berg bei Yarotschin. W tej chwili towarzysząc Tobie w podróży udaję się do mojej posiadłości.
Co było robić, przedstawiłem się i także zdradziłem mój cel podróży: udaję się do zaprzyjaźnionej rodziny która mieszka w Crown Fields Haus. Znam, znam , znam strzelił słowami hrabia i delikatnym ruchem dłoni strzepnął niewidzialny pył z ostrego jak brzytwa kantu lewej nogawki sztuczkowych spodni. Musiałem przyznać., że ubiór hrabiego robił na mnie wrażenie.
Pozwolisz, że zapalę – zapytał. Proszę- odpowiedziałem. Po chwili dym egipskiego papierosa zaczął cienką smużką unosić się w górę, a hrabia powracając do swej wypowiedzi dodał: znam miejsce i właściciela tego pięknego pałacu. Bardzo zacny człowiek, wielkiego serca, ducha, ogromnej wiedzy i wielu pasji. Mąż pięknej żony i ojciec dwóch cudownych córek: Beatrycze i Urszuli.
Uniosłem lekko prawą brew by jak najdelikatniej wyrazić swoje zdziwienie tym, że hrabia tak szybko, na początku naszej znajomości, powiedział mi tak wiele informacji, które można określić mianem poufne. Hrabia wybornie odczytując uniesienie mojej brwi rzekł: Wiem jaka myśl zaprząta teraz Twoją głowę drogi kawalerze. Otóż nie ma nic dziwnego w tym, że powiedziałem Tobie tyle o rodzinie mego przyjaciela z Crown Fields Haus. Po pierwsze obaj jesteśmy dżentelmenami– kontynuował wypowiedź hrabia. Po drugie w związku z tym możemy mieć do siebie zaufanie, po trzecie za oknem mamy wspaniałą mgłę – zakończył. Spojrzałem za okno i stwierdziłem, że faktycznie … mgła. Przez chwilę odniosłem wrażenie, że pociąg jedzie w mleku. Tylko chwilę. Szybko bowiem owo wrażenie odrzuciłem uznając je za bezzasadne, dziecinne i niedorzeczne.
„Po trzecie za oknem mamy wspaniałą mgłę” – powtórzyłem wypowiedź hrabiego i dodałem: całkowicie się z panem, panie hrabio zgadzam. Jestem wielbicielem mgieł i wiele z nich zasługuje na miano wspaniałych, jednak … to „po trzecie …”?
Och! To proste, już wyjaśniam – rzucił hrabia. Mgła, która otula nasz pędzący pociąg jest doskonałym przykładem zilustrowania tego co chcę określić mianem zaufania. Otóż wyobraź sobie zacny kawalerze co robi teraz pomocnik maszynisty w naszej lokomotywie? Pomocnik maszynisty – odpowiadał za mnie hrabia – patrzy we mgłę, poci się ze strachu, w oczach ma obłęd, ciągle wyciera dłonie w spodnie i kręci się jak nakręcony. Dlaczego? – bo nie ufa! Tymczasem maszynista spokojnie pyka fajkę, patrzy z uśmiechem w mgłę i stara się nie patrzeć na pomocnika, który ciągle kręci się jak nakręcony. Powiem więcej! – przemawiał dalej hrabia – w pociągu jadącym z naprzeciwka pomocnik maszynisty i maszynista zachowują się identycznie jak nasi z tym, że jest bardzo prawdopodobne iż tamten maszynista pali fajkę nadziewając ją innym gatunkiem tytoniu. Otóż jak się pewnie domyślasz mój synu – rzucił hrabia – maszyniści ufają sobie i zawiadowcom stacji z których ruszyli, a pomocnicy nie ufają. Najchętniej zatrzymali by pociąg, przyłożyli ucho do szyn i słuchali czy nie jedzie nic z przeciwka tym samym torem. Potem dla pewności przeszli  na tor obok aby usłyszeć, że właśnie tym torem obok jedzie pociąg z przeciwka. To, że by się o tym przekonali to pewne … mogli by jednak się o tym już nie dowiedzieć … nie dostrzegłszy we mgle, że ów pociąg z naprzeciwka jest tak bardzo blisko! Zatem zadaję pytanie: ufamy sobie czy nie ufamy kawalerze? Tak ! – odparłem- ufamy!
No i dobrze! – klasnął w dłonie hrabia po czym szybko ułożył je ponownie na głowni laski, która w tym czasie nie zdążyła zmienić pozycji odchylając się w którąkolwiek ze stron. Musiałem to przyznać: hrabia miał piekielnie szybki refleks!
W tej samej sekundzie usłyszałem znany hałaśliwy dźwięk, torami obok przemknął pociąg jadący z przeciwka. Hrabia uśmiechnął się i powiedział: widzisz? Nie ma to jak zaufanie.
Popatrzyłem w okno. Mgła zniknęła nieoczekiwanie szybko. Być może pociąg pędzący z przeciwka zabrał ją ze sobą. To było bardzo możliwe. Przecież w każdym pociągu jedzie ktoś komu trzeba wytłumaczyć jak ważne jest zaufanie. Choćby dlatego by nie stracić głowy.
Miejsce mgły zajęła czerń rozświetlana pojedynczymi  iskierkami. Patrzyłem na ich taniec. Taniec pojawiania się i znikania.
Ulotne prawda? – zapytał hrabia. Tak – odpowiedziałem. Wiesz … zamyślił się chwilkę hrabia … wszystko w tym życiu jest ulotne. Czasami za bardzo – zakończył myśl hrabia i zaraz dodał na zakończenie – może Tobie się uda o tym nie przekonać.
Zapadło milczenie. By jakoś się w nim znaleźć spojrzałem w okno. Zobaczyłem w nim zamyśloną twarz hrabiego.
Ale, ale! – odezwał się – powracając do naszej rozmowy na temat Twojej wizyty w Crown Fields Haus … jestem pewien, że nie możesz się doczekać odwiedzin u przyjaciół, ale przede wszystkim spotkania z hrabianką Urszulą, jesteście w podobnym wieku … mam rację? – zapytał hrabia."
***


"Koła pociągu stukały miarowo. Bardzo lubiłem ten dźwięk. Nie wiem dlaczego. Czy wszystko trzeba wiedzieć? – zadałem sobie pytanie retoryczne. Zawsze gdy podróżowałem koleją owo stukanie wprawiało mnie w dobry nastrój. Dawało poczucie spokoju, przytulności i tę cudowną radość, że wreszcie się jedzie, że wreszcie w podróży, że coś nowego mnie czeka. Było w nim coś jeszcze czego nie potrafiłem sobie zdefiniować, zrozumieć … . Podobnie jak z iskierkami za oknem przedziału, które pojawiały się nagle i równie szybko znikały … odnosiłem wrażenie patrząc na te czerwone cudeńka, że ich lot zbyt szybko się kończy, że one chciałyby jeszcze i jeszcze. I pewnie dlatego, gdy jedne znikały natychmiast w ich miejsce pojawiały się nowe. Czerń nocy tkana żarem. Cudowna tkanina, która nigdy nie powstanie.
Bardzo lubisz noc. Mam rację? – zapytał hrabia przerywając tym samym cisze, która trwała od jakiegoś czasu. Widziałem, że jesteś zamyślony dlatego nic nie mówiłem. Nie chciałem przerywać, ale widząc jak twoje oczy gonią żar iskierek i to jak patrzysz na noc sprawiło, że zdecydowałem się zadać Tobie to pytanie – oznajmił hrabia. Tak, noc jest magiczna – odpowiedziałem. I dla mnie mój młodzieńcze- oświadczył hrabia po czym dodał: ja sam jestem nawet zdania, że noc jest lepsza od dnia i że znacznie więcej czasu powinniśmy poświęcać na życie w nocy niż w dzień. W dzień powinniśmy spać a żyć w nocy.
Moja prawa brew lekko uniesiona w górę sprawiła, że hrabia zapytał: jesteś innego zdania? Nie wiem – odparłem – nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Lubię dzień i lubię noc, choć przyznam, że dzień nie równa się nocy jeśli bierzemy pod uwagę magię. Choć przyznam, że i on ma swoje magiczne chwile. Pewna poetka nawet poświęciła im swój cudowny wiersz.
O! – powiedział hrabia.
Tak! – powiedziałem ja.
Pozwolisz, że poproszę byś go zacytował? Zapytał grzecznie hrabia.
Oczywiście – odparłem
Jak pięknie jest rano,

gdy jeszcze nie wszystko się stało,

i wszystko może się stać,

tylko brać.



Jak pięknie jest wiosną,

gdy jeszcze nie wszystko wyrosło,

i wszystko może się stać

tylko brać, tylko brać...



Jak pięknie jest w maju,

Gdy ryba się kąpie w ruczaju

i wszystko może się stać,

tylko brać.


Jak pięknie jest rano,

gdy jeszcze nie wszystko się stało,

i wszystko może się stać,

tylko brać, tylko brać, tylko brać...

Jak pięknie bywa na wiosnę,

gdy ziarnko bawi się w sosnę,

kamień pod łodzią, łódź z powodzią,

koza się śmieje z osłem...


Jak pięknie jest rano,

gdy jeszcze nic się nie stało,

i wszystko może się stać,

tylko brać, tylko brać...

Cudnie ! wykrzyknął hrabia, po czym klasnął w dłonie i uderzył się w kolana zaburzając tym samym ostrość kantów obu nogawek sztuczkowych spodni. Równie szybko , chwycił głownie laski, która nie zdążyła się przechylić w żadną z możliwych stron. Przyznałem w myślach hrabiemu, że jest piekielnie szybki. Po chwili naszła mnie myśl, że być może laska hrabiego nie przechyla się w żadną ze stron gdyż owa chwila wolności która ją nagle spotyka jest tak zaskakująca, że zanim zrozumie iż jest wolna, traci tę wolność w uchwycie dłoni hrabiego.
Masz rację! Cytując ten cudny wiersz przekonałeś mnie, udowodniłeś, że i dzień potrafi być magiczny. Cóż… – zadumał się przez chwilkę hrabia - mam ruczaj, mam osiołka, kozę, mam wszystko co będzie potrzebne. Ha ! mam też parę różowych rysiów.

 Pozostaje nam tylko czekać na wiosnę i maj – oświadczył.
Roześmialiśmy się obaj.
Powracając do nocy … - mówił dalej hrabia – noc jest …jest …jest … . W nocy mamy ze świata więcej dla siebie. Gdy inni śpią, śnią i takie tam, my – ci którzy nie śpimy, możemy niczym nietoperze wyjść na dwór i łapać okruszki świata który tylko nocą – mój młody przyjacielu – wraca do swej pierwotności. Gdy cichnie zgiełk dnia noc jest tą samą co była wczoraj, sto lat wstecz i tysiąc i więcej. Nocą mamy szansę sprawić by atawistyczne zachowania powróciły do korzeni, by przestały być atawistyczne. Puchacz odzywa się tak samo jak pierwszy puchacz na ziemi. Noc nie ima się czasu młody kawalerze.
Nie mogłem nie przyznać hrabiemu racji. Coś w tym było. Spojrzałem w okno przedziału … iskierki… ."
***"O nocy można by prawić w nieskończoność. Śmiem Twierdzić, że jedyne co zostanie w przyszłości z naszego świata to noc - ciemność. Naszej cudnej planety już nie będzie, Słońca nie będzie, Księżyca i kilku miliardów innych planet i gwiazd, a noc zostanie. Ludzie nie zdają sobie sprawy z znaczenia nocy, która jest: oddechem, chwilą odpoczynku, zagadką, tęsknotą. Przesypiają ją nie do końca i nie całą gdyż - ale masz jeszcze na to czas kawalerze - a budząc się są gotowi na dzień. Tymczasem wszystko zaczyna się i kończy w nocy. W ciemności. Człowiek? Nie tylko! - Każde stworzenie na tym świecie pojawia się z ciemności w niej znika. Tak to już jest.
Patrzyłem na hrabiego, który właśnie zakończył swoją wypowiedź na temat nocy i już wiedziałem, że ma rację, a moja z nim podróż – a jakże nocna! – sprawi, że już na zawsze będę pod jej czarem.
Przyznaję panu hrabiemu rację – odparłem. Teraz zrozumiałem - dzięki pana słowom - że magia nocy polega na tym, że się w niej zatapiamy, giniemy, ochoczo skaczemy w ciemność, gdyż czujemy, że ona da nam ukojenie, spokój i pozwoli żyć następnego dnia.
Czy ja wiem – niespodziewanie oświadczył hrabia.
??? zadałem wzrokiem trzy szybkie pytania tej samej treści.
Już dobrze – rzekł – i roześmiał się hrabia, po czym dodał – żartowałem.
Nic tak jak oczywistość nie zabija fantazji. Nic tak jak pewność nie zamyka w ciasnej przestrzeni klatki – myśli. Dlatego zażartowałem. Chciałem byś odczuł jak to jest - zdziwić się niepomiernie w jednej małej chwili. W takim właśnie momencie odczuwa się szok. I to jest jak sole trzeźwiące, które obudzą i pozwolą zadać następne pytania … . Zgodzisz się ze mną – zapytał hrabia.
Nigdy ! – odrzekłem.
Jak to? – zapytał hrabia.
A tak to! Żartowałem ! – oświadczyłem.
Hrabia już miał podnieść ręce by klasnąć w dłonie, laska już gotowa była by się przechylić w którąkolwiek ze stron - byle się przechylić czując nadchodzącą wolność … i wtedy hrabia roześmiał się jak szalony, ścisnął laskę jeszcze bardziej- tak, że ta westchnęła i powiedział: No! Kawalerze! Brawo! Lubię Cię! Rozmowa z Tobą staje się pasjonująca i wymagająca. Miałem przeczucie wsiadając do tego przedziału!
Roześmiałem się i ja. Nie tylko dlatego, że wypadało i dlatego, że byłem z siebie zadowolony, gdyż wyprowadziłem hrabiego w pole. Zaśmiałem się także dlatego, że zrobiło się śmiesznie, a to najlepszy powód do tego by się śmiać. Trochę było mi żal laski, która została tak mocno ściśnięta, ale pomyślałem sobie – a tam, jeszcze się kiedyś przechyli.
Jeśli będziesz kiedyś w Magicznym Cieszynie błyskotliwy młodzieńcze – mówił hrabia – koniecznie musisz wstąpić do herbaciarni „Zjawa”. 

Ilość herbat które oferowane są tam do spożycia, mnogość rodzajów cukrów, atmosfera, wystrój, sprawią, że poczujesz się cudownie i … będziesz tam wracał nieskończoną ilość razy … tak ja robię to teraz. Zawsze w podróż, gdy jest ona na tyle długa by mieć czas na wypicie herbaty, zabieram ją ze sobą. Podróż bez herbaty mój kawalerze, zwłaszcza gdy za oknem jest październikowa noc i iskierki swą czerwienią przeplatają czerń nocy, jest czymś niekompletnym, czymś bez sensu, czymś co budzi we mnie poczucie dyskomfortu. Dlatego teraz – i tu hrabia spojrzał na swój zegarek, który przed chwilą wyjął z małej kieszonki kamizelki – podadzą nam herbatę. Nie zdążyłem unieść prawej brwi w geście zdziwienia, gdy drzwi przedziału pulmanowskiego wagonu zaprzęgniętego w skład pociągu gnającego w ciemności gdzieś w stronę Crown Fields Haus i Berg bei Yarotschin przesunęły się, czyjaś dłoń rozsunęła welurowe zasłony by zrobić miejsce dla drugiej w której mocnym chwytem trzymana była taca na której spoczywał imbryk i dwie cudnej urody miśnieńskie filiżanki. 



Pańska herbata panie hrabio - oświadczył jej dostawca - i postawił tacę na podokiennym stoliku wskazanym mu przez hrabiego wzrokiem. Po chwili sprytnym ruchem chowając w dłoni coś co chwilkę wcześniej spoczywało w dłoni hrabiego, wycofał się dyskretnie z przedziału.
O to magiczny napój – przemówił hrabia – który zaparzono na moją prośbę z mieszanki różnego gatunku herbat. Mieszankę ową stworzyła na moją prośbę właścicielka herbaciarni „Zjawa” z Magicznego Cieszyna – Dama paląca sziszę. Będąc ostatnim razem w wspomnianej herbaciarni i rozmawiając z jej właścicielką na tematy herbaciane usłyszałem od Niej, że herbaty można komponować dowolnie - jak muzykę. Przyznam, że było to dla mnie zaskoczenie. Mam w domu swym wiele gatunków herbat, ale komponować nimi … . Byłem zaskoczony – powtórzył hrabia i zapaliwszy kolejnego egipskiego papierosa – opowiadał dalej: zaproponowałem zakład, którego przedmiotem miała być mieszanka oddająca pewną sytuację i mało tego ! – ocenę mieszanki miała dokonać osoba obca, zaproszona do degustacji herbaty zbiegiem okoliczności.
Podejmuję zakład – oświadczyła mi Dama paląca sziszę – i dodała: proszę się wysilić opisując sytuację. Chcę by wiedział pan, panie hrabio, że nie interesują mnie banaliki. Wiem już kto będzie oceniał moją mieszankę. Wiedziałam to nim pan tu przyszedł. Przed nami , na tureckim stoliku z kutym blatem z miedzianej blachy przeznaczonym do podawania czaju leży koperta, a w niej kartka z opisem owej osoby i miejsca w którym się znajduje. Pan – hrabio – opisuje, ja mieszam i do dzieła !!!
Cudownie – oświadczył hrabia – i zaczął: oto moja sytuacja. Noc. Podróż. Widzę pojawiającą się i znikającą czerwień, słyszę stukot, czuję dym egipskich papierosów, interesująca rozmowa, oczekiwanie, tęsknota, chyba miłość, dwa różowe Rysie i Urszulka.
Tak? – odparła Dama paląca sziszę. Brzmi nieźle o świadczyła i dodała – idę mieszać!
Tak więc – przemawiał dalej hrabia – Dama poszła mieszać, z my teraz napijemy się herbaty. Chwilę po tym hrabia wstał, jednym nienagannym ruchem jednej z rąk – nie pomnę której – ułożył klapy surduta i sięgnął po imbryczek. 

W tej samej chwili laska, która na tę chwilę czekała od wieków wypadła z ręki – nie pomnej której – z radością spadła na podłogę przedziału pulmanowskiego wagonu. I mogę przysiąc, że wydawała przy tym dźwięk jako żywo przypominający nasze, zwyczajne ludzkie: ha, ha, ha !"



***Po chwili laska znalazła się ponowie w objęciach dłoni hrabiego. Muszę przyznać, że obserwacja jego miny, która mówiła - nic się nie stało, laska wcale to a wcale nie wypadła z moich dłoni, a jeśli nawet wypadła to nie wypadła bo nie i koniec! – sprawiała mi wielką radość. Cudnie było obserwować wewnętrzną walkę hrabiego z samym sobą. Oto na moich oczach dwóch hrabiów kłóciło się ze sobą. Jeden z nich mówił do drugiego – ha, ha, ha !!! – upuściłeś laskę, upuściłeś laskę !!! A drugi odpowiadał : Ty prostaku! Nie upuściłem ! Co najwyżej pozwoliłem jej chwilkę poleżeć na podłodze przedziału pulmanowskiego wagonu, będącego składową pociągu, którego lokomotywa pędziła w mrok! Dałem jej wolne! W końcu ile mogę trzymać bez przerwy laskę w dłoniach. Zresztą laski mnie nudzą ostatnimi czasy. Postanowiłem przez chwilkę spróbować jak to jest bez laski.
W czasie gdy drugi hrabia łapał oddech by kontynuować swoją wypowiedź, pierwszy hrabia rzekł – oczywiście!
Co do herbaty hrabio – przemówiłem by obaj hrabiowie znów mogli stać się jednym hrabią – jestem gotów poddać się jej degustacji. Mimo mojego młodego wieku mogę uważać się za osobę, która herbatę smakuje i lubi od wielu lat, jednakże – dodałem - gdybym oświadczył, że się na niej znam – skłamałbym. Wiem natomiast na jej temat jedno.
Tak? – zapytał hrabia trzymając w dłoniach laskę i gładząc ją czule.

Otóż póki herbatę transportują do Europy klipry herbaciane z Cutty Sark na czele oczywiście;

 jej smak, aromat, barwa - będą jedyne w swoim rodzaju. Herbata z Chin, Japonii, Sri Lanki, Indonezji, Tajwanu, Pakistanu, Malezji, Birmy, Wietnamu czy Iranu; w czasie podróży przez oceany, wokół Przylądka Dobrej Nadziei, przez strefę ciszy i strefę pasatów, Zatokę Biskajską i sól w powietrzu Kanału Angielskiego oraz mgłę spowijającą przez większą część roku londyńskie doki – nabierają mocy o której świat bez żagli kliprów będzie mógł tylko pomarzyć. Dlatego – kontynuowałem – nie lubię wypowiadać się o herbatach ze znawstwem. Uważam, że herbatę winno się pić, smakować, degustować w skromności. W pokorze. Jestem przekonany, że każdy, najmniejszy nawet listek herbaty z tego samego pola herbacianych upraw zaparzony z osobna zasmakuje inaczej. Tak samo jak każda iskierka za oknem przedziału świeci inaczej podczas swojego krótkiego żywota, tak samo jak każde inne życie na świecie jest odmienne jest samoistne i inne od pozostałych.
Hrabia milczał. Nie pozostało mi nic innego jak podnieść filiżankę do ust. Gdy to uczyniłem poczułem jej aromat. Bezwiednie przymknąłem powieki i wówczas zobaczyłem … .
Urszulę.

Stała przede mną. Znów czułem jej zapach. Pszeniczne włosy ledwie dostrzegalnie poruszały się trącane delikatnymi oddechami wiatru. Wielkie ciemne oczy, w których rad bym się utopić … i te usta cudne skrojone, które milcząc mówiły, mówiąc milczały. Jej szyja, ramiona, biała skóra lekko tylko muśnięta słońcem minionego lata. Uśmiechała się i wyciągnęła do mnie swoją dłoń, której smukłe palce prosiły o pieszczotę moich ust. Otworzyła usta by coś powiedzieć i nic nie powiedziawszy zatrzymała je w niedopowiedzeniu … .
Spojrzałem w jej oczy i zobaczyłem iskierki, które natychmiast rozpaliły serce i duszę moją. Rozpaliły serce i duszę moją, rozpaliły … .
Ostrożnie! – Krzyknął hrabia odpowiednio dobierając ton głosu do sytuacji oraz wielkości pomieszczenia, jednocześnie sprawnym chwytem łapiąc w locie moją miśnieńską filiżankę, która nie wiedząc czemu wypadłszy z mojej dłoni, zmierzała ku podłodze przedziału pulmanowskiego wagonu, który wraz z pociągiem podążał w mrok.

Hrabia odstawił z całkowitym spokojem filiżankę na spodek, który nadal spoczywał w mojej dłoni, po czym rzekł: pozwolisz kawalerze i odebrawszy miśnieński komplet z mojej dłoni odstawił go na stolik pod okno.
Spojrzał na mnie przeciągle, wyjął papierosa z srebrnej papierośnicy, zapalił go i rzekł: cóż. Nadeszła chyba pora otworzyć kopertę w której właścicielka herbaciarni o nazwie „Zjawa” w Magicznym Cieszynie – Pani paląca sziszę – zapisała informację o tym kto pozna smak mieszanki jej herbaty. Co o tym sadzisz młodzieńcze?
Nie bardzo mogłem mówić więc skinąłem głową z aprobatą. Hrabia zdawał się rozumieć moją sytuację. Z wewnętrznej kieszeni surduta wyjął kopertę, otworzył ją, wyjął kartkę papieru i przeczytał: mieszankę herbaty nazwałam – żar spojrzenia. Jej smak pozna i właściwie odczuje siedzący naprzeciw pana drogi hrabio młodzieniec, z którym razem podróżuje pan w przedziale pulmanowskiego wagonu pociągu pędzącego w mrok. Ów młodzieniec jedzie do Crown Fields Haus by ujrzeć swą ukochaną.
Co o tym sądzisz ? – zapytał hrabia.
Ciągle nie mogąc wydusić z siebie słowa wykonałem prawą dłonią gest, który miał mówić – genialne!

Hrabia uśmiechnął się i powiedział: K O B I E T Y. Strzeżmy się Tych, które palą sziszę i mieszają herbaty. Po czym klasnął w dłonie w zaczął się śmiać. Laska nawet nie śmiała się ruszyć.
***

"Dworcowy peron otaczały ciemności nocy ledwie rozświetlane przez dwie gazowe lampy zawieszone na frontowej ścianie dworca. Ich nikły blask tworzył dziwny kolarz z czerwoną poświatą klinkierowych cegieł. Magia. W srebrnym świetle drzwi pulmanowskiego wagonu, pociągu stojącego w mroku stała doskonale widoczna sylwetka hrabiego. W jego dłoni żarzył się czerwienią obnażoną przez wiatr egipski papieros.
 Patrzeliśmy sobie w oczy wymieniając ostatnie pożegnalne spojrzenia. To było dziwne, ale nasza wspólna podróż sprawiła, że rozumieliśmy się bez słów.
Lokomotywa parsknęła, szarpnęła, buchnęła parą, która niczym biały obłok szybko roztopiła się w chłodzie październikowej nocy. Stuknęły bufory, zaskrzypiały łańcuchy i zachrzęściły stalą haki spinające wagony. Gwizd lokomotywy, uniesiona dłoń hrabiego i jego słowa pożegnania: au revoir.
Skłoniłem się, uniosłem rękę, zrobiłem nią dwa kręgi jak to kiedyś czyniono, z tym, że teraz bez kapelusza z piórami. Inne czasy. Kapelusze z piórami spadły z kart historii wraz z głowami arystokracji francuskiej strącanymi jednym cięciem gilotyny.
Pociąg sapnął, szarpnął i ruszył w mrok.
Poczułem się samotny.
Pomyślałem sobie czy będę kiedyś pamiętał te chwile, a jeśli tak to dlaczego? Czytając biografie zawsze z niecierpliwością gnałem po stronach, które opisywały dzieciństwo ich bohaterów. Jak najszybciej chciałem poznać  moment, zdarzenie, ten nieuchwytny impuls, który sprawiał, że człowiek stawał się wart tego by z czasem czytać jego biografię. Jakie będzie moje życie? Czy i ja spotkam na swojej drodze życia chwilę w trakcie której zjawi się ów impuls?
Paniczu? – usłyszałem. Odwróciłem się na pięcie i zobaczyłem słusznej postawy mężczyznę ubranego w ciepły wełniany garnitur i taki sam płaszcz. Jestem zarządcą folwarku Crown Fields i przybyłem tutaj by pomóc panu dostać do pałacu. Przed panem, długa droga więc proponuję ruszyć bezzwłocznie.
Skinąłem głową akceptując propozycję zarządcy i ruszyliśmy przed dworzec. Już po chwili niezbędnej na zamocowanie moich bagaży byłem gotów by udać się w drogę. Powoził stangret. Zarządca podał mi pled – będzie panu cieplej, oświadczył. Ja niestety zmuszony jestem zostać w pobliskim miasteczku i nie będę mógł paniczowi towarzyszyć. Proszę się jednak nie obawiać, Zenobiusz dostarczy pana na miejsce bezpiecznie. Wypowiedziawszy te słowa skłonił się podszedł do stangreta Zenobiusza, powiedział coś do niego, a ten szarpnął lejcami i dwa czarne konie ruszyły w mrok. Na odjezdne pan zarządca pomachał mi dłonią, a ja pomachałem dłonią jemu.
Zenobiusz siedział wyprostowany, widziałem jedynie jego plecy i kapelusz na głowie. Niech się dzieje – powiedziałem sam do siebie i dodałem: nigdy nie jechałem powozem powożonym przez Zenobiusza. Kiedyś musi być ten pierwszy raz.

Konie ciągnęły, powóz jechał w mrok, Zenobiusz kołysał się na koźle, a ja mogłem rozejrzeć się wokół. Nie widziałem wiele. Noc czyniła swoje. Jedynie pełnia księżyca co jakiś czas odsłaniana przez wędrujące po niebie chmury pozwalała mi dostrzec spadające z drzew liście, konary , które drapieżnie sięgały ku srebrnej kuli. Co jakiś czas na drodze mogłem dostrzec czerń tafli kałuży, która tylko na chwilką zaświecała blaskiem księżyca. Co jakiś czas, gdzieś daleko dało się słyszeć tęskne wycie wilka. W pewnej chwili, gdy wielka tarcza księżyca znów rozświetliła noc, dostrzegłem jak na jej tle wirowały spadające liście i Orła Bielika , który pojawił się z ciemności i zaczął lot w stronę srebrnej pochodni. To było niesamowite. Fenix nocy … .

Wtuliłem się w pled. Poczułem tę słodką chwilę samotności, w której można się zapaść. Poczułem się bezbronny, ale szczęśliwy. Czułem, wiedziałem, że mogę zaufać wszystkim i wszystkiemu. Wilki? Nie bałem się ich. Wiedziałem, że tęsknie wyją. Czekały na mnie. Byłem przecież jednym z nich.
Zasnąłem.
Paniczu… paniczu – nade mną stał nachylony Zenobiusz, a przed nami stał pałac Crown Fields Haus. Byliśmy na miejscu.
Moje serce oszalało. Zaczęło łomotać jakby szukając drogi by uciec z mojego ciała na wolność. Zdjąłem pled, poczułem chłód i wolnym krokiem udałem się w kierunku pałacowych drzwi, które po chwili otworzyły się przede mną bezszelestnie. Wszedłem.

Na wprost mnie stała Urszula, dwa stopnie wyżej na marmurowych schodach stała Beatrycze podskakując na palcach i wołając: jest, jest, jest! Na szczycie schodów stali rodzice Urszuli trzymając się za ręce i uśmiechając się dostojnie.

Dobry wieczór- odezwałem się i dodałem- oto jestem. Ukłoniłem się grzecznie. Gdy się wyprostowałem spojrzałem na Urszulę. Jej wielkie oczy pochłaniały mnie swoją czernią, usta drżały jakby coś szepcząc. Nagle dostrzegłem … iskierki. Iskierki w jej oczach rozpaliły serce i duszę moją. Rozpaliły … .
Nagle, gdzieś z góry usłyszałem słowa hrabiego- jak cudnie jest kochać.
I przysiągłbym, że usłyszałem gwizd lokomotywy, a nad pałacem przejeżdżający pociąg pędzący w mrok.
Urszula podeszła do mnie o krok, jej cudne usta rozchyliły się i usłyszałem słowo: jesteś … .
Iskierki jej oczu rozpaliły serce i dusze moją … ."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz