piątek, 30 marca 2018

Miały być..

 wesoło, dowcipnie opisane przygotowania do Świąt. O rozbitych wydmuszkach i stroiku, kociej okupacji pudeł, zakupach, kolejkach itp. Dowcip gdzieś wyparował, czas się skurczył, zdjęcia nie udały. Zostało mi
ŻYCZYĆ WAM, DRODZY GOŚCIE, PIĘKNYCH ŚWIĄT, CIEPŁA I RADOŚCI.




NIECH BĘDZIE KOLOROWO I SYMPATYCZNIE!!

niedziela, 25 marca 2018

Poniosło mnie...wczoraj

Ktoś napisał, ze mnie nosi po Krakowie. Dawno nie nosiło, bo zimno, czasu brak i ten przeklęty smog. Dzisiaj było umiarkowanie, to sobie pozwoliłam na spacerek, lepsze to niż sprzątanie. Pewnie będę żałować bo nawyk z wielu lat we mnie tkwi, ale często tak mam, odkładam na ostatnią chwilę.
Kupiłam sobie kiedyś coś w rodzaju przewodnika po okolicach Kleparza, poczytałam i poszłam sobie dzisiaj popatrzeć i zrobić parę zdjęć. Nie będę tutaj zamieszczać historii, powiem tylko, że kiedyś było to miasto pod Krakowem, pod koniec XIX wieku włączone w granice Krakowa. Sądząc z dawnych rycin i obrazów miastem było to trudno nazwać, ale był tam ratusz i rynek. Teraz jest to część miasta w centrum z placem handlowym, gdzie można zjeść i nawet się ubrać.

Ulicą Siemiradzkiego idę w stronę Placu Biskupiego, ładne kamienice, szkoda że zaniedbane.




Na Łobzowskiej zabawny mural,



na murze ktoś przykleił obrazek.


Wchodzę na dziedziniec przed kościołem św. Franciszka Salezego i klasztoru wizytek ,który wybudowano w latach !687 - 1695. 


Na przylegającej do kościoła ścianie klasztoru znajduje się zegar słoneczny z napisem "Życie sen krótki".


Narożny dom przy Długiej i Pędzichów to Dom Turecki wybudowany dla Teodora Koraba Rayskiego, który po Powstaniu Styczniowym walczył na wojnie rosyjsko-tureckiej. Budowla jest zwieńczona minaretem, do którego wchodziło się z wydzielonego pomieszczenia na strychu. 


Pod koniec XIX wieku powstał Instytut Marii i zespoły klasztorne prowadzące działalność o charakterze charytatywnym i edukacyjnym.



Dwór Tarnowskich wybudowany w 1613 roku, najpierw należał do rodziny Montelupich, później należał do Towarzystwa Jezusowego i pełnił rolę kostnicy królewskiej, stad wyprowadzano zwłoki zmarłych królów na uroczystości pogrzebowe. Kilkakrotnie przebudowywany, ostatnio w 1878 roku. Przechodził z rąk do rąk ostatnim jego użytkownikiem było Radio Kraków. Kiedy zmieniło siedzibę pałac niszczał. Żal było patrzeć na zabite dykta okna, zawalony balkon, odrapane mury. (zdjęcie powyższe z przewodnika, bo nie znalazłam swojego). Teraz z okazuje się, że pałac zakupiła Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie i jej oddział ma być w budynku.



Budowla otoczona płotem i widać, że zaczęły się prace remontowe.


Skręcam w Warszawską i dochodzę do Bazyliki mniejszej św. Floriana. Początki bazyliki sięgają !!85 roku. Po jednym z pożarów swiątynia nie została zniszczona, co przypisano interwencji świętego.


Ulicą Filipa dochodzę na właściwy plac i mimo popołudniowej pory jeszcze handel na niektórych straganach działa.


Bardzo apetycznie wyglądały te grzybki marynowane.



Widok na kościół Misjonarzy i jestem na Basztowej.


Okazała kamienica narożna pod Globusem zbudowana w latach 1904 - 1906 według projektu Tadeusza Stryjeńskiego. Gmach należał do Izby Handlowej i Przemysłowej.



Nie mieści mi się w kadrze, nie mogę stać na ulicy, bo by mnie rozjechał tramwaj.



Wracam ulica Batorego. W tym budynku mieściła się szkoła pomaturalna, do której chodziłam przez 2 semestry, jak nie dostałam się na studia.






Jeszcze jeden budynek według projektu Tadeusza Stryjeńskiego. Okazało się, że brama była otwarta i mogłam zrobić zdjęcia bez ogrodzenia.





Zrobiłam kawałek drogi, kończę spacer, nie chce mi się już dłużej chodzić.
Zaczęłam pisać post wczoraj,ale już dawno mi się tak opornie nie pisało. Nie lubię tak pisać, bo chciało by się podać jak najwięcej informacji, ale sama nie zawsze czytam dane historyczne, więc po co zanudzać. Dzisiaj pogoda podobna była też się "przewietrzyłam", ale aparatu nie zabrałam. 
Może po świętach będzie lepiej i ruszę w dalsze dzielnice, mniej odwiedzane przez turystów.

poniedziałek, 19 marca 2018

Fiasko, ale potem już sama przyjemność

Tydzień temu wiosna, słońce, ciepło, spacer, dzisiaj wietrzysko lodowate, mróz i chmury. Przysłowie mówi: "w marcu jak w garncu", tym razem się sprawdza. Nie takie zimy się pamięta, więc z bólem serca  zakładam ciepłe buty,  nielubianą czapkę i ruszam w drogę. Cel częściowo jak poprzednio, giełda pod Halą Targową. Wiatr przenika na wylot, więc z każdą chwilą zastanawiam się czy tam ktokolwiek będzie. Z daleka widać, że jednak interes się kręci, niestety sprzedających bardzo mało i tam gdzie poprzednio był pożądany przedmiot, pusto. Mogłam się tego spodziewać, ale trudno za brak wyobraźni się płaci.
Pocieszam się bliskim spotkaniem z córkami na innej giełdzie. Giełda minerałów i biżuterii to już nasz babski wieloletni rytuał, tym razem jeszcze jest z nami sześcioletnia wnuczka, niech dziecko się cieszy.
Pooglądałam,  ludzi było mniej, mogłam zrobić parę zdjęć.


Niezwykły kawałek bursztynu, lubię te w stanie surowym.





Agaty, zaraz pomyślałam o naszej Marii, która z nich robi swoje Agatki.





Bardzo lubię malachity.



Skamieliny też.


Bardzo oryginalna biżuteria, drewno inkrustowane minerałem.





Frywolitki połączone z koralikami i kamieniami.



Wszystkie kolory tęczy,


miedź,


masa perłowa,



i niezwykle oryginalna biżuteria z Gdańska.






Znów kamienie, trudno nie podziwiać bogactwa odmian i kolorów.




Skamieniałe kawałki drzew.


Nie lubię poprawiania natury, ale wyglądały ładnie.


Koralikowe cudeńka, aż się do nich oczy śmiały.



Podobały mi się te wisiorki, ale akurat przy nich był tłok i poszłam dalej.


Te listki podobały mi się od dawna i zawsze miałam na taki ochotę, wreszcie się zdecydowałam i kupiłam. Nie będą mnie więcej kusić.
Wnuczka zachwycona, bo był kącik dla dzieci, zrobiła sobie bransoletkę, grzebała w piasku szukając skarbów, rysowała, potem jeszcze oglądała kamienie z mamą.
Może w przyszłą niedzielę będzie cieplej?