niedziela, 31 grudnia 2017

Podsumowanie

Okropne słowo, nie lubię posumowań, kojarzą mi się ze sprawozdaniami, których się w życiu napisałam dosyć.
Zastanawiałam się jak zakończyć następny rok blogowania, przejrzałam moją pisaninę i znalazłam 22 posty na temat wystaw, które obejrzałam. Coś mam z pamięcią, bo nie wiedziałam, że tego aż się tyle nazbierało. O jednym muzeum nie napisałam, ale już nie będę uzupełniać.
Pisałam też o spacerach, smutkach i radościach i zawsze spotkałam się z Waszą wyrozumiałością, życzliwymi, serdecznymi  komentarzami.


Nie robiłam żadnych planów ani postanowień, nauczona (jednak) doświadczeniem marzenia też korygowałam, coś niecoś jednak się udało. Zmobilizowana do liczenia kilometrów, ukierunkowałam swoje zamiłowanie do spacerów i udało mi się od tłustego czwartku do dzisiaj przejść 1527         kilometrów. Miało być więcej, nie dałam rady. Sukces przy tym był malutki, parę kilogramów straciłam, szkoda, że nie więcej.
Dzięki determinacji mojej Córki zdecydowałam się na remont kuchni i jakoś go przeżyłam.
Jeszcze złamałam się i pozwoliłam Córkom umieścić mnie na fb. W sumie nie żałuję, chociaż czasu trochę mi zabiera. O drobnych sprawach pisać nie będę, wiadomo życie, jedno wiem, że nie powinnam narzekać. I postaram się tego nie robić.
Chciałabym życzyć Wam dobrego Nowego Roku, niech zdrowie sprzyja, troski omijają a jak już są niech nie gnębią zbytnio, przyjaciele niech zawsze będą, świat się kręci bezpiecznie i w dobrym kierunku, a czas niech trochę zwolni i pozwoli nam cieszyć się życiem. Pięknego nieba nad głową i radości z rzeczy małych i dużych.


Miałam kłopoty z wyborem zdjęć, niech będą tylko te dwa.
Niech ten Nowy 2018 będzie lepszy.

środa, 27 grudnia 2017

Już po świętach, przenosimy się do Chin.

Wiem, wiem, ze Chiny to przesolone zupki, podróbki markowych ciuchów, psujących się zabawek, wszelkiego rodzaju kiczu i badziewia, nie mówiąc o ustroju i tym podobnych sprawach.
Niemniej jednak naród to pracowity i wbrew pozorom chłonący nowinki dostosowując je do swoich potrzeb i trochę na swoją modłę.
Podziwiałam już współczesne drzeworyty, przyszedł czas na architekturę. Na wystawie trudno umieścić same makiety, nie oddają w pełni zamysłu, ani wyglądu budynków, same zdjęcia to też  zbyt mało. Składa się wystawa z szeregu jakby "ścian" na których jest nazwa pracowni, zespołu architektów i wybrany obiekt pokazywany na slajdach. Czasem jest to nawet historia powstania budynku.
Jest tylko jeden szkopuł: jak robić zdjęcia slajdom? Trochę mi się udało, pokażę bo niektóre realizacje mnie urzekły rozmachem, pomysłowością i nowoczesnym spojrzeniem.


Tybet. Z jednej strony nie można im wybaczyć niszczenia tamtejszej kultury i ingerencji w piękne, surowe środowisko,


z drugiej nie można nie podziwiać połączenia ośrodka kultu z nowoczesnym obiektem.



Nie zdążyłam wszystkiego sfotografować, ale część tych murów jest jakby przedłużeniem górskich zboczy bo z nich zbudowana.



Poniżej gmach biblioteki, tylko nie wiem gdzie są książki.




Chyba czytelnia.


Żywy, bambusowy teatr.





Makieta pawilonów wystawienniczych, ale nie zapamiętałam gdzie.



Połączenie starego z nowym.


Budowa szkoły.


Ekologiczne prefabrykaty,


miejsce na budynek,


fragment wnętrza.


W starej zabudowie


nowe podwórko i miejsce na przedszkole.




Budynek na stoku narciarskim.


Muzeum i ośrodek kultury mongolskiej (chyba), bo już nie pamiętam.




Zdjęć zrobiłam sporo, niestety aparat płatał mi figle i niektóre zdjęcia wyszły czerwone, zielone, niebieskie lub nakładające się, jak natrafiłam na zmianę obrazu. Czasu też miałam niewiele, więc nie wszystko zapamiętałam. Był jeszcze dom na wodzie i 


stara wieża zamieniona na mieszkania(?), nie było wyjaśnione.










Podobało mi się, żałuję, że miałam mało czasu i trochę obejrzałam po łebkach, potrzeba by tam spędzić ze trzy godziny żeby zrobić to dokładnie.
Aneks

Najdłuższy szklany most na świecie

Dzisiaj ściągnęłam z internetu. Szklany most nad 200 metrową przepaścią, atrakcja turystyczna w Chinach.









piątek, 22 grudnia 2017

Świątecznie

Nie wszyscy lubią święta, nie dla każdego będą miłe, ale co nam szkodzi składać sobie życzenia, uśmiechać się (byle nie krzywo), a jak ktoś nie chce, nie musi.
Bardzo mi się zawsze podobał wiersz Ostrowskiej "Gwiazdka"

"Anioły mogą zejść do ludzi,
Przebiec calutki świat.
Śnieg taki czysty, że nie zbrudzi
Białych anielskich szat.
Białe opłatki, białe stoły,
Świeżych choinek las...
doprawdy mogą dziś anioły
zagościć pośród nas."

Życzę wszystkim, jeśli już nie białych, to przynajmniej pogodnych świąt, odpoczynku, zwolnienia oddechu, nabrania dystansu do tego co wokół, chwil roziskrzonych śmiechem i radością bycia razem.


Dla Was, moi mili krakowska choinka,


aniołki czuwające nad Rynkiem i anioły malarki Zofii Tylek.

Anioł Czułości
Anioł Spokoju





Niech czuwają na Wami, a w noc wigilijną wysłuchają głosów tych, których ludzie nie słyszą.

PIĘKNYCH ŚWIĄT!



sobota, 16 grudnia 2017

Epizod nowohucki

Początek lat siedemdziesiątych, z półtorarocznym dzieckiem wracam do Krakowa, bo mąż tu został, skończył staż, ma pracę. Niestety nie ma mieszkania. Ląduję z małą u cioci w małym mieszkanku, pokój z kuchnią, pracę dostałam w Hucie. Zaczynają się dojazdy, na szczęście dziecko ma opiekę, ale mama z ciocia kiepsko się dogadują. Szukam mieszkania, niestety małżeństwu z dzieckiem nikt nie chce wynająć, u cioci mąż też nie może mieszkać. Zostaje hotel asystencki, gdzie waletuję kilka miesięcy i nadal dojeżdżam,  godzinę jazdy tramwajem. Jak miałam na siódmą rano, wstawałam o piątej, o warunkach pisać nie będę. Wreszcie udaje się wynająć pokój w Hucie, ale tylko dla mnie i dziecka. Mieszkam w czymś co trudno nazwać pokojem, bo mieści się tam tylko szafa i polowe łóżko dla małej, ja na noc rozkładam materac. Dobrze, że z kuchni mogę korzystać i łazienki. Gospodyni miła i dość rozrywkowa (mąż wyemigrował po 68, ma do niego dołączyć) na razie korzysta ze swobody, czasem muszę opuszczać lokal na noc. Do pracy mam zdecydowanie bliżej.
Nareszcie udaje się wynająć pokój dosłownie krok od miejsca pracy. Z okna widzę budynek i ....zaczynam się spóźniać, co mi się nie zdarzało jak dojeżdżałam.


Tu pracowałam


Nie mogę sobie przypomnieć dokładnie, gdzie to jest.


Przetrwałam zimę, już wiosenny spacer po ulicach Huty.
Niecałe dwa lata tam mieszkałam, potem się wyniosłam, pisałam o tym niedawno przy okazji wycieczki na Kopiec Wandy. Byłam jeszcze kiedyś chyba dwa lata temu i zrobiłam zdjęcie kamienicy mojego ostatniego mieszkania, ale nie mogę znaleźć. 
Znalazłam dwa dni temu wzmiankę, że ma być na Placu Centralnym jarmark. Wybrałam się dzisiaj.

Taka sobie choinka.



Duży namiot, ogrzewany, co dzisiaj było plusem bo pogoda nie dopisała, zimno i szaro.


W środku jak to na kiermaszu, śmieszne breloczki,


ceramiczne sowy


i aniołki. Kupiłam sobie tego błękitnego.


Stroiki wykonane przez miłośniczkę drzew, opowiadała o nich z pasją.



Łosie i choinki z sianka.



Ten wianek bardzo mi się podobał


i wesołe aniołki.


Była też scena, a na niej młodziutki iluzjonista. Nawet nieźle mu szło, tylko widzów było trochę mało.
Było jeszcze coś na ząb i kawa, ale nie miałam ochoty. Poszłam sobie i po niespełna siedmiu kilometrach wsiadłam w tramwaj i wróciłam do domu.