Jak to jest, że rozmaite chandry i zły humor przytrafiają mi się rano?
Na przykład dzisiaj: o piątej rano obudziłam się nawet wyspana, wyjrzałam na balkon, a tam poranny, rzeźki chłodek, na niebie różowe obłoczki i pierwsza myśl, ubrać się i pójśc na spacer. Zanim dotarłam do przedpokoju, potykając się o zaspanego kota, ochota mi przeszła. Perspektywa ubierania się, wydostania z blokowiska, myśl że przecież byłam nad Rudawą tysiące razy, zagoniła mnie z powrotem do łóżka. A jak już wstałam humor był do niczego, że czas marnuję, że będzie upał, że zostawiłam sobie robotę na dzisiaj, że jestem leń i się starzeję, nikt mnie nie lubi itd, itp.....
Na pociechę zajrzałam do Kurnika i coś sobie przypomniałam. Kiedy Mika pisała o dźwiękowych pocztówkach, pokopałam w szufladzie, znalazłam kilka i coś jeszcze.
Niedużą płytę w żółtej okładce, która ma swoją historię, doskonale pasującą do mojego nastroju.
Po maturze, kiedy to czekałam na wyniki egzaminów wstępnych na studia, namówiłi mnie na wyjazd do Czaplinka w charakterze wychowawczyni na kolonii. Pojechałam, wizja zarobienia paru groszy, brak zielonego pojęcia (mimo kursu) jak sobie poradzę, ułatwił podjęcie decyzji. Pojechałam, moje umiejętności pedagogiczne pominę milczeniem, sama nigdy na kolonie nie jeździłam, nie znałam kolonijnych zwyczajów. Jakoś dałam radę, starsze pokolenie pomogło. Okolica była cudna, ośrodek nad jeziorem, nawet pogoda sprzyjała.
Rozgadałam się, a miało być o płycie. Byłam prawie zakochana, w Tarnowie został chłopak, który obiecał, że mnie odwiedzi. Słowa dotrzymał, przyjechał stopem z kumplem. Kierownik kolonii pozwolił im przenocować w namiocie gospodarczym. Była wtedy moda na piosenki Marino Mariniego i nasz kierownik miał prawdziwego hopla na ich punkcie.
Puszczał płytę na okragło przez głośnik, a codziennie rano pobudką była
"Irena".
https://www.youtube.com/results?search_query=marino+marini+irena
Pod koniec turnusu juz wszyscy szczerze nienawidzili tej piosenki, ale nam się kojarzyła raczej pozytywnie. Były wieczorne spotania, kiedy już podopieczni poszli spać, pływanie kajakiem i takie tam....czułości. Chłopcy po dwóch dniach wyjechali, potem turnus się skończył, dla mnie boleśnie, bo użądliła mnie osa w skroń i całą noc stałam w pociagu przyciskając rozpaloną głowę do chłodnej szyby wagonu (jestem uczulona).
Potem się na studia nie dostałam, chłopak wyjechał na praktyki, ale wcześniej kupił płytę Marino Mariniego z ową Ireną. Słuchaliśmy razem, wspominajac wakacje, potem były nastepne i znów Czaplinek, tym razem prywatnie. Po wakacjach już oboje w Krakowie, studia i zaczęło się psuć. Wtedy okazało się, że powiedziane żartem coś, stało się prawdziwe. Otóz umówiliśmy się, że jeśli komuś "przejdzie" poprosi, lub podaruje płytę. Jak widać jemu przeszło wcześniej, bo płyta do dzisiaj jest u mnie.
W pewien listopadowy wieczór przyniósł ją, a ja już wiedziałam że to koniec, bo wszystkie symptomy na to wskazywały. Zaraz ją podpisałam.
Jedyna pociecha, bo jak spotkaliśmy się po latach, powiedział mi, że żałuje, że się ze mną nie ożenił. Ponieważ mieszkaliśmy na tym samym osiedlu, spotykalismy się czasem, ja już wiedziałam: na pewno NIE żałuję, że nie zostałam jego żoną. Ale mu tego nie powiedziałam.
Dość już wspominków, kiedy to piszę humor mam już o niebo lepszy, bo załatwiłam co miałam załatwić, upał wprawdzie jest nadal, ale...
Zadzwoniła Barbara i zaproponawała spotkanie z jeszcze jedną Basią i zaraz mi się nastrój poprawił bo
Barbary są dobre na wszystko.
ps przy tej piosence nastolatki łkały rzewnie...
https://www.youtube.com/watch?v=7ycx1JTaUBQ