poniedziałek, 27 maja 2019

Przestało...

Nie pada od dwóch dni, zapowiadają dalsze opady i burze, może nie powinnam zmieniać wpisu.
Jednak miało być o Rafale Olbińskim, a raczej o jego wystawie.
Podobały mi się obrazy, plakaty i projekty scenografii.
Będzie kolorowo, chociaż wieczór dzisiejszy do wesołych nie należy.




Trzy powyższe obrazy to scenografie do Czarodziejskiego fletu.



Bardzo mi się podobały te cyrkowe plakaty.



Carmen.



Nie wszystkim obrazom i plakatom mogłam zrobić zdjęcie. Podobały mi się wszystkie, ale te, które były oprawione, odbijały światło, obiekty na przeciwległej ścianie, więc nie było sensu.
Postać autora na tyle znana, że bliższe wiadomości zawsze można znaleźć. 

czwartek, 23 maja 2019

Pada deszcz...

Była susza i deszcz potrzebny, tymczasem pogoda znów przegięła w drugą stronę.
Pada, siąpi, kapie, mży, leje na zmianę od dwóch dni.
" Po co iść szybko podczas deszczu, z przodu też pada..."-
zaopatrzona w to motto zaczerpnięte od Grahama Mastertona z "Cztery oblicza strachu" wybrałam się na spacer.
Buty przemoczyłam, daleko nie zaszłam, ale parę zdjęć zrobiłam. Nie było łatwo bo parasol przeszkadzał, a jak odkładałam to deszcz padał na aparat.
Dla tych co lubią kałuże, świeżutkie, dzisiejsze.


Na przystanku,


koło bloku,


po drodze,


trochę....tęczy.


Rudawa wezbrała, ale jeszcze niegroźnie,


kropelki by zalśniły do słonka,


drzewo zaatakował jakiś szkodnik, nie poznaję po gąsieniczkach.

Obraz Rafała Olbińskiego "Róża wiatrów" jako zapowiedź relacji z wystawy.
i jeszcze jeden cytat:
" Chyba właśnie po tym można poznać ludzi naprawdę samotnych...Zawsze wiedzą co robić w deszczowe dni" (Stephen   King - "Christine")
Nie wiedziałam co robić, poszłam na spacer i napisałam post :-)))

sobota, 18 maja 2019

Minimalistycznie

zaliczyłam dzisiaj XXI Małopolskie Dni Dziedzictwa Kulturowego.
Częściowo przez gapiostwo, częściowo przez zwykłe lenistwo. Bo przeoczyłam rezerwację (przy okazji zwalę to na umykający w zawrotnym tempie czas, zawsze mi się zdaje, że to jeszcze nie teraz, że zdążę...) i nie chciało mi się wpisywać na listy rezerwowe i czekać, a nuż się uda. Zobaczyłam te małe wycinki, które można było bez rezerwacji.
Tegoroczne Dni pod znakiem zagadek, tajemnic czyli "z dreszczykiem" . Czułam tylko nieprzyjemny dreszczyk spowodowany wewnętrznym głosem mówiącym: żałuj leniu i gapo, już nic nie zobaczysz.

Zaczęłam od  Pałacu Potockich przy Rynku.


Zdjęcie ściągnięte z internetu, nie dałabym rady zrobić takiego. 
 Kamienica występuje w przewodniku także jako Pałac Zborowskich z 1540 roku, w ogóle to przechodziła z rąk do rąk i każdy dokładał swoją cegiełkę do wyglądu, była przecież własnością nie byle jakich rodów, bo jeszcze Wiśniowieckich, Jabłonowskich, Radziwiłłów.



Sień z której można było przejść na dziedziniec,


albo schodami na piętro.


Nad ścianie gobelin ładny sufit,



okna na dziedziniec.

Krużganki


wokół dziedzińca.


Zainteresowały mnie zdobiące hol portrety. Wyglądały jak portrety trumienne,

Ale jak się przyjrzałam bliżej....



Okazało się, że to wystawa, kształt owszem jak wiadome portrety, tylko na nich zgrabnie przebrane osoby.
Obecnie w pałacu mieści się Instytut Goethego
Reszty pałacu nie zwiedziłam, poszłam dalej. Prześlizgnęłam się przez niemiłosiernie zatłoczony Rynek żeby zaliczyć następny niedostępny na co dzień budynek.
Pałac Pusłowskich


 Został zbudowany  w roku 1886 w formie renesansowej willi w ogrodzie dla hrabiego Zygmunta Pusłowskiego.  Siedziba należała do rodziny niemal przez stulecie. Zgromadzono tam kolekcję malarstwa, rzeźby, zegarów, bogatą bibliotekę. Hrabia brał czynny udział w życiu publicznym, gościł w swoich progach wiele znakomitości.


Willa została przekazana Uniwersytetowi Jagiellońskiemu, mieści się tam teraz Instytut Muzykologii. Większość zbiorów przetrwała.


Tutaj też musiałam się zadowolić tylko westybulem,



widokiem pięknej klatki schodowej


ozdobionej rzeźbami.


Dziedziniec z oficynami.




Piwnice.




Oficyny pięknie wyremontowane.



Obok tył kamienicy i już inne podwórko.


Piękny ogród z starodrzewem i mnóstwem stokrotek, jeszcze tyle nie widziałam.


Wystawa obrazująca dzieje rodziny. było kilka wzmianek o tajemnicach, ale bardzo niedokładnych.


Poczytam sobie, bo można było zaopatrzyć się w książkę Gai Grzegorzewskiej pt "Z dreszczykiem". Zebrała w niej opowieści o dostępnych w czasie dni miejscach i dziwnych historiach o nich
 opowiadanych.


 Niestety do Iwkowej czy Czchowa raczej nie miałam jak się dostać. Może w przyszłym tygodniu się uda, jak znów nie przegapię rezerwacji.


W drodze powrotnej chwila wytchnienia w Parku Krakowskim.