niedziela, 30 grudnia 2018

Ostatni grudniowy

Trochę przeinaczę studenckie powiedzenie i napiszę dzisiaj to co miałam napisać jutro.
Relacja z dzisiejszego spaceru, marna bo marna, zdjęć się nie da robić, bo komu potrzebna taka szarość i brak światła.
Wyszłam, bo trzeba korzystać z lepszego stanu powietrza, ale co to za przyjemność kiedy brzydko i co chwilę pada deszcz. Od dłuższego czasu nie ma słońca, nawet jak się na moment przedrze to i tak zamglone, niewyraźne i na bardzo krótko.
Kółeczko zrobiłam, zaledwie 7 kilometrów, ale ta ponurość mnie zniechęciła.


Mikołaj włamywacz utknął jak widać na dłużej,


 krasnal też powinien napis zmienić.


Nawet drzewa zlewają się z krzewami i niebem w jeden szary gąszcz.


Ten zabytkowy budynek dawnego basenu Cracovii mijałam wielokrotnie wędrując wokół Błoń. Z biegiem lat popadał w coraz większą ruinę, straszył wybitymi szybami, wyrwaną stolarką. Na zdjęciach tego za bardzo nie widać bo zza obrośniętego bluszczem płotu wystawała tylko górna część. 


W ubiegłym roku zaczęło się coś dziać. Budynek ogrodzono płotem, a na nim zdjęcia, jak ma wyglądać po remoncie. Poszłam zobaczyć.


Niestety boczna część dalej ogrodzona, ale już widać zmiany. Wyremontowano inny fragment, którego na zdjęciach nie miałam. Teraz jest tam bistro i będzie jeszcze coś, ale nie wiem co.



W parku zielone trawniki zryte przez krety,


ale dzielnych wojów można tu spotkać o każdej porze roku.


To tyle obrazków ze spaceru czas na
 PODSUMOWANIE ROKU.
Był taki sobie, nie będę się bawiła w statystyki wiem, że było:
ZA DUŻO
- lenistwa, odpuszczania sobie, odkładania na później, wydanych bezmyślnie pieniędzy,  unikania trudności, nabytych kilogramów.
ZA MAŁO
- wypraw za miasto dalszych i bliższych,  przebytych kilometrów bo nawet do 2000 nie doszłam, asertywności w sytuacjach kiedy była konieczna, realizowania zamierzeń, przeczytanych książek.


WSZYSTKIM MOIM GOŚCIOM 
ŻYCZĘ ABY NADCHODZĄCY ROK PRZYNIÓSŁ DUŻO DOBRYCH DNI, ŻYCZLIWOŚCI OTOCZENIA I MIŁOŚCI BLISKICH, POGODY W MIARĘ, BEZ EKSTREMALNYCH ZJAWISK, ZDROWIA I RADOŚCI Z KAŻDEJ CHWILI. NIECH WAM SIĘ UDAJE CO ZAMIERZACIE, TRUDNOŚCI ( nie ma ideału, jakieś się zdarzają) BĘDĄ ŁATWE DO POKONANIA.


czwartek, 27 grudnia 2018

Poświąteczny spacer...

A to pech....Już kończyłam pisać, zdjęcia wszystkie wgrane, ręka mi się omsknęła i skasowałam wszystko.
Było o tym, że pogoda paskudna, mokro, wszystkie odcienie szarości, słońca nie widziałam od wielu dni, że nie chce się wychodzić z domu, porzucać książki, kawki, kota i ciepła, ale jak się obiecało to nie ma wyjścia. Ruszyłam więc na drugi koniec miasta i wracałam część drogi piechotą. Kraków o zmroku wygląda bardziej odświętnie, nie było zbyt zimno, deszcz nie padał, chociaż mokro.


Doczekałam iluminacji na Rynku Podgórskim,


moście nad Wisłą i barce przy bulwarze,



pusta winiarnia ze stolikami dla palaczy.


na Wolnicy światełka na drzewie i w kałuży,



nowy mural.


Kazimierzowskie knajpki jedna koło drugiej, jedne pełne ludzi inne puste.




To już Stradom, idę i zaglądam do oświetlonych wnętrz, takie wytworne raczej puste, tam gdzie są ludzie zdjęć nie chcę robić.


Ładna brama, a obok ...nie knajpka tylko....masaż tajski.



Anioł pod Wawelem,



kościółek św. Idziego


pawie pióra nad ulica Grodzką,



znów pusta restauracja,


bańka w której można sobie zrobić zdjęcie.


Choinka i podświetlone witraże w Pawilonie Wyspiańskiego.


Idę Franciszkańską tam następna choinka, ładna ale zbrzydziły mnie



pseudo ozdoby Lasów Państwowych. Mogli poprzestać na jednej informacji i nie psuć efektu.



Dekoracja w klasztornym oknie.


Lajkonik stanął na Plantach.


Pałac Czeczotka, kiedyś dom towarowy, oferuje


stylowe wnętrze z takim fotelem.


Już Rynek i jak zwykle tłumy, mimo paskudnej aury.


Na Szewskiej bary, kawiarenki i inne lokale pełne, więc zdjęć nie robiłam.
Po drodze jeszcze wstąpiłam do bernardynów i franciszkanów obejrzeć szopki, ale o nich napiszę osobno. Muszę jeszcze obejrzeć tegoroczne.
Nie żałuję spaceru, nie zmarzłam i całkiem przyjemnie było.

niedziela, 23 grudnia 2018

Już świątecznie

Jednak trzeba posprzątać bo blog pajęczyną zarośnie. Święta już za progiem, w domu dzisiaj zapachniało ciastem, nastrojowe światełko sobie strzeliłam i nawet malutką choinkę mam.



Ponieważ z pomyślunkiem u mnie kiepsko ostatnio, szukałam ładnych, oryginalnych życzeń, niestety większość taka jak zwykle, wzniosła, pełna banalnych zwrotów. Wygrzebałam wycięte z gazety, chyba parę lat temu. Będą mniej poważne, ale mam nadzieję że się spodobają.
Życzę więc Wam:
"Co noc snów pięknych jak anielice


urlopów długich jak Sukiennice, (zdjęcie z internetu)


trzosika co w szwach pęka,
tygodni jak święta spokojnych, 
zaszczytów jak Wawel dostojnych.


Pozycji jak gołąb na Wieszczu.
przyjaciół jak grzyby po deszczu."

Wesołych Świąt  i niech Wam sprzyjają krakowskie anioły, które zawitały w tym roku do miasta.







środa, 12 grudnia 2018

Zamiast sprzątania....

Pogoda paskudna, do świąt niedaleko, wypadało by chałupę ogarnąć chociaż trochę. Zmobilizowałam się, stanęłam przed regałem z książkami z zamiarem uporządkowania wystających papierzysk i znalazłam relikty dawnych lat.
Pierwszą pozycję wyprowadziłam kiedyś z biblioteki (akurat tam pracowałam) i schowałam jako ciekawostkę. Przeczytałam  dwa opowiadania, resztę zostawiłam, bojąc się skutków ubocznych w postaci niestrawności.
Oto wydana w 1945 roku książka o Leninie, przeznaczona chyba dla młodzieży. Opowiadanka w stylu opowieści o bohaterze narodowym. Cytować nie będę. Książka ma swoje lata, jest w całkiem dobrym stanie, widać popularną lekturą nie była.


Tego typu ilustracje, tutaj Lenin rozmawia z chłopami.
Takie idealizowanie postaci chyba jednak nie zginęło, też to lubimy.
To nie wszystko. 
Taka książeczka dla początkujących  w sztuce czytania. Niestety nie ma roku wydania, ale rysuneczki zabawne.




Na koniec skarb mój, ukochana książeczka dzieciństwa, czytała mi ją mama do upadłego, aż umiałam prawie na pamięć. Uchowała się przez wiele lat, aż z sentymentu czytałam ją moim córkom, które też ją polubiły. Niestety z biedą przetrwała, już najmłodsze dzieci w rodzinie nie czytają bo kruszy się w rękach. 



Niby klasyczna wersja bajki o trzech świnkach, ale tej wersji nigdy więcej nie spotkałam.

Wygląd świnek to tylko pozory, bo zła macocha każe im pracować ponad siły.
"Więc się świnki namówiły i nie mówiąc nic nikomu po kryjomu wyszły z domu"
Wędrowały długo, aż znalazły śliczne miejsce niedaleko lasu nad strumykiem i zbudowały sobie domek.


Był też zły wilk,który zaczaił się na świnki i myśliwy, który go przegonił.


O świnkach dowiedziało się trzech kawalerów i oczywiście uderzyli w konkury.


Świnkom się spodobali i niedługo odbyło się wesele.


To tylko kilka obrazków, nie zeskanowałam całości bo kartki prawie rozpadają się w rękach.
Jednak chyba trzeba będzie. Rysunki w książeczce są bardzo zabawne, zwłaszcza jak młodzi przygotowują się do ślubu.
W ten sposób napisałam nowy post, nie posprzątałam, wróciłam na chwilę do czasów dzieciństwa i już nie mam chandry, która często wygląda bardzo podobnie do tej na obrazku.