Już powietrze pachnie inaczej, dzień wyraźnie krótszy i to jest najsmutniejsze. Ciągle jeszcze nie zrealizowałam planu wędrówek, zanosi się na to, że znów nie zdążę.
Bo albo za gorąco, albo nie mam czasu, albo mi się nie chce, coś wypadnie niespodziewanie i tak mija dzień za dniem i znikają najlepsze okazje.
Trochę późnoletnich obrazków, chociaż i one jakieś takie niewyraźne.
Ten mural znalazłam przypadkiem, za nic aparat nie chciał objąć całości. Dziwna symbolika, nie wiem do czego nawiązuje.
Do muralowych ptaszków dołączył dzięcioł.
Kwiatki rozmaite jeszcze kwitną, małe
i większe, bardzo ładne.
To już bardzo jesienne, ale dekoracyjne,
Na Błoniach trochę nietypowy widoczek, bele jak po żniwach. Nie wiem co tam rosło.
Upał sprzyja małolatom, w parkowym baseniku można się potaplać w takiej kuli.
Dzieci mnie zabrały w upalną niedzielę na kąpielisko, posiedziałam mało wiele bo jednak było zbyt gorąco, a do wody nie mogłam wejść.
Upolowałam za to kaczkę.
Dzisiaj wyprawa na grób rodziców i mój ulubiony cmentarz.
Uzupełniłam kolekcję aniołów,
poprzednio przegapiłam parę figurek.
Za to natrafiłam na coś nowego, tego jeszcze nie widziałam. Na dużym grobowcu rodzinnym złoty anioł, (był pod światło i lepszego ujęcia nie zrobiłam)
za nim drugi w dziwnie zwycięskiej pozie.
Za aniołami, granitowym sercem, donicą z palmą, spory posążek Buddy,
Przed grobowcem dwie ogromne, bardzo dziwne rzeźby,
Było tam tego więcej, ale część w cieniu, a lampa popsuła zdjęcie.
Przyznaję, że trochę mnie to zaszokowało, bo w tym natłoku, nic nie było porządnie wyeksponowane, a różnorodność stylów porażała.
Pobyt skończyłam kawką z przyjaciółką od czasów liceum i już trzeba było wracać.
Plon sierpnia nieduży, tylko 144 kilometry, jeszcze były dwie wystawy, ale to sobie zostawię na później.