Takich miejsc pełno po drodze, płoty, wykopki i przejść się nie da. Idę wzdłuż Powstańców Wielkopolskich, w głowie mi huczy bo ruch i hałas, zimno, ale wracać nie lubię.
Z jednaj strony kompleks nie wiem czego, bo na mieszkania to nie wygląda,
Z drugiej strony jeszcze tak, ale czy to wiadomo jak długo?
Bo zaraz obok galeria handlowa,
tylko po drugiej stronie za zmatowiałym ekranem resztki dawnej zabudowy.
Dotarłam do Klimeckiego, jeszcze trochę skręcam w Dekerta, ufff nareszcie ciszej.
Gdyby go odnowić byłby śliczny,
ktoś z fantazją i lubiący kolory,
ciąg dalszy nowego,
nowy przystanek kolejowy na Zabłociu,
zaraz obok resztki graffiti.
Docieram nad Wisłę, tu kiedyś stały pogłębiarki, które z drugiego brzegu oglądał mój wnuk. Mógł stać i stać obserwując ich pracę.
Dzisiaj już ich nie ma, została tylko zardzewiała barka.
Wyjrzało słońce, ale powietrze zamglone lekko,
nie widać dokładnie.
Niedaleko stopień wodny na Dąbiu,
schodami w górę,
na drugą stronę,
schodami w dół i już jestem na bulwarach po drugiej stronie Wisły. Jeszcze kawałek drogi z małą przerwą w galerii, bo muszę zrobić zakupy, kończę spacer na Krakowskiej. 10.76 kilometrów, parę zdjęć, troszkę żal, że nie wybrałam innej trasy.
Żegnaj wrześniu.
Październikowy dodatek. Popełniłam kiedyś taki malunek, pasuje do niego piosenka.
Dziękuję Panterce CDR, dzięki niej też się nauczyłam wklejać piosenkę.