Wcale nie miało być o maturze, tylko o Festiwalu Otwartych Mieszkań. Niestety przegapiłam rejestrację, która odbywa się w taki zawrotny sposób, że zanim otworzę stronę, miejsc już nie ma.
Miejsca bez rejestracji widziałam w zeszłym roku, zrezygnowałam.
Maturę mam na bieżąco, bo zdaje mój wnuk. Perypetie z alarmem bombowym, rozciągnięcie w czasie kolejnych etapów, chcąc nie chcąc przypomniały mi moją własną maturę. Minęło tyle lat, że tematów już nie pamiętam, ale atmosferę tamtych dni dobrze.
Pozwolę sobie powspominać.
Nie był to dobry rok. Najpierw sroga zima,mrozy trzymające od stycznia dokuczały mocno. Klasy w starym zabytkowym budynku, opalane piecami kaflowymi, nie trzymały ciepła. Przyczyniałyśmy się do tego wietrząc zapamiętale, żeby skrócić lekcje. Skończyło się na tym, że zawieszono zajęcia w szkołach, a matury zostały przesunięte na połowę maja. W kwietniu umarł tata, więc nauka nie bardzo mi szła, ale jakoś trzeba było się wziąć w garść.
Pisało się wtedy polski i matematykę, a że orłem nie byłam to na zwolnienie z ustnego nie miałam szans. Bo trzeba było mieć w ciągu roku piątki i napisać na pięć. Gdybym się wcześniej zmobilizowała może z polskiego by się udało, bo o matematyce nie było co marzyć.
Jakoś napisałam jedno i drugie, potem czekałam całe dwa tygodnie na ustną część. System był wtedy inny, ustną zdawało się w jeden dzień. Grupa delikwentów przychodziła o ósmej rano i po kolei była wzywana przed szanowną komisję. Zdawałam polski, matematykę, historię, wos i jako dodatkowy rosyjski. Wchodziło się na salę. losowało pytanie, siadało na chwilę, żeby się przygotować i odpowiadało. I tak pięć razy.Dodatkowym stresem był tak zwany czynnik społeczny ze strony kuratorium, który się przypałętał w połowie egzaminów. Jak już wymaglowano wszystkich, po naradzie, wzywano przed oblicze komisji i tam obwieszczano koniec tortur i zdaną maturę. (chyba, że ktoś nie zdał).
Akurat mama nie wytrzymała nerwowo i przyszła zobaczyć jak mi idzie, nie musiałam więc jej zawiadamiać, bo już wiedziała, że zdałam.
Dla uczczenia faktu, poszłam sobie do kina bo ostatni dzień grali "Moderato Cantabile" z Belmondem. Bardzo chciałam ten film zobaczyć, już nie pamiętam dlaczego. Podobał mi się, ale do optymistycznych nie należał.
Na bal maturalny nie poszłam, wtedy studniówki były bardzo skromne, a dopiero po maturze był "dorosły", cywilny bal.
Uff, to sobie powspominałam, kasztanowce kwitną jak należy, a wtedy już przekwitały.
W lipcu (albo pod koniec czerwca, nie pamiętam dokładnie) zaczynał się następny etap, egzaminy na studia, ale to już inna historia.
Moja byla bardzo podobna, tyle ze odbyla sie o czasie. Byly wielkie nerwy, a potem wszystko poszlo gladko. Niewiele pamietam, wszystko mi sie zamazalo, bylam tak zdenerwowana, ze dziwne, iz w ogole zdalam, bo takiej pustki w glowie nie mialam nigdy w zyciu.
OdpowiedzUsuńJa pękłam w czasie ustnego, poryczałam się między jednym a drugim przedmiotem, ale pocieszył mnie matematyk, bo to wywoływał do następnej rundy. Kazał się nie martwić.
UsuńU mnie też było podobnie, ale nie musiałam zdawać ustnej matmy (już nie była obowiązkowa na ustnej ona ani j. polski, który zdawałam i tak z wyboru), zamiast rosyjskiego zdawałam angielski i łacinę.
OdpowiedzUsuńA na studnia w lipcu tez ten sam zestaw pisemnie i ustnie. Matura, o dziwo, nie wzbudzała we mnie jakichś szczególnych emocji i poszło mi bardzo dobrze. Pamiętam temat z polskiego i pytania z ustnych, nawet z tych na studia.
Pisemny ze wstępnego pamiętam, na maturze pisałam temat "wolny", ale o czym, nie mogę sobie przypomnieć. Łaciny jakoś nie przyswoiłam na tyle, żeby umieć porządnie.
UsuńJako jedna dziewczyna z piątki rodzeństwa, miałam swój pokój. No i w związku z tym, że miałam tylko braci, to chciałam mieć siostrę ;) Jak doszłam do szkoły średniej zaproponowałam koleżance, spoza Wrocławia, aby zamieszkała ze mną, oczywiście za zgodą rodziców. Koleżanka była rozrywkową osobą, więc atmosfera w naszym pokoju nauce nie sprzyjała. Bałam się więc matury, jednakowoż ją zdałam, tematów nie pamiętam. Polski i matematykę zdawałam pisemną. Za to ustnie broniłam dwóch prac. Jedną pracę pisałam w ramach matury, z propedeutyki. A jako że chodziłam do technikum to druga praca była dyplomową. Obie prace leżą gdzieś w jakimś zakamarku ;) Z propedeutyki pisałam o współpracy z RFN, musiałam sama postarać się o materiały źródłowe, a jako że były to czasy socjalizmu, to współpraca ze zgniłym zachodem nie do końca była jawna, no ale jakoś tą pracę napisałam ;) W pracy dyplomowej pisałam o formach do prefabrykatów i tu także musiałam poszukać źródeł, udałam się więc do zakładu prefabrykacji, to cuś takiego gdzie produkowało się gotowe elementy budowlane.
OdpowiedzUsuńTo w przybliżeniu tyle pamiętam ze swojej matury :)
A aktualnie maturę zdaje jedna z moich bratanic :)
Twoja matura to było coś, wygląda na to, że ta moja po ogólniaku to pikuś.
UsuńDzisiaj młodzi, w dobie internetu, nawet sobie nie zdają sprawy czym było szukanie materiałów i wiadomości, szperanie w bibliotekach i wysiadywanie w czytelni, bo nie wszystko można było pożyczyć.
Piękne niezapominajki Ewo, bardzo lubię :)
OdpowiedzUsuńTeż bardzo lubię niezapominajki.
Usuńczasami warto powspominać, żeby nie umknęły z pamięci piękne chwile.
OdpowiedzUsuńPiękne raczej nie umykają, podobno wspomnienia to oznaka postępującej starości.
UsuńNa pewno kwitły kasztany. Ja z polskiego ustnego byłam zwolniona. Pisemnie zdawałam matmę. Ustnie geografię i rosyjski. Nie było tak strasznie. Większym stresem były egzaminy wstępne na studia.
OdpowiedzUsuńPosadziłam sobie niezapominajki. Pięknie się niebieszczą:)
"Niezapominajki to są kwiatki z bajki..." wierszyk taki z dzieciństwa pamiętam. Mają w sobie coś magicznego.
UsuńCzytam komentarze i co rocznik, to inna matura. CYli i teraz i za komuny, non stop było jakieś zamieszanie w tym temacie. Ja zdawałam tak, jak Kalipso. Pisemną matmę i polski, a obowiązkowo na ustnym był polski, język obcy - ja niemiecki i jakiś inny przedmiot - u mnie biologia. Pytali nauczyciele, z którym miało się lekcje. W dniu pisemnej matmy zmarła moja babcia, leżąca od pewnego czasu,więc w każdej chwili mogliśmy się tego spodziewać.
OdpowiedzUsuńNie wspominam dobrze czasów licealnych, było, minęło... We wtorek byłam tam w komisji na pisemnym. Zero jakichś wspomnień, czy emocji.
Powodzenia wnukowi życzę, Ewo ☺️ jeśli jeszcze coś zdaje.
I innym też 💗
Reform takich i owakich było kilka. Nawet wakacje kończące się 15 sierpnia. Żadna z nich nie utrzymała się długo, przychodziła następna.
UsuńCzasy liceum wspominam całkiem dobrze, może nawet nie samą szkołę, bo pewne metody naszych belfrów by dzisiaj nie przeszły, ale reszta aczkolwiek nie różowa, była całkiem znośna. Miałam fajną paczkę przyjaciół.
Język, polski, matematyka (pisemnie i ustnie), fizyka - 4x5. Kwitły kasztanowce:)
OdpowiedzUsuńPięknie! Tylko pogratulować.
UsuńJa sobie wspominałam wczoraj. W większym gronie.:))) Zorganizowaliśmy spotkanie absolwentów, bo stuknęło nam 30 lat.:))) I na wesoło i z zadumą. Trochę wspomnień z matury, więcej z czasów liceum.:)))
OdpowiedzUsuńW czasie matur na pewno była piękna pogoda, kwitły kasztany. Zdawaliśmy pisemny i ustny. Na pewno polski, biologia, angielski, chemia. Miło powspominać.:)
Fajne takie spotkanie. My miałyśmy pierwsze na dziesięciolecie, a potem... półwiecze. Udane nawet te spotkania. Teraz się spotykamy co roku, bo szkoda czasu czekać na okrągłe rocznice.
UsuńKasztany już zaczynają przekwitać.
Wspomnienia to mają , że ZAWSZE, chcesz czy nie , WRACAJĄ.Po 50 latach po maturze spotkaliśmy się / niestety, kompletu już nie było/. Matura - stress , nawet " orły" przeżywały. Matma przeszła dzięki ściągom. Najzabawniejsza historia miała miejsce podczas ogłaszania wyników , bo Bartek to ma na imię Mieczysław, Teresa jest Marią , ja to nie ja ...
OdpowiedzUsuńNIEZAPOMINAJKI cudowne i takie w temacie .W....
Matematykę zdałam dzięki naszemu matematykowi, on wiedział że jestem słaba i szepnął dopingujące: dobrze. Ściągę też miałam.
UsuńMaturę pamiętam, bo mam zdjęcia. Jestem w białej bluzce, granatowej spódniczce i uśmiecham się, bo dostałam ściągę z matematyki wniesioną z kanapką z szynką i jajem na twardo, więc mogłam spokojnie zjeść ten rarytas. Na stole komisji stał wazon z kasztanami tak duży, że nauczycieli nie było widać. Udawali, że nie widzą ściągania. Dziękuję za przeniesienie do lat młodzieńczych i tej piosenki, która przypominała, że za rok też może być znów matura.
OdpowiedzUsuńSerdeczności zasyłam
"Tuż przed maturą kwitły kasztany,
Usuńżyło się jak we śnie..." mnie się kojarzy z "gdzie te prywatki...".
Pozdrawiam majowo.
Matura - tak dawno, a jakby wczoraj. To świetna okazja żeby podzielić się refleksją nad przemijaniem. Każdy przeżył to inaczej, a wszyscy jakby jednakowo.z
OdpowiedzUsuńBo każdy przeżywał mniej lub bardziej intensywnie. O swojej nic nie napisałeś.
UsuńMatura... Wspominam całkiem miło. Bylam zwolniona z ustnego polskiego, zdawałam ustną matematykę, historię i niemiecki. Najbardziej napracowałam się przygotowując do egzaminów na politechnikę i to był duży stres. Zdałam, w terminie 5 lat chemii skończyłam i nawet mi się to nie śni :-))). Trzymam kciuki za wnuka ! Uściski !
OdpowiedzUsuńDzięki za kciuki. Wierzę w niego, ale zawsze niepokój jest. Mnie się na wstępnym nie powiodło, zdałam ale mi punktów zabrakło i nie przyjęli. Dopiero po roku się udało.
UsuńUściski dla Ciebie i Wnusia. Będzie dobrze!
OdpowiedzUsuń