Zaczęły się dzień później, ale mogłam się zaopatrzyć tylko w program i folder informacyjny bo byłam umówiona w ogrodzie botanicznym. Nie wróciłam na rynek zmrożona trochę obostrzeniami .
Kolejka przed wejściem.
Na barierkach wisiał kilkustronicowy regulamin, nie można było tak sobie wejść, tylko się wypełniało deklarację, że się jest zdrowym i nie miało kontaktu z kiś zarażonym. Absurd, bo skąd mam wiedzieć czy osoba obok nie jest zarażona i o tym nie ma pojęcia? liczba wewnątrz barierek ograniczona, tyle dobrze, że krzesełka są i można siedzieć wygodnie.
Pocieszyłam się ciszą i spokojem w botaniku, posiedziałam na ławce, pogadałam z koleżanką.
Otwarli nareszcie nową palmiarnię.
Kaczki sobie drzemały na trawce.
Lotosy przekwitły.
W sobotę już sobie nie darowałam, miałam wejściówkę na wieczorny spektakl, wcześniej postanowiłam zobaczyć instalację performatywną niemieckiego duetu Angie Hiesl i Roland Kaiser.
W scenerii krakowskich Dolnych Młynów czyli dawnej, powstałej w 1871 roku fabryce cygar.
Działała jeszcze po wojnie, potem przeniosła się gdzie indziej, zostały po niej niszczejące budynki, które jednak przekształciły się dość szybko w kultowe miejsce rozrywki. Puby, restauracje, sale wystawowe i inne w niby ponurej industrialnej przestrzeni mają swój urok.
Miejsce w sam raz dla projektu bo idąc wśród rozstawionych leżaków, krzeseł, ławeczek, stolików parasoli nagle nad głową widzisz starszą panią lub pana siedzących na krześle z robótką, gazetą, książką lub koszem jarzyn do obrania. Dziwne to, bo nagle uświadamiasz sobie istnienie drobnych codziennych czynności, które może wykonują właśnie rodzice czy dziadkowie.
Tu przestał działać aparat, reszta zdjęć z telefonu, ze zdenerwowania ręce mi się trzęsły nie wyszły dobrze.
Sceneria Dolnych Młynów, niepowtarzalna.
Byłam jeszcze na jednym spektaklu, ale napiszę o nim osobno. Szkoda, ze to miejsce niedługo zniknie z mapy Krakowa. Hiszpanie, obecni właściciele chcą zamienić w kompleks rozrywkowo wypoczynkowy, wiadomo czym się skończy. Wyremontują, zrobią hotele, zamkną teren i będzie dla turystów, a niepowtarzalna atmosfera tego miejsca zniknie na zawsze. Jeszcze muszę się tam wybrać i zrobić kilka zdjęć na pamiątkę.
Nie wiem jak teatr ale palmiarnia mnie zachwycila, bardzo ladna, ten dach swietny, ta co jest w Powsinie to szopa ..bardzo by mi sie taka spodobala w Warszawie. I jeszcze calkiem ladne kffiatuszki kwitna.
OdpowiedzUsuńSą jeszcze dwie, niestety zamknięte, storczykarnia też. To nowa palmiarnia, a właściwie zimownik dla delikatniejszych roślin.
UsuńCi ludzie na krzesłach to niesamowity widok. Szkoda Dolnych Młynów. Może właściciele się rozmyślą?
OdpowiedzUsuńJuż się nie rozmyślą, batalia trwała długo, niestety chyba ostatecznie wygrali.
UsuńLudzie na krzesłach też mi się podobali.
U nas palmiarnie rozebrali kilka lat temu i jak na razie chyba nie mają za co postawić nowej, ta krakowska wygląda niezwykle efektownie!
OdpowiedzUsuńPodobają mi się te przekwitłe lotosy. Kiedyś miałam okres robienia suchych bukietów, kupowałam różne egzotyczne suszki, lotosy też.
Jak patrzę na tych ludzi siedzących na zawieszonych krzesłach to czuję lęk, że zaraz spadną.
Nową palmiarnię budowali bardzo długo, otwarli dopiero niedawno.
OdpowiedzUsuńMyślę, że aktorzy na tych krzesłach byli jakoś zabezpieczeni.
Właściwie nie dziwię się tym wszystkim obostrzeniom, bo ludzie sami z siebie nie zachowują żadnej ostrożności. Obserwuję to na co dzień i unikam tłumów, jak tylko mogę.
OdpowiedzUsuńPomysł z krzesłami super. No i fajnie, że impreza w ogóle się odbyła. U nas na przykład zrezygnowano w tym roku z organizacji Dni Folkloru. Dużą rolę w czasie tego wydarzenia odgrywa integracja, zarówno między zapraszanymi z całego świata zespołami, jak i podczas zabaw z publicznością. Jeden dzień zawsze poświęcony był nauce tańców i tradycyjnych zabaw ludowych z różnych krajów. Poza tym publiczność zawsze spontanicznie bawiła się w czasie występów; no, nie dałoby się tego przeprowadzić. To byłoby zupełnie co innego...
Rozumiem to, a jednak szkoda.
Szkoda, bo atmosfera teatrów była zupełnie inna. Jesienne targi sztuki ludowej też były bardzo skromne i trwały krótko. Niestety albo dystans i obostrzenia albo hulaj dusza, ja tam wolę ostrożność.
UsuńMorze dobre, ale do czasu, trzeba wracać do Krakowa i skosztować dania sporządzonego przez Ewę. Kolorowo, rozmaicie, z gustem i perspektywą, jak to u Ewy, brawo...z
OdpowiedzUsuńDziękuję.
UsuńUwielbiam teatry uliczne!
OdpowiedzUsuńJak wiele osób.
UsuńArteńko, przez pomyłkę usunęłam cały komentarz razem ze swoją odpowiedzią. Przepraszam.
OdpowiedzUsuńNic się nie stało. Pisałam o krzesłach. Ciekawi mnie jak oni wchodzili.
UsuńTeż się nad tym zastanawiałam. Chyba jakiś podnośnik strażacki mieli.
Usuń
OdpowiedzUsuńPamiętam Jana Machulskiego pośród festiwalu ulicznego i nasze spotkanie spojrzeniami i jego dziękuję ,że nic nie chcę i niczego od niego nie oczekuję. Ja posiedziałam . On posiedział. Odpoczęliśmy i odeszliśmy nie mieszając światów intymnych.
O! Witam,znam Twoje komentarze. Mam nadzieję, że teatry jeszcze kiedyś będą takie jak dawniej.
OdpowiedzUsuńTeatry uliczne to stara tradycja. Szkoda by było, gdyby zniknęły. Projekt z krzesłami na ścianie - świetny. Mrozi mnie ta rozbuchana komercja, która każe sprzedawać takie świetne miejsca tym, co sypią kasą. Nie podejrzewałam o to władz Krakowa, a jednak...
OdpowiedzUsuńUściski, Ewo !
Władze Krakowa mają mocno za uszami, ciągle zmieniają plany i rządzą deweloperzy. Młyny wykupili Hiszpanie już 10 lat temu, nie pomogły protesty, biorą się do roboty.
Usuńkrzesła sa znakomite, ale siedzący na nich ludzie, to już mistrzostwo świata. bardzo mi się podoba
OdpowiedzUsuńMnie też się podobało.
Usuń