Chciałam odetchnąć innym powietrzem, poczuć zapach lasu, posłuchać ciszy.
Udało się, niestety dokumentacja taka sobie, bo aparat mi się zepsuł, musiałam się przeprosić z moim staruszkiem, który aczkolwiek kiepsko, ale jeszcze działa. Pogoda sprzyjała, nawet głos myszołowa było słychać, chociaż chwilami dzieciaki w ferworze zabawy nieźle hałasowały. Tylko, że tam ten pisk i krzyki jakoś się rozmywają.
Piękna jarzębina na granicy dwóch ogrodów.
Ogródek córki pięknieje z roku na rok,
las za bramą kusi i pachnie,
widoki zawsze zachwycają. Myślałam że to na ekranie coś się przylepiło, a to ptak, dopiero przy powiększeniu zobaczyłam. Nie wiem jaki bo go wcześniej nie zauważyłam.
Na polanie pod brzozami znalazłam grzyby, muchomora musiałam uwiecznić.
Posiłek pod chmurką smakuje całkiem inaczej, w towarzystwie, chociaż czasem trafi się nieproszony gość, na przykład mrówka czy inna muszka.
Naładowałam akumulatory i wróciłam do domu zadowolona.
Naladowane akumulatory to bedziesz dzialac, wystawy, marsze po Krakowie, jakis nowy mural? Chyba Krakow teraz nie taki zatlumiony...chyba nie ma tylu turystow, wiec sobie mozna pofolgowc.
OdpowiedzUsuńZeby ptaka zobaczyc musialam powiekszyc dobrze zdjecie...wyglada jak aniol, ma skrzydla skierowane do gory.
Takie wyoady za miasto sa bardzo relaksujace. Stol wyglada smakowicie.Bardzo lubie jadac na swiezym powietrzu.
Jeszcze mamy ladna pogode. jeszcze mozna sobie pozwolic na zachlystywanie sie przyroda...
Nie da się w tym upale hasać po mieście. Wybrałam się dzisiaj, miałam znaleźć dwa murale. Nawet ulicy nie znalazłam, upał i hałas nie do wytrzymania, a wystaw ciekawych nie ma. Turystów może mniej, ale ruch jakby większy, w tramwaju tłok i duchota (maska) a jak gorąco to marsz do przyjemnych nie należy.
UsuńALe ma sie ochlodzic...ja sie przygptpwuje na inspekcje po parkach warszawskich, czekam na kolezanke opolska i mamy zamiar poszalec po zielonych terenach, mam wrazenie,ze to juz ostatni moment.
UsuńZapowiadają nawet przymrozki i duże ochłodzenie, zobaczymy.
UsuńZięć przywiózł mi śliwki, będzie powidło.
Szkoda, że dzień już krótszy.
Ech piękne okoliczności przyrody, fajnie Ewo, że mogłaś sobie w nich pobyć.
OdpowiedzUsuńTe grzybki w twojej dłoni, jedna z nazw gwarowych to czerwone łebki, inna to osaki, to moje ulubione, znaczy się najbardziej mi się podobają, są niezwykle malownicze. Kiedyś, dawno, spędzałam urlop w rodzinnej wsi mojej mamy akurat jak była ich pora, właściwie tam je poznałam.
Słoneczniki i ostowate na tle chmur pięknie uchwyciłaś!
Tam jest pięknie i nigdy się nie nudzą widoki. Babia kusi, ale mnie już trzeba mierzyć zamiar podług sił.
UsuńNiestety złota godzina była jak już trzeba było wracać.
Bardzo łądny krajobraz ptakiem. A stół aż kusi aby coś zjeść. Szkoda, że w moich wędrówkach nie jest możliwe jadanie z tak pięknych nakryć. Dobrze mieć taki ogórdek córki.
OdpowiedzUsuńMiało być "bardzo ładny krajobraz z ptakiem".
UsuńWidziałam w jakimś muzeum kosz piknikowy na porcelanową zastawę na stół, przydał by Ci się na wędrówki. Wtedy można by zabrać coś ładnego.
UsuńKrajobrazy tam piękne, szkoda że mój aparat padł.
Kosz piknikowy? Ech, a ja z torebisiami się włóczę. Chyba muszę się przestawić na coś poważniejszego :)
UsuńSkoro dysponujesz samochodem, to taki kosz wygodniejszy.
UsuńPiękne zdjęcia, krajobrazy, wszystko na zdjęciach. Przyglądałam się temu zdjęciu ze stołem i jedzonkiem. Tak to rodzinnie wygląda, tak miło. Naładowałaś baterie, cieszę się i marzy mi się to samo. hehe Fajny jest taki post, bo dodaje energii i poczucia, ile jest dobra wkoło. Pozdrawiam. :))) <3
OdpowiedzUsuńByło rodzinnie, cieszy mnie, że Ci się post podobał. Mam sentyment do takich chwil, kiedy można zjeść pod chmurką.
UsuńBardzo przyjemnie! Posilki na zewnątrz, bujne krzewy i kwiaty, grzybki, miłe towarzystwo, po prostu sielanka.
OdpowiedzUsuńTo trochę powrót do młodości. W moim rodzinnym domu często jadło się na dworze. Siadało z miską zupy i wcinało.
UsuńPiękne chwile,dobre wspomnienia do pielęgnowania, opowiadaj wnuczkom,że podtrzymują rodzinną tradycję.
UsuńMieszkalam na obrzeżach miasta, mielismy ogrod, ale nie przymopinam sobie, by jadalo się na zewnatrz.
Dobrze jest czasem porzucić miasto. A jeśli do tego jest się z najbliższymi, to wspaniale odpręża. Swietny weekend miałaś !
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że się zdecydowałam.
UsuńI mnie tego było trzeba. Widoki, nastrój i relaks - to wystarczy. A jeśli dodać jeszcze detale pogodowe i widokowe oraz urok osobisty autorki bloga. - już mamy receptę na odporność na pandemię...z
OdpowiedzUsuńMistrz komplementów. Dziękuję.
UsuńW takich okolicznościach akumulatory ładują się z turbo prędkością.
OdpowiedzUsuńA jak się je w dodatku z takich pięknych talerzy... Ach:)
Córka sobie upodobała, ja też takie lubię. Szkoda tylko, że brakło czasu i sił na dalszy spacer.
UsuńNic tak dobrze nie ładuje akumulatorów jak spokój i bliskość przyrody. A swoją drogą, piękna ceramika - kojarzy mi się Bolesławiec albo podobne klimaty :)
OdpowiedzUsuńBo to jest Bolesławiec. Szkoda, że to jednak trochę daleko i dojazd kiepski.
UsuńPiękne zdjęcia ❤
OdpowiedzUsuń