Liceum żeńskie, z tradycjami przedwojennymi, klasa z językiem łacińskim. Miałam być klasycznie wykształcona. 40 dziewcząt w klasie, obowiązkowe granatowe fartuszki, tarcze, na głowie beret, teczka od pachą. Za berety mściłyśmy się perfidnie na jednym z profesorów (tak się zwracało do nauczycieli). Był niezwykle wytworny i uprzejmy, od jesieni chodził w kapeluszu. Przy brzydkiej pogodzie, gdy tylko pojawiał się na drodze do szkoły, grupka dziewcząt ustawiała się w odstępach i mówiła po kolei "dzień dobry". Biedny profesor nie nadążał z uchylaniem kapelusza.
Byłyśmy klasą zgraną w szkole, poza nią tworzyły się grupki bardziej zaprzyjaźnionych osób. Wspólnie się organizowało psikusy i stawiało czoła szkolnym niebezpieczeństwom w postaci klasówek.
Nauczyciele. ( Analizując nasze wspomnienia, doszłyśmy do wniosku, że każdy z nich to jednak była osobowość. Nie było prania mózgu ani upolityczniania na siłę. Większość z nich uczyła jeszcze przed wojną, albo miała młodość za sobą.
Wychowawczyni. Była łączniczka AK, uczyła nas wf-u. Jej konikiem była gra w koszykówkę, w coś w rodzaju palanta lub krykieta (konia z rzędem tej, która trafi kijem w małą piłkę), oraz wymyślanie nam, że worek kartofli rusza się z większym wdziękiem.
Historia. Pan profesor trochę był historykiem a trochę malarzem. Uczył historii i rysunku. Według niego wszelkie powstania, rewolty i inne wydarzenia zaczynały się tak naprawdę w naszym mieście. Lokalny patriota, z nim poznawało się historię miasta i okolic. (dzięki niemu, generał Bem uratował mi skórę na studiach). Nawet był dość lubiany.
Łacina. Dama w każdym calu, nigdy nie podnosiła głosu, wymagająca, surowa. Przez cztery lata oswajała nas z martwym językiem, uczyła zasad gramatyki, kazała uczyć się na pamięć dużych fragmentów tekstu. Jeszcze pamiętam fragmenty: "Galia est omnis..." Czy mi się łacina przydała? Częściowo tak, chociaż teraz już nie potrafię przetłumaczyć tekstu.
Fizyka. Tu nasuwa się określenie: sprawiedliwość. Zawsze doceniła wysiłek najgorszego tumana. Postawiła pałę, ale nie puściła od tablicy dokąd nie pojął i nie rozwiązał zadania sam. W pracowni pilnowała, żeby każdy doświadczenie przeprowadził i wyciągnął wnioski.
J. rosyjski. Tu może napiszę coś mało popularnego. Nauczycielka młoda, sympatyczna, która wielbiła literaturę rosyjską. Uczyłyśmy się dla niej, bo potrafiła zachęcić i pokazać piękno języka jako takiego. Czytałyśmy Tołstoja, Czechowa, Lermontowa, Puszkina, niektóre fragmenty prozy i poezji trzeba było wykuć na pamięć. Zaczynała po polsku opowieść, przechodziła w trakcie opowiadania na rosyjski, trzeba było zapamiętać nowe słówka, przerywała w interesującym momencie. Czasem kazała doczytać samodzielnie, czasem dopisać zakończenie.
Te cztery lata to pasmo wspomnień także i o pierwszych sympatiach, wakacjach na obozach wędrownych, dojrzewaniu, podejmowaniu pierwszych życiowych decyzji.
Za dużo jak na jeden raz.
Zima zadomowiła się na dobre. Zamarzła Wisła, dużo lodu wszędzie.
Przerwałaś w takim momencie jak Pani od rosyjskiego, najciekawszym.:)))
OdpowiedzUsuńJa miałam łacinę na studiach przez cztery semestry. Pamiętam do dzisiaj odmianę niektórych wyrazów:amo, amare, amavi, amatum- najbardziej.:)))
Ta metoda przynosiła dobre skutki. Nadmiar może być nudny, ale jak zaczęłam to skończę. Będzie o relacjach damsko -męskich też.
UsuńRozbudziłaś apetyt na więcej i więcej :-) Wiesz Ewo ... to była dobra myśl, by zamęczyć Cię i byś założyła swój blog. Czytać Twoje literki to jak siedzieć z Tobą w przytulnej kawiarni na Kazimierzu i słuchać, słuchać, słuchać :-)
OdpowiedzUsuńOpowiadaj proszę :-)
Byłam dzisiaj na Kazimierzu. Cd. nastąpi, zbyt długo nie da się słuchać.
UsuńByłaś tam, na ? :- (
UsuńNo dobrze, mam czas, poczekam, jeszcze usiądziemy :- )
No tak, przecież to nie odmiana tylko formy gramatyczne: kocham, kochać..., oj byłaby poprawka u Pani Magister.;)))
OdpowiedzUsuńNa studiach łacinę mi zaliczyli, pomagałam kolegom na ćwiczeniach. Teraz bym oblała.
OdpowiedzUsuńLubię takie wspomnienia. :)
OdpowiedzUsuńŁacina towarzyszyła mi od liceum. Jeszcze pamiętam niektóre tzw. sentencje. No i łatwiej się czytało np. Trylogię. :)
Ale miałam wyjątkowego pecha do nauczycieli historii brrr...
Witaj Magdaleno. Miło że zaglądasz. Widzę że łacina nadal jeszcze nie została całkiem zapomniana.
Usuń:)))
UsuńNie zapomniana, albowiem lingua latina pulchra est. :)))
Dla Ciebie z pewnością!
UsuńA Pamiętasz jeszcze imiona i nazwiska profesorów? Ten wpis byłby wtedy laurką dla nich.
OdpowiedzUsuńPani od rosyjskiego mnie urzekła. Młoda była, może jeszcze żyje...
Pamiętam nazwiska. Profesorka jeszcze żyje, miała być na zjeździe, ale coś jej przeszkodziło.
OdpowiedzUsuńWydało mi się niezręcznie pisać tak bezpośrednio.
Myślę, że po tak chwalebnej ocenie czuliby się bardzo docenieni. :)
UsuńChyba nie chcę pamiętać czasów mojej szkoły... Wolę czytać o Twojej!
OdpowiedzUsuń