Idę spać z ułożonym ambitnym planem na piątek.
Piątek: pobudka zbyt wcześnie, bo się kotu znudziło czekanie na śniadanie. No ale skoro wstałam, to już się zabiorę do realizacji planu. A w środku pojawia się maleńki balonik. Najpierw śniadanie, rozdział książki, rozwieszenie prania, o którym zapomniałam wczoraj, czas ucieka. Kot domaga się zabawy, no może chwilkę, trzeba sprawdzić czas odjazdu autobusu, przy okazji zajrzeć tu i ówdzie, czas przyspiesza, balonik rośnie. Wreszcie wychodzę, po drodze płacę ostatni w tym miesiącu rachunek, autobus sobie odjeżdża, nie zdążyłam. Czekam na następny i zaczyna się: jestem do niczego, nie umiem się zmobilizować, właściwie to nic nie ma sensu, po co mi plany jak ich nie realizuję. Balonik urósł i zaczyna dusić.
Tłukę się kawał drogi autobusem, potem jeszcze trochę na piechotę, a w rytm kroków ciąg dalszy: nikt mnie nie kocha, nie lubi, jestem skazana na samotność. Dochodzę na miejsce, z balonika robi się balon. Grasowali złodzieje, bałagan, nie ma kwiatków, rozbite szkło. Zawsze się tutaj wyciszałam, (bo jak się mają moje problemy wobec wieczności) tym razem krew mnie zalewa na ludzką podłość.
Miałam w planie jeszcze spacer, postanowiłam wrócić do domu. Źle wybrałam autobus, utknął w korku, przesiadka, czekanie na następny przy ruchliwej ulicy w obłoku spalin, jeszcze jedna przesiadka, nareszcie tramwaj. Balon ma się dobrze, już tylko marzę żeby dotrzeć na miejsce i popłakać sobie porządnie. Zapominam co miałam kupić, idę po schodach, zaglądam do skrzynki na listy, a tam ulotka reklamowa i....pomarańczowa koperta! Nikt do mnie nie pisze, więc chwytam i oglądam chciwie. Pismo jakby znajome...stempel z TEGO miasta! Dziwię się że sąsiedzi nie wyjrzeli, balon pękł z wielkim hukiem!
Jak dotarłam na trzecie piętro bez zadyszki nie wiem, zaglądam do koperty, prześliczna karteczka i kilkanaście miłych słów, balsam na "zbalonikowaną" duszę.
Zostało mi jeszcze trochę dnia, może zdążę coś zrobić, przede wszystkim podładować telefon i baterię w aparacie, bo oczywiście zapomniałam. Zanim balonik się załata minie trochę czasu.
Ponieważ nie dysponuję zdjęciem balonika, posłużyłam się ilustracją własnej produkcji.
A miałam Was prosić o przekłucie balonika, bo wiem, że mając Takich Czytelników, połowa użalania się nad sobą jest bzdurą. Ale mi ulżyło już całkiem.
...balonik balonikiem,ale za to w jakże radosnej czerwieni :) Znam ja takie użalanie się,oj znam dobrze...tyle,ze mnie się dłużej te baloniki trzymały...wolny dzień zazwyczaj tak do końca wolny nie jest,ale chwil kilka w nim potrafi przebić największy "nadmuchaniec", choćby zjadliwej pomarańczy barwę przybrał ...:)
OdpowiedzUsuńDzisiaj krócej się balonik trzymał, bo karteczka była. Dzień tak całkiem zmarnowany nie był, bo czasu na kupienie sobie pocieszajki nie starczyło.
UsuńCzasem tak jest niezależnie od wszystkiego, w wolny dzien lub nie. Ja to wiem i ty to wiesz, a co by było, jakby balonik wypuscić i niech leci hen ;))
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie jedno...dlaczego mnie to łapie najczęściej rano?
OdpowiedzUsuńMnie raczej wieczorem :)
UsuńMnie również jest to znane... Aż za dobrze... Pora dnia raczej nie ma u mnie znaczenia. Dopada z zaskoczenia.
OdpowiedzUsuńChyba każdy tak ma. Zawsze jakiś powód się znajdzie. Może założymy klub?
OdpowiedzUsuńO tak, tak, załóżmy! Jak się będzie zwał?
UsuńJestem otwarta na propozycje.
UsuńProponuję: Walczące z balonem; Nie damy się, nie damy się; Niezłomne i niepokonane; Klub entuzjastek helu; Unia tych, co żyją i dobrowolnie nie zrezygnują; Loża optymistek w boju. Hasło: balon to świnia!
UsuńJak widać Ewo nie jesteś sama gdyż: każdy z nas jest "balonikowy" i nie jesteś nielubiana! Ja lubię Cię bardzo. Ja nawet bardzo mocno Cię lubię! Ja to tak Cię lubię, że masz szczęście, że jesteś tak daleko, bo jak bym teraz był przy Tobie, to tak bym Panią wyściskał "na dowód", że byś zemdlała. I balon od tego ściskania by pękł i huk byłby wielki i latała byś jak balon z którego nagle i gwałtownie spuszcza się powietrze, a ja nie mógłbym Cię złapać.
OdpowiedzUsuńEwo! Jestem z Tobą :-) Mówiłem ,że Cie lubię ???
Ładny mi dowód lubienia, kiedy to obiekt mdleje od nadmiaru okazywanych uczuć. Mimo to piszę: wzajemnie! Też Cię lubię, ale bez ściskania.
OdpowiedzUsuńChyba nie taki wpis czekałeś.
Cóż. Na nic nie czekałem. Tylko chciałem. Tak bywa :-)
UsuńNo przyznam się... troszeczkę się wzruszyłam...
OdpowiedzUsuńA swoją drogą fajnie jest kamienie balonikiem nazwać... :-)
Jak zwał, tak zwał, paskuda i tyle. Dobrze, że dzisiaj doszła.
OdpowiedzUsuńOj, Ewo-bez-baloniak ! Cóż Ty sobie za problemy wymyślasz ? Masz zdrowie, dzieci i wnuki w zasięgu ręki, piękne miasto wokoło , no i nas :-). Uściski !
OdpowiedzUsuń