Spacer jednak nie tak przyjemny jak poprzednie. Zimny wiatr, pomyliłam drogę i musiałam iść wzdłuż ruchliwej ulicy, na której było sporo samochodów. Dziwne to uczucie, kiedy idziesz a napotkane osoby odsuwają się, albo ty to robisz.
Wzięłam aparat, ale zdjęć jakoś nie chciało mi się robić. Dużo już napęczniałych pąków, jednak przeważa szarość i wszystko jakieś przykurzone, nawet nieskazitelny błękit nieba nie cieszy.
Staram się być dobrej myśli, jakoś sobie wypełnić czas, czasem to trudne bo ogarnia jakiś marazm.
Te parę zdjęć zamieszczę żeby nie było smutno.
Pimpelki na platanie,
podbiał skulony z zimna,
tu próbuje jednak rozwinąć płatki do słoneczka.
Ktoś zostawił buteleczkę na murku,
kicia mimo nawoływań tak była zajęta ocieraniem pyszczka o murek, że za nic nie chciała się odwrócić.
Fiołków nigdy za wiele, kwitną w tym roku wyjątkowo obficie.
Dla Opakowanej znalazłam zamarzniętą kałużę, ale zdjęcie wyszło nieostre, na szczęście miałam inne z tej samej drogi, tylko zrobione kiedy indziej. Ta wczorajsza była mniej zamarznięta.
Zauważyłam, że cała masa rzeczy do zrobienia, odkładana niby z powodu braku czasu, to zwykła wymówka. Teraz mam czas i dalej tego nie robię. Czas się przyznać, po prostu mi się nie chce.
Niech nam zdrowie sprzyja.