środa, 25 marca 2020

Wyszłam

zanim dotarł do mnie komunikat o obostrzeniu zakazów.
Spacer jednak nie tak przyjemny jak poprzednie. Zimny wiatr, pomyliłam drogę i musiałam iść wzdłuż ruchliwej ulicy, na której było sporo samochodów. Dziwne to uczucie, kiedy idziesz a napotkane osoby odsuwają się, albo ty to robisz.
Wzięłam aparat, ale zdjęć jakoś nie chciało mi się robić. Dużo już napęczniałych pąków, jednak przeważa szarość i wszystko jakieś przykurzone, nawet nieskazitelny błękit nieba nie cieszy.
Staram się być dobrej myśli, jakoś sobie wypełnić czas, czasem to trudne bo ogarnia jakiś marazm.
Te parę zdjęć zamieszczę żeby nie było smutno.


Pimpelki na platanie,


podbiał skulony z zimna,


tu próbuje jednak rozwinąć płatki do słoneczka.


Ktoś zostawił buteleczkę na murku,


kicia mimo nawoływań tak była zajęta ocieraniem pyszczka o murek, że za nic nie chciała się odwrócić.


Fiołków nigdy za wiele, kwitną w tym roku wyjątkowo  obficie.


Dla Opakowanej znalazłam zamarzniętą kałużę, ale zdjęcie wyszło nieostre, na szczęście miałam inne z tej samej drogi, tylko zrobione kiedy indziej. Ta wczorajsza była mniej zamarznięta.
Zauważyłam, że cała masa rzeczy do zrobienia, odkładana niby z powodu braku czasu, to zwykła wymówka. Teraz mam czas i dalej tego nie robię. Czas się przyznać, po prostu mi się nie chce.
Niech nam zdrowie sprzyja.

czwartek, 19 marca 2020

Pierwszy dzień wiosny...

Jakże inny niż w latach ubiegłych. Bo chociaż aura sprzyja, słoneczko świeci, trawka robi się zielona, szarzyzna znika to nad tym wszystkim cień zarazy.
Mieszkam na obrzeżach miasta, mogę iść na spacer nie natrafiając na tłum, skorzystałam z okazji. Jednak nie jesteśmy narodem zdyscyplinowanym. W parku na ławkach niewiele osób, jakaś mama z wózkiem, dwóch panów na rowerach zaopatrzonych w różne dodatkowe udogodnienia z radyjkiem włącznie, ale niestety na placu zabaw sporo dzieciaków.
Ciężko dzieciarnię utrzymać w domu, kiedy taka piękna pogoda (jeszcze teraz kiedy to piszę 17 stopni), samej mi żal było, że nie mogę zabrać wnuczek, ale na litość, nie w takiej gromadzie.
Posiedziałam na ławce, wiatr wywiał paskudę, kwiatuszki kwitną, tylko tak jakoś ciężko się cieszyć bo przed nami wielka niewiadoma.


Fiołki już kwitną,


stokrotki od dawna,


nie pamiętam nazwy tych kwiatków,


ani tych też.





Szkoda, że w tej galerii już nowe rzeźby się nie pojawią,


owieczki Bronisława Chromego jednak nadal się pasą.


Pączki lada moment się zazielenią.


Stukało coś i szurało, widać było, że nowy domek jest poddawany dokładnym oględzinom od środka, niestety zanim nastawiłam ostrość, przyszły lokator wyfrunął błyskawicznie, nawet nie zdążyłam zobaczyć kim był.




Cała łąka żółciutka.


Wracałam wałami nad Rudawą, chętni do spacerów byli, ale niewiele, przeważnie mamy z maluchami na rowerkach. Komuś bardzo było gorąco i na dobre pożegnał się z zimą.
Wykorzystałam przypływ energii i posadziłam bratki na balkonie.



Poczułam w stopach te 7.98 kilometrów, ale trochę rozładowałam napięcie. 
Po południu zaczęło się chmurzyć i słońce na czerwono zachodziło.

Ps. Chociaż jeden kwiatek pamiętałam jako tako, sprawdziłam sobie i te fioletowe malutkie kwiatuszki to kurdybanek.


czwartek, 12 marca 2020

Sól

Każdy wie co to jest. Dodaje smaku, konserwuje, możemy przesolić, dosolić (nawet komuś), być solą w oku albo solą ziemi, zjeść z kimś beczkę soli, a jak się wkurzymy to i przysolić.
Lubię sól, chyba powinnam bardziej uważać, ale niesłone mi nie smakuje. Jeszcze jak można posolić z ładnej solniczki.....
Lubimy ładne rzeczy na stole więc pojemniczki na sól bywały rozmaite, te szklane i porcelanowe  miały tyle uroku, że z prawdziwą przyjemnością wystawę solniczek obejrzałam.


Często występuje solniczka z pieprzniczką, lubimy pikantnie.


Od prostych form,


poprzez udziwnione nieco,


po orientalne.


Komunikacyjne kształty solniczek też były.




Bardziej wymyślne i wytworne,


połączone z paterą i pojemnikami na płynne przyprawy.


Zestaw podróżny z solniczką.


Przewaga formy nad treścią,


zestaw jako ozdoba stołu z figurkami solniczek przedstawiających cztery pory roku.



Nie wszystkie dało się uwiecznić, bo w szklanych gablotach odbijały się inne i zwiedzający też.
Chętnie bym postawiła na stole takie cudeńko, ale mam tylko drewnianą i paskudną plastikową. 
Zabrakło mi nowoczesnych modeli (bywają ładne) i takich, które kiedyś wieszało się na ścianie, żeby były pod ręką w kuchni. Niby to nie solniczki do zastawy, ale bywały ładne.
Tutaj też niedosyt, chętnie widziałabym więcej eksponatów.
.

piątek, 6 marca 2020

Udało się...

Wybierałam się jak sójka za morze, na szczęście sprawdziłam jak długo trwa wystawa, okazuje się, że jeszcze tydzień. Tego mi było trzeba, żeby się wybrać do Wieliczki i obejrzeć wystawę "Światło i Sztuka."
Nie będzie tu smolnych szczap, kaganków, świec, bo eksponaty pochodzą z XIX i XX wieku.
O Ignacym Łukasiewiczu każdy się uczył w szkole, wiemy, ze jego wynalazek bardzo się rozpowszechnił i służył z powodzeniem do lat dwudziestych XX wieku. (nawet dłużej, bo nawet ja pamiętam lampę naftową mojej babci).


Rekonstrukcja prototypu lampy, kaganka naftowego Ignacego Łukasiewicza.


Karbidowe lampy górnicze z czapką.









Lampy gospodarcze, techniczne, służyły do świetlenia przestrzeni publicznej, budynków gospodarczych, środków komunikacji.



Kolejowe lampy sygnalizacyjne.


Lampy okrętowe, ta na pierwszym planie służyła do oświetlenia i osłony busoli.


Lampy samochodowe z 1920 roku.


Nastała era lamp elektrycznych.








Jednak naftowe jeszcze nieprędko ustąpiły im miejsca.



Niektóre zadziwiały urodą i były ozdobą salonów.




Ta wisząca bardzo mi się podobała.




Na koniec unikat. Lampa łukowa, jedna ze stu lamp, które w marcu 1889 roku oświetliły wieżę Eiffla w Paryżu. Niestety klosz pękł bo dostała się tam woda, a był mocno rozgrzany.

"...w świetle lamp kopcących
człowiek był zadomowiony
mocniej w radości
głębiej w trosce
cienie rozchwiane
odchodziły wracały rosły
słowa były cieplejsze
nieśmiałe
dym kołysał się
odpływał...."
T. Różewicz *** (w świetle lamp filujących) 
Na wystawie lampy są śliczne, ale wiersz mówi prawdę. Filowały, kopciły, trzeba było przycinać knot i czyścić klosze. 

Smugi na zdjęciach wyglądające jak pajęczyna to ślady po czyszczeniu gablot.