Obiadek rodzinny był dzisiaj i kiedy rozkładałam stół przypomniało mi się to i owo.
Ten nasz stół ma już bardzo dużo lat i wiele przy nim odbyło się posiadówek. Na początku stał sobie na środku pokoju, przyozdobiony serwetką lub obrusikiem, z wazonikiem kwiatków.
Potem umeblowanie się zmieniło i stół został złożony, powędrował pod okno i rozkłada się go tylko jak mają być goście. Trzeba wytargać na środek, przykręcić nogi, postawić i rozsunąć blat.
Imieniny, komunie córek, przyjęcie weselne starszej, chrzciny, obiadek z przyszłym zięciami i teściami córek, wigilie, śniadania wielkanocne. Tyle wspólnych chwil i przemijanie pokoleń, ubyło niestety najbliższych, przybywa nowe pokolenie, a stół trwa.
Przed rozsunięciem blatu,
po i przykrywamy obrusem. Wiem, niedokładnie wyprasowany, ale zbyt długo czekał na rozłożenie i znów się zagiął. Za chwilę będą talerze i reszta, przyjdą dzieci i znów usłyszę pomruk zadowolenia zięcia i okrzyk córki: mamo!!! Intonacji tu nie oddam, ale warta wszystkie pieniądze.
Wygrzebałam w archiwum właśnie to zdjęcie bo są na nim moja ciocia i wujek i o nich chcę napisać.
Wujek był kuzynem mojego taty i rodziny były zaprzyjaźnione. Bywaliśmy na imieninach i do dzisiaj pamiętam jak bardzo przestrzegano tam pewnych reguł siadania przy stole.
W pokoju rozkładano stół, albo dwa i trzeci mały dla dzieci. U szczytu stołu siedziała zwykle najstarsza wiekiem osoba, względnie jakiś wyjątkowy gość. Potem według starszeństwa, aż na szary koniec, gdzie siedziały dzieci. Dzieciaki miały siedzieć cicho, zachować się należycie, wolno było odejść od stołu po deserze i wcześniej zapytać o zgodę. Małżeństw na ogół nie sadzano koło siebie. Kiedy zmieniły się warunki mieszkaniowe i wujostwo zamieszkali w bloku, dla dzieci nakrywano stół w innym pokoju. Pamiętam jak stopniowo "awansowałam" przy stole, aż kiedyś, już w innym domu, ale u tej samej rodziny z przerażeniem stwierdziłam, że siedzę bardzo blisko seniorów.
U siebie tej zasady nie przestrzegam, jakoś się utarło, że każdy siedzi zawsze w tym samym miejscu, a dzieci obok rodziców.
Znalazłam w albumie zdjęcia z przed lat. Tutaj jestem u znajomych mojej mamy,
a to jeszcze przedwojenne, stół w domu mojej mamy. Potem był okrągły.
Ten okrągły też się rozkładało na większe okazje. Wspominam z rozrzewnieniem obiady przy nim w gorące lato, zimny kompot, pierogi z jagodami albo czereśniami, knedle ze śliwkami i mizerię z ogrodowych ogórków.
Jakoś nie przyjęło się w rodzinie przyjmowanie gości inaczej jak przy stole. Uczyło się dzieciaki porządnego siedzenia, posługiwania nożem i widelcem, ale zawsze w bardziej oficjalnych okolicznościach, muszę się pilnować żeby nie trzymać łokci na stole.
To takie wygodne.