Mogłam pojechać dzisiaj, co też zrobiłam. Patrząc przez okna autobusu mknącego zamgloną A4 wspominałam.
Zawsze lubiłam to święto. Towarzyszyła mu w moim domu szczególna atmosfera i utarte zwyczaje. Przed południem obładowani chryzantemami z ogrodu, gałązkami jedliny, świeczkami wędrowaliśmy na Stary Cmentarz. Gdy byłam dzieckiem do odwiedzenia było zaledwie kilka grobów i to osób, których nie znałam, bo zmarły przed moim urodzeniem. Z biegiem lat przybywało tych co odeszli, ale rytuał się nie zmieniał. Po południu, już o zmierzchu szło się drugi raz. Najpierw z mamą, potem z chłopakiem, ze znajomymi. Na cmentarzu zawsze spotykało się rodzinę dokonującej obchodu grobów. Z biegiem lat piękniały znicze, nastawała moda na "puchate" chryzantemy, wszędzie lśniły światła i unosił się ten niepowtarzalny zapach palonych zniczy i gorzko-cierpki chryzantem.
W czasie studiów jechaliśmy do domów całą paczką, wracaliśmy podobnie, w straszliwym tłoku, bywało, że niemal na stopniach pociągu. Kiedy już pracowałam, były dzieci, też jechało się rodzinnie. Rytuał się powtarzał, tylko czasem zamiast iść wieczorem, trzeba było wracać. Tu też następowały zmiany, przesiedliśmy się z pociągu do samochodu i zamiast tłoku były korki. Tak z roku na rok i nigdy mi nie przyszło do głowy, żeby to zaniedbać, czy opuścić. Tylko rodziny ubywało, a grobów było coraz więcej.
A teraz? Trzeba dzielić się na dwa miasta, już trudno spotkać rodzinę, oraz częściej te wędrówki odbywam sama.
Dzisiaj pogoda się do mnie uśmiechnęła i kiedy byłam już na miejscu zaświeciło słońce.
Ten Cmentarz ma w sobie wiele uroku. Uwielbiam spacery wśród zabytkowych grobów, zawsze coś nowego odkryję.
Tu należało obowiązkowo zapalić świeczkę, nie można było tej mogiły pominąć. Mój Ojciec darzył szczególnym sentymentem to Powstanie.
Na tyłach okazałego grobowca-kapliczki można też znaleźć zapomniane, zapadnięte w ziemię stareńkie groby.
Niebo przez jakiś czas było takie błękitne.
Później poszłam, do niewidzianej od dwóch lat, kuzynki na kawę. Pogadałyśmy, opowiedziały rodzinne nowinki i czas było wracać. A tu znów mgła.
Powrót był niemiły, kierowca cały czas plotkował przez komórkę, był arogancki, a jak nie gadał to dłubał w zębach. Żałowałam, że usiadłam z przodu, bo na dodatek coś brzęczało, wysokim, świdrującym dźwiękiem. Pod koniec drogi czułam ten głos w czubkach palców, nie mówiąc o głowie.
Przy wjeździe do Krakowa jak zwykle korki.
Teraz spotkamy się na miejscu, w Krakowie, bo oprócz tego najważniejszego i tutaj przybywa znajomych grobów.