wtorek, 30 października 2018

"Bajanka" cz.10


"Dworcowy peron otaczały ciemności nocy ledwie rozświetlane przez dwie gazowe lampy zawieszone na frontowej ścianie dworca. Ich nikły blask tworzył dziwny kolarz z czerwoną poświatą klinkierowych cegieł. Magia. W srebrnym świetle drzwi pulmanowskiego wagonu, pociągu stojącego w mroku stała doskonale widoczna sylwetka hrabiego. W jego dłoni żarzył się czerwienią obnażoną przez wiatr egipski papieros.
 Patrzeliśmy sobie w oczy wymieniając ostatnie pożegnalne spojrzenia. To było dziwne, ale nasza wspólna podróż sprawiła, że rozumieliśmy się bez słów.
Lokomotywa parsknęła, szarpnęła, buchnęła parą, która niczym biały obłok szybko roztopiła się w chłodzie październikowej nocy. Stuknęły bufory, zaskrzypiały łańcuchy i zachrzęściły stalą haki spinające wagony. Gwizd lokomotywy, uniesiona dłoń hrabiego i jego słowa pożegnania: au revoir.
Skłoniłem się, uniosłem rękę, zrobiłem nią dwa kręgi jak to kiedyś czyniono, z tym, że teraz bez kapelusza z piórami. Inne czasy. Kapelusze z piórami spadły z kart historii wraz z głowami arystokracji francuskiej strącanymi jednym cięciem gilotyny.
Pociąg sapnął, szarpnął i ruszył w mrok.
Poczułem się samotny.
Pomyślałem sobie czy będę kiedyś pamiętał te chwile, a jeśli tak to dlaczego? Czytając biografie zawsze z niecierpliwością gnałem po stronach, które opisywały dzieciństwo ich bohaterów. Jak najszybciej chciałem poznać  moment, zdarzenie, ten nieuchwytny impuls, który sprawiał, że człowiek stawał się wart tego by z czasem czytać jego biografię. Jakie będzie moje życie? Czy i ja spotkam na swojej drodze życia chwilę w trakcie której zjawi się ów impuls?
Paniczu? – usłyszałem. Odwróciłem się na pięcie i zobaczyłem słusznej postawy mężczyznę ubranego w ciepły wełniany garnitur i taki sam płaszcz. Jestem zarządcą folwarku Crown Fields i przybyłem tutaj by pomóc panu dostać do pałacu. Przed panem, długa droga więc proponuję ruszyć bezzwłocznie.
Skinąłem głową akceptując propozycję zarządcy i ruszyliśmy przed dworzec. Już po chwili niezbędnej na zamocowanie moich bagaży byłem gotów by udać się w drogę. Powoził stangret. Zarządca podał mi pled – będzie panu cieplej, oświadczył. Ja niestety zmuszony jestem zostać w pobliskim miasteczku i nie będę mógł paniczowi towarzyszyć. Proszę się jednak nie obawiać, Zenobiusz dostarczy pana na miejsce bezpiecznie. Wypowiedziawszy te słowa skłonił się podszedł do stangreta Zenobiusza, powiedział coś do niego, a ten szarpnął lejcami i dwa czarne konie ruszyły w mrok. Na odjezdne pan zarządca pomachał mi dłonią, a ja pomachałem dłonią jemu.
Zenobiusz siedział wyprostowany, widziałem jedynie jego plecy i kapelusz na głowie. Niech się dzieje – powiedziałem sam do siebie i dodałem: nigdy nie jechałem powozem powożonym przez Zenobiusza. Kiedyś musi być ten pierwszy raz.

Konie ciągnęły, powóz jechał w mrok, Zenobiusz kołysał się na koźle, a ja mogłem rozejrzeć się wokół. Nie widziałem wiele. Noc czyniła swoje. Jedynie pełnia księżyca co jakiś czas odsłaniana przez wędrujące po niebie chmury pozwalała mi dostrzec spadające z drzew liście, konary , które drapieżnie sięgały ku srebrnej kuli. Co jakiś czas na drodze mogłem dostrzec czerń tafli kałuży, która tylko na chwilką zaświecała blaskiem księżyca. Co jakiś czas, gdzieś daleko dało się słyszeć tęskne wycie wilka. W pewnej chwili, gdy wielka tarcza księżyca znów rozświetliła noc, dostrzegłem jak na jej tle wirowały spadające liście i Orła Bielika , który pojawił się z ciemności i zaczął lot w stronę srebrnej pochodni. To było niesamowite. Fenix nocy … .

Wtuliłem się w pled. Poczułem tę słodką chwilę samotności, w której można się zapaść. Poczułem się bezbronny, ale szczęśliwy. Czułem, wiedziałem, że mogę zaufać wszystkim i wszystkiemu. Wilki? Nie bałem się ich. Wiedziałem, że tęsknie wyją. Czekały na mnie. Byłem przecież jednym z nich.
Zasnąłem.
Paniczu… paniczu – nade mną stał nachylony Zenobiusz, a przed nami stał pałac Crown Fields Haus. Byliśmy na miejscu.
Moje serce oszalało. Zaczęło łomotać jakby szukając drogi by uciec z mojego ciała na wolność. Zdjąłem pled, poczułem chłód i wolnym krokiem udałem się w kierunku pałacowych drzwi, które po chwili otworzyły się przede mną bezszelestnie. Wszedłem.

Na wprost mnie stała Urszula, dwa stopnie wyżej na marmurowych schodach stała Beatrycze podskakując na palcach i wołając: jest, jest, jest! Na szczycie schodów stali rodzice Urszuli trzymając się za ręce i uśmiechając się dostojnie.

Dobry wieczór- odezwałem się i dodałem- oto jestem. Ukłoniłem się grzecznie. Gdy się wyprostowałem spojrzałem na Urszulę. Jej wielkie oczy pochłaniały mnie swoją czernią, usta drżały jakby coś szepcząc. Nagle dostrzegłem … iskierki. Iskierki w jej oczach rozpaliły serce i duszę moją. Rozpaliły … .
Nagle, gdzieś z góry usłyszałem słowa hrabiego- jak cudnie jest kochać.
I przysiągłbym, że usłyszałem gwizd lokomotywy, a nad pałacem przejeżdżający pociąg pędzący w mrok.
Urszula podeszła do mnie o krok, jej cudne usta rozchyliły się i usłyszałem słowo: jesteś … .
Iskierki jej oczu rozpaliły serce i dusze moją … ."
PS
Myślałam, że zdążę przed komentarzami.
Na prośbę Autora z przykrością komunikuję, że następuje przerwa w pisaniu. Nie jest to fanaberia, tylko życiowe zawirowanie. Miejmy nadzieję, że ciąg dalszy nastąpi, kiedyś.

niedziela, 28 października 2018

"Bajanka" cz.9


"Drogi Kolekcjonerze - odezwała się Baronowa – po czym wstała, przestała patrzeć w niebyt, uczyniła prawą dłonią niedbały gest mówiący o tym, że tak naprawdę jest wyzbyta emocji, spojrzała na mnie i oświadczyła: przyznam, że Twoja opowieść jest bardzo ciekawa, mówi nam bardzo wiele o Twojej młodości i uczuciach jakie Tobą wówczas targały. Trudno też nie oddać Tobie tego, że opisujesz to wszystko wystarczająco sugestywnie tak, że spoglądając w niebyty widać wszystko z detalami i czuje się atmosferę tamtych dni.
Baronowa, która mówiąc te słowa przechadzała się wolnym krokiem w pobliżu ławki miłości nagle przystanęła i nabrała tchu by powiedzieć coś jeszcze.

Cieszyński uwodziciel w tym samym momencie powrócił z niebytu, spojrzał badawczo na siostrę i wyraźnie czekał na to co Ona ma do powiedzenia.
Otóż uważam Kolekcjonerze Aniołów, że Twój opis spotkania z Urszulą wydaje się być zbyt natchniony. Zbyt wiele uwagi poświęcasz jej przymiotom przez co opowieść traci tempo. Ponadto te iskierki w oczach … .
Siostro! – zawołał Cieszyński Uwodziciel i zaczął przecierać oczy ze zdumienia. Siostro! – raz jeszcze zawołał i rzekł: jestem odmiennego zdania. Uważam, że nasz gość powinien więcej czasu poświęcić walorom i przymiotom Urszuli zaniedbując na przykład iskierki za oknem. Chociaż czy ja wiem … . Tak czy siak ma być o Urszuli i na boga proszę Cię siostro … to tylko opowieść, wspomnienia. Przecież to już było!
Widać było, że Baronowa się waha. Przez chwilę nawet zdawało się, że się zaczerwieniła. I znów niedbały gest dłonią i słowa: już dobrze. Wracajmy w niebyt, a pana Kolekcjonerze prosimy o kontynuację opowieści.
Trzeba przyznać hrabiemu, że umiał spojrzeć na wszystko wokół z dystansem i jak sądzę nie wiele było na świecie rzeczy, sytuacji czy czego tam jeszcze co mogłoby wyprowadzić go z równowagi, wprawić w zbędne podekscytowanie. Prawdziwy dżentelmen – tego byłem pewien.
Ma pan rację panie hrabio. Kobiety palące sziszę i do tego potrafiące tworzyć TAKIE mieszanki herbat godne są tego by się ich strzec. Jednak i tak, kiedyś … udam się do Magicznego Cieszyna i wstąpię do herbaciarni ZJAWA. To miejsce wydaje się być magicznym.
Liczę na to zacny kawalerze – odrzekł hrabia i zaraz dodał – bardzo! Nie wiem dlaczego jestem przekonany , że Magiczny Cieszyn i Ty stanowicie jedno. Czuję podświadomie, że miasto to jest bez Ciebie niepełne, a Ty bez tego miasta jesteś jak niedokończona historia. Przed Wami wielka przyszłość. Razem napiszecie w przyszłości historię, która będzie fascynująca.
Gdy hrabia wypowiedział te słowa sięgnął w poły surduta by wydobyć srebrną papierośnicę. Gdy to czynił razem z papierośnicą na zewnątrz wydostała się chusteczka z koronkową subtelną ramówką. Na jej rogu dostrzegłem wyhaftowany napis: jedynemu takiemu na świecie hrabiemu jego wielbicielka … .

Oczywiście zrobiłem wszystko by hrabia nie dostrzegł tego, że ja dostrzegłem, a on zrobił wszystko by nie dostrzec tego, że ja dostrzegłem. Przyznam, że wyszło nam to bardzo udanie. Hrabia jednym zgrabnym ruchem schował chusteczkę w połach surduta, zapalił papierosa, spojrzał mi głęboko w oczy i rzekł: Wiedziałem, że upuścisz filiżankę. Znam możliwości mieszanek herbaty z herbaciarni ZJAWA. Dlatego z taką łatwością i pewną dozą nonszalancji chwyciłem filiżankę i odstawiłem ją na talerzyk ciągle spoczywający w Twojej dłoni. A teraz mój drogi młodzieńcze zapewnię Cię, że scena ta nigdy nie będzie nikomu opisana przez moją osobę. Masz na to moje słowo.
Dziękuję panie hrabio – odpowiedziałem i dodałem – są takie chwile, zdarzenia i sytuacje, które nigdy nie ujrzą światła dziennego i pozostaną tajemnicą po wsze czasy. To normalne. Zaufanie i zrozumienie to coś co dla mnie na zawsze pozostanie wartością niezmienną. Constans.
Hrabia uśmiechnął się i powiedział: niedługo stacja, gdzie zapewne stoi już powóz, który czeka na Ciebie paniczu. Nim dotrzesz do Crown Fields Haus będziesz miał jeszcze trochę drogi do przebycia. Przyznam, że zazdroszczę. Noc. Październikowa, odrobina hulającego wiatru strącająca liście z drzew prosto pod końskie kopyta tłumiąc tym samym ich rytmiczne wystukiwanie. I ta pełnia księżyca. Potem podjazd pod drzwi pałacu i będziesz u swych gospodarzy. Wiesz … zamyślił się hrabia … trochę Tobie zazdroszczę.
Uniosłem brwi.
Hrabia uśmiechnął się i rzekł słowa których nie zapomniałem nigdy – tak cudnie jest kochać.
Księżyc w pełni rozświetlał widok za oknem pociągu pędzącego w mrok. Czasami na tle tej srebrnej poświaty migały czerwone iskierki.
Nie wiem jak to się stało, ale się stało. Nagle, bez uprzedzenia, niespodziewanie hrabia i ja wypowiedzieliśmy jednocześnie i zgodnie takie oto słowa: a iskierki w jej oczach rozpaliły serce i duszę moją … ."
Moja ciekawość pozostaje niezaspokojona, a Autor nie chce uchylić nawet rąbka zakończenia.

piątek, 26 października 2018

"Bajanka" cz.8

Aparat w naprawie, aura spacerom nie sprzyja, dobrze, że są Bajanki.

Po chwili laska znalazła się ponowie w objęciach dłoni hrabiego. Muszę przyznać, że obserwacja jego miny, która mówiła - nic się nie stało, laska wcale to a wcale nie wypadła z moich dłoni, a jeśli nawet wypadła to nie wypadła bo nie i koniec! – sprawiała mi wielką radość. Cudnie było obserwować wewnętrzną walkę hrabiego z samym sobą. Oto na moich oczach dwóch hrabiów kłóciło się ze sobą. Jeden z nich mówił do drugiego – ha, ha, ha !!! – upuściłeś laskę, upuściłeś laskę !!! A drugi odpowiadał : Ty prostaku! Nie upuściłem ! Co najwyżej pozwoliłem jej chwilkę poleżeć na podłodze przedziału pulmanowskiego wagonu, będącego składową pociągu, którego lokomotywa pędziła w mrok! Dałem jej wolne! W końcu ile mogę trzymać bez przerwy laskę w dłoniach. Zresztą laski mnie nudzą ostatnimi czasy. Postanowiłem przez chwilkę spróbować jak to jest bez laski.
W czasie gdy drugi hrabia łapał oddech by kontynuować swoją wypowiedź, pierwszy hrabia rzekł – oczywiście!
Co do herbaty hrabio – przemówiłem by obaj hrabiowie znów mogli stać się jednym hrabią – jestem gotów poddać się jej degustacji. Mimo mojego młodego wieku mogę uważać się za osobę, która herbatę smakuje i lubi od wielu lat, jednakże – dodałem - gdybym oświadczył, że się na niej znam – skłamałbym. Wiem natomiast na jej temat jedno.
Tak? – zapytał hrabia trzymając w dłoniach laskę i gładząc ją czule.

Otóż póki herbatę transportują do Europy klipry herbaciane z Cutty Sark na czele oczywiście;

 jej smak, aromat, barwa - będą jedyne w swoim rodzaju. Herbata z Chin, Japonii, Sri Lanki, Indonezji, Tajwanu, Pakistanu, Malezji, Birmy, Wietnamu czy Iranu; w czasie podróży przez oceany, wokół Przylądka Dobrej Nadziei, przez strefę ciszy i strefę pasatów, Zatokę Biskajską i sól w powietrzu Kanału Angielskiego oraz mgłę spowijającą przez większą część roku londyńskie doki – nabierają mocy o której świat bez żagli kliprów będzie mógł tylko pomarzyć. Dlatego – kontynuowałem – nie lubię wypowiadać się o herbatach ze znawstwem. Uważam, że herbatę winno się pić, smakować, degustować w skromności. W pokorze. Jestem przekonany, że każdy, najmniejszy nawet listek herbaty z tego samego pola herbacianych upraw zaparzony z osobna zasmakuje inaczej. Tak samo jak każda iskierka za oknem przedziału świeci inaczej podczas swojego krótkiego żywota, tak samo jak każde inne życie na świecie jest odmienne jest samoistne i inne od pozostałych.
Hrabia milczał. Nie pozostało mi nic innego jak podnieść filiżankę do ust. Gdy to uczyniłem poczułem jej aromat. Bezwiednie przymknąłem powieki i wówczas zobaczyłem … .
Urszulę.

Stała przede mną. Znów czułem jej zapach. Pszeniczne włosy ledwie dostrzegalnie poruszały się trącane delikatnymi oddechami wiatru. Wielkie ciemne oczy, w których rad bym się utopić … i te usta cudne skrojone, które milcząc mówiły, mówiąc milczały. Jej szyja, ramiona, biała skóra lekko tylko muśnięta słońcem minionego lata. Uśmiechała się i wyciągnęła do mnie swoją dłoń, której smukłe palce prosiły o pieszczotę moich ust. Otworzyła usta by coś powiedzieć i nic nie powiedziawszy zatrzymała je w niedopowiedzeniu … .
Spojrzałem w jej oczy i zobaczyłem iskierki, które natychmiast rozpaliły serce i duszę moją. Rozpaliły serce i duszę moją, rozpaliły … .
Ostrożnie! – Krzyknął hrabia odpowiednio dobierając ton głosu do sytuacji oraz wielkości pomieszczenia, jednocześnie sprawnym chwytem łapiąc w locie moją miśnieńską filiżankę, która nie wiedząc czemu wypadłszy z mojej dłoni, zmierzała ku podłodze przedziału pulmanowskiego wagonu, który wraz z pociągiem podążał w mrok.

Hrabia odstawił z całkowitym spokojem filiżankę na spodek, który nadal spoczywał w mojej dłoni, po czym rzekł: pozwolisz kawalerze i odebrawszy miśnieński komplet z mojej dłoni odstawił go na stolik pod okno.
Spojrzał na mnie przeciągle, wyjął papierosa z srebrnej papierośnicy, zapalił go i rzekł: cóż. Nadeszła chyba pora otworzyć kopertę w której właścicielka herbaciarni o nazwie „Zjawa” w Magicznym Cieszynie – Pani paląca sziszę – zapisała informację o tym kto pozna smak mieszanki jej herbaty. Co o tym sadzisz młodzieńcze?
Nie bardzo mogłem mówić więc skinąłem głową z aprobatą. Hrabia zdawał się rozumieć moją sytuację. Z wewnętrznej kieszeni surduta wyjął kopertę, otworzył ją, wyjął kartkę papieru i przeczytał: mieszankę herbaty nazwałam – żar spojrzenia. Jej smak pozna i właściwie odczuje siedzący naprzeciw pana drogi hrabio młodzieniec, z którym razem podróżuje pan w przedziale pulmanowskiego wagonu pociągu pędzącego w mrok. Ów młodzieniec jedzie do Crown Fields Haus by ujrzeć swą ukochaną.
Co o tym sądzisz ? – zapytał hrabia.
Ciągle nie mogąc wydusić z siebie słowa wykonałem prawą dłonią gest, który miał mówić – genialne!

Hrabia uśmiechnął się i powiedział: K O B I E T Y. Strzeżmy się Tych, które palą sziszę i mieszają herbaty. Po czym klasnął w dłonie w zaczął się śmiać. Laska nawet nie śmiała się ruszyć.

Skoro wmieszała się w historię kobieta, jest nadzieja że dojadą do celu i Oni się spotkają.

wtorek, 23 października 2018

"Bajanka"cz 7

Dzisiaj na wietrze liście tańczą swój ostatni taniec, znika złoto, temperatura spadła, deszcz i ciemne chmury. Co robić? Można się przysiąść do dwóch dżentelmenów, którzy wcale nie mają zamiaru skrócić sobie podróży drzemką.


"O nocy można by prawić w nieskończoność. Śmiem Twierdzić, że jedyne co zostanie w przyszłości z naszego świata to noc - ciemność. Naszej cudnej planety już nie będzie, Słońca nie będzie, Księżyca i kilku miliardów innych planet i gwiazd, a noc zostanie. Ludzie nie zdają sobie sprawy z znaczenia nocy, która jest: oddechem, chwilą odpoczynku, zagadką, tęsknotą. Przesypiają ją nie do końca i nie całą gdyż - ale masz jeszcze na to czas kawalerze - a budząc się są gotowi na dzień. Tymczasem wszystko zaczyna się i kończy w nocy. W ciemności. Człowiek? Nie tylko! - Każde stworzenie na tym świecie pojawia się z ciemności w niej znika. Tak to już jest.
Patrzyłem na hrabiego, który właśnie zakończył swoją wypowiedź na temat nocy i już wiedziałem, że ma rację, a moja z nim podróż – a jakże nocna! – sprawi, że już na zawsze będę pod jej czarem.
Przyznaję panu hrabiemu rację – odparłem. Teraz zrozumiałem - dzięki pana słowom - że magia nocy polega na tym, że się w niej zatapiamy, giniemy, ochoczo skaczemy w ciemność, gdyż czujemy, że ona da nam ukojenie, spokój i pozwoli żyć następnego dnia.
Czy ja wiem – niespodziewanie oświadczył hrabia.
??? zadałem wzrokiem trzy szybkie pytania tej samej treści.
Już dobrze – rzekł – i roześmiał się hrabia, po czym dodał – żartowałem.
Nic tak jak oczywistość nie zabija fantazji. Nic tak jak pewność nie zamyka w ciasnej przestrzeni klatki – myśli. Dlatego zażartowałem. Chciałem byś odczuł jak to jest - zdziwić się niepomiernie w jednej małej chwili. W takim właśnie momencie odczuwa się szok. I to jest jak sole trzeźwiące, które obudzą i pozwolą zadać następne pytania … . Zgodzisz się ze mną – zapytał hrabia.
Nigdy ! – odrzekłem.
Jak to? – zapytał hrabia.
A tak to! Żartowałem ! – oświadczyłem.
Hrabia już miał podnieść ręce by klasnąć w dłonie, laska już gotowa była by się przechylić w którąkolwiek ze stron - byle się przechylić czując nadchodzącą wolność … i wtedy hrabia roześmiał się jak szalony, ścisnął laskę jeszcze bardziej- tak, że ta westchnęła i powiedział: No! Kawalerze! Brawo! Lubię Cię! Rozmowa z Tobą staje się pasjonująca i wymagająca. Miałem przeczucie wsiadając do tego przedziału!
Roześmiałem się i ja. Nie tylko dlatego, że wypadało i dlatego, że byłem z siebie zadowolony, gdyż wyprowadziłem hrabiego w pole. Zaśmiałem się także dlatego, że zrobiło się śmiesznie, a to najlepszy powód do tego by się śmiać. Trochę było mi żal laski, która została tak mocno ściśnięta, ale pomyślałem sobie – a tam, jeszcze się kiedyś przechyli.
Jeśli będziesz kiedyś w Magicznym Cieszynie błyskotliwy młodzieńcze – mówił hrabia – koniecznie musisz wstąpić do herbaciarni „Zjawa”. 

Ilość herbat które oferowane są tam do spożycia, mnogość rodzajów cukrów, atmosfera, wystrój, sprawią, że poczujesz się cudownie i … będziesz tam wracał nieskończoną ilość razy … tak ja robię to teraz. Zawsze w podróż, gdy jest ona na tyle długa by mieć czas na wypicie herbaty, zabieram ją ze sobą. Podróż bez herbaty mój kawalerze, zwłaszcza gdy za oknem jest październikowa noc i iskierki swą czerwienią przeplatają czerń nocy, jest czymś niekompletnym, czymś bez sensu, czymś co budzi we mnie poczucie dyskomfortu. Dlatego teraz – i tu hrabia spojrzał na swój zegarek, który przed chwilą wyjął z małej kieszonki kamizelki – podadzą nam herbatę. Nie zdążyłem unieść prawej brwi w geście zdziwienia, gdy drzwi przedziału pulmanowskiego wagonu zaprzęgniętego w skład pociągu gnającego w ciemności gdzieś w stronę Crown Fields Haus i Berg bei Yarotschin przesunęły się, czyjaś dłoń rozsunęła welurowe zasłony by zrobić miejsce dla drugiej w której mocnym chwytem trzymana była taca na której spoczywał imbryk i dwie cudnej urody miśnieńskie filiżanki.


Pańska herbata panie hrabio - oświadczył jej dostawca - i postawił tacę na podokiennym stoliku wskazanym mu przez hrabiego wzrokiem. Po chwili sprytnym ruchem chowając w dłoni coś co chwilkę wcześniej spoczywało w dłoni hrabiego, wycofał się dyskretnie z przedziału.
O to magiczny napój – przemówił hrabia – który zaparzono na moją prośbę z mieszanki różnego gatunku herbat. Mieszankę ową stworzyła na moją prośbę właścicielka herbaciarni „Zjawa” z Magicznego Cieszyna – Dama paląca sziszę. Będąc ostatnim razem w wspomnianej herbaciarni i rozmawiając z jej właścicielką na tematy herbaciane usłyszałem od Niej, że herbaty można komponować dowolnie - jak muzykę. Przyznam, że było to dla mnie zaskoczenie. Mam w domu swym wiele gatunków herbat, ale komponować nimi … . Byłem zaskoczony – powtórzył hrabia i zapaliwszy kolejnego egipskiego papierosa – opowiadał dalej: zaproponowałem zakład, którego przedmiotem miała być mieszanka oddająca pewną sytuację i mało tego ! – ocenę mieszanki miała dokonać osoba obca, zaproszona do degustacji herbaty zbiegiem okoliczności.
Podejmuję zakład – oświadczyła mi Dama paląca sziszę – i dodała: proszę się wysilić opisując sytuację. Chcę by wiedział pan, panie hrabio, że nie interesują mnie banaliki. Wiem już kto będzie oceniał moją mieszankę. Wiedziałam to nim pan tu przyszedł. Przed nami , na tureckim stoliku z kutym blatem z miedzianej blachy przeznaczonym do podawania czaju leży koperta, a w niej kartka z opisem owej osoby i miejsca w którym się znajduje. Pan – hrabio – opisuje, ja mieszam i do dzieła !!!
Cudownie – oświadczył hrabia – i zaczął: oto moja sytuacja. Noc. Podróż. Widzę pojawiającą się i znikającą czerwień, słyszę stukot, czuję dym egipskich papierosów, interesująca rozmowa, oczekiwanie, tęsknota, chyba miłość, dwa różowe Rysie i Urszulka.
Tak? – odparła Dama paląca sziszę. Brzmi nieźle o świadczyła i dodała – idę mieszać!
Tak więc – przemawiał dalej hrabia – Dama poszła mieszać, z my teraz napijemy się herbaty. Chwilę po tym hrabia wstał, jednym nienagannym ruchem jednej z rąk – nie pomnę której – ułożył klapy surduta i sięgnął po imbryczek.

W tej samej chwili laska, która na tę chwilę czekała od wieków wypadła z ręki – nie pomnej której – z radością spadła na podłogę przedziału pulmanowskiego wagonu. I mogę przysiąc, że wydawała przy tym dźwięk jako żywo przypominający nasze, zwyczajne ludzkie: ha, ha, ha !"



Autor prosi o cierpliwość. Niespełniona miłość będzie niebawem, czyli nasze oczekiwanie ma nadzieję na spełnienie.


poniedziałek, 22 października 2018

Miał być ostatni wrześniowy

Goście mają względy i przywileje, wobec czego o wrześniowym spacerze zapomniałam. Post o wizycie Barbary i Grażyny przypomniał mi, że jeszcze o tym nie napisałam. Ruszamy więc w drogę.


Na niebie malownicze chmury, wędruję przez Park Decjusza, ulicę Cedrową do leśnej drogi wiodącej na deptak prowadzący na Kopiec Kościuszki. Trochę pod górkę


ale za to piękne widoki.


Tutaj wycięto krzaki i powstał sympatyczny punkt widokowy, można usiąść, odpocząć
na drewnianych krzesłach i ławkach.





Schodzę w stronę pętli na Salwatorze, po drodze piękne wille (już je kiedyś pokazywałam)


oryginalna kawiarnia, ale nie mam ochoty na samotną kawę.


Kościół Najświętszego Salwatora uważany za jedną z najstarszych krakowskich świątyń. Nie weszłam do środka, bo był akurat ślub.


wokół kościoła wystawa rzeźb.


Nie pamiętam czyich.


W rogu murów otaczających kościół odrestaurowany tzw "Domek Grabarza", mieści się w nim kawiarnia.


Kościół św. Małgorzaty i Judyty. Prawdopodobnie stała tu kiedyś słowiańska gontyna. Sam kościółek został odbudowany po dwóch pożarach w 1680 roku z inicjatywy ksieni norbertanek z pobliskiego klasztoru.


Miałam szczęście bo kościółek był otwarty . Wewnątrz bardzo skromnie, trzy małe ołtarze, 


Piękne, drewniane sklepienie kopuły,


Schodki na niby chór, bo niewiele tam miejsca,


boczne drzwi od środka z drewnianym zamknięciem.

Muszę tu kiedyś jeszcze przyjść z przewodnikiem, bo dużo ładnych domów po drodze.


Nad jedną z bram, dołączyłam do kolekcji.


Pod Alejami, koło Jubilata odnowiono przejście podziemne. Nowe ściany przyozdobił ktoś takimi rysunkami, które z kolei ktoś potargał.
Grażynko zapraszam na ponowne odwiedziny i odkrywanie dzielnicy Zwierzyniec.









sobota, 20 października 2018

"Bajanka" cz.6

Jesiennie się zrobiło, przysiądźmy się do panów w przedziale. Drzemią czy rozmawiają?




"Koła pociągu stukały miarowo. Bardzo lubiłem ten dźwięk. Nie wiem dlaczego. Czy wszystko trzeba wiedzieć? – zadałem sobie pytanie retoryczne. Zawsze gdy podróżowałem koleją owo stukanie wprawiało mnie w dobry nastrój. Dawało poczucie spokoju, przytulności i tę cudowną radość, że wreszcie się jedzie, że wreszcie w podróży, że coś nowego mnie czeka. Było w nim coś jeszcze czego nie potrafiłem sobie zdefiniować, zrozumieć … . Podobnie jak z iskierkami za oknem przedziału, które pojawiały się nagle i równie szybko znikały … odnosiłem wrażenie patrząc na te czerwone cudeńka, że ich lot zbyt szybko się kończy, że one chciałyby jeszcze i jeszcze. I pewnie dlatego, gdy jedne znikały natychmiast w ich miejsce pojawiały się nowe. Czerń nocy tkana żarem. Cudowna tkanina, która nigdy nie powstanie.
Bardzo lubisz noc. Mam rację? – zapytał hrabia przerywając tym samym cisze, która trwała od jakiegoś czasu. Widziałem, że jesteś zamyślony dlatego nic nie mówiłem. Nie chciałem przerywać, ale widząc jak twoje oczy gonią żar iskierek i to jak patrzysz na noc sprawiło, że zdecydowałem się zadać Tobie to pytanie – oznajmił hrabia. Tak, noc jest magiczna – odpowiedziałem. I dla mnie mój młodzieńcze- oświadczył hrabia po czym dodał: ja sam jestem nawet zdania, że noc jest lepsza od dnia i że znacznie więcej czasu powinniśmy poświęcać na życie w nocy niż w dzień. W dzień powinniśmy spać a żyć w nocy.
Moja prawa brew lekko uniesiona w górę sprawiła, że hrabia zapytał: jesteś innego zdania? Nie wiem – odparłem – nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Lubię dzień i lubię noc, choć przyznam, że dzień nie równa się nocy jeśli bierzemy pod uwagę magię. Choć przyznam, że i on ma swoje magiczne chwile. Pewna poetka nawet poświęciła im swój cudowny wiersz.
O! – powiedział hrabia.
Tak! – powiedziałem ja.
Pozwolisz, że poproszę byś go zacytował? Zapytał grzecznie hrabia.
Oczywiście – odparłem
Jak pięknie jest rano,

gdy jeszcze nie wszystko się stało,

i wszystko może się stać,

tylko brać.



Jak pięknie jest wiosną,

gdy jeszcze nie wszystko wyrosło,

i wszystko może się stać

tylko brać, tylko brać...



Jak pięknie jest w maju,

Gdy ryba się kąpie w ruczaju

i wszystko może się stać,

tylko brać.


Jak pięknie jest rano,

gdy jeszcze nie wszystko się stało,

i wszystko może się stać,

tylko brać, tylko brać, tylko brać...

Jak pięknie bywa na wiosnę,

gdy ziarnko bawi się w sosnę,

kamień pod łodzią, łódź z powodzią,

koza się śmieje z osłem...


Jak pięknie jest rano,

gdy jeszcze nic się nie stało,

i wszystko może się stać,

tylko brać, tylko brać...

Cudnie ! wykrzyknął hrabia, po czym klasnął w dłonie i uderzył się w kolana zaburzając tym samym ostrość kantów obu nogawek sztuczkowych spodni. Równie szybko , chwycił głownie laski, która nie zdążyła się przechylić w żadną z możliwych stron. Przyznałem w myślach hrabiemu, że jest piekielnie szybki. Po chwili naszła mnie myśl, że być może laska hrabiego nie przechyla się w żadną ze stron gdyż owa chwila wolności która ją nagle spotyka jest tak zaskakująca, że zanim zrozumie iż jest wolna, traci tę wolność w uchwycie dłoni hrabiego.
Masz rację! Cytując ten cudny wiersz przekonałeś mnie, udowodniłeś, że i dzień potrafi być magiczny. Cóż… – zadumał się przez chwilkę hrabia - mam ruczaj, mam osiołka, kozę, mam wszystko co będzie potrzebne. Ha ! mam też parę różowych rysiów.

 Pozostaje nam tylko czekać na wiosnę i maj – oświadczył.
Roześmialiśmy się obaj.
Powracając do nocy … - mówił dalej hrabia – noc jest …jest …jest … . W nocy mamy ze świata więcej dla siebie. Gdy inni śpią, śnią i takie tam, my – ci którzy nie śpimy, możemy niczym nietoperze wyjść na dwór i łapać okruszki świata który tylko nocą – mój młody przyjacielu – wraca do swej pierwotności. Gdy cichnie zgiełk dnia noc jest tą samą co była wczoraj, sto lat wstecz i tysiąc i więcej. Nocą mamy szansę sprawić by atawistyczne zachowania powróciły do korzeni, by przestały być atawistyczne. Puchacz odzywa się tak samo jak pierwszy puchacz na ziemi. Noc nie ima się czasu młody kawalerze.
Nie mogłem nie przyznać hrabiemu racji. Coś w tym było. Spojrzałem w okno przedziału … iskierki… ."





środa, 17 października 2018

"Bajanka" cz.5


"Październikowa noc. 

Zapachy dworcowego peronu – składowa: smaru, oleju, wilgoci, dymu, stali, mgły, papierosowego dymu i niepokoju podróżnych. Kolej. Gwizd, kłęby pary, czerń lokomotywy, czerwień lic jej kół, zamach, nagłe cofnięcie, pisk hamulców. Obłęd w oczach pomocnika maszynisty i spokój w oczach jego pryncypała. Wszystko to sprawiało – nie wiem dlaczego – że czułem się jak u siebie. Spojrzałem w głąb peronu, moje miasto ginęło w oparach dymu lokomotywy. Stalowa kratownica schodów, wagonowy korytarz, zastygłe w bezruchu zasłony okien i wreszcie wnętrze pulmanowskiego wagonu. Przedział tylko dla mnie. Noc. Siadam przy oknie. Czekam na gwizd zawiadowcy, a po nim na gwizd lokomotywy. Wcześniej usłyszę stukot stalowego młotka uderzającego w osie wagonów. Jeszcze chwila i kolej ruszy, a ja wtulony w plusz siedzeń zacznę się wpatrywać w jego okno. Nie mogę się doczekać chwili, gdy całkiem znikną światła mojego miasta, a za oknem w ciemności ogarniającej świat pojawią się - ulatujące na wolność przez komin lokomotywy  - wesołe czerwone iskierki żaru.
Byłem w podróży. Była to podróż której tak pragnąłem!!! Miałem się z Nią zobaczyć ! Tam zobaczyć! Być z nią !!!
Przeciągły gwizd zawiadowcy i szybka odpowiedź lokomotywy. Nie musiałem spoglądać za okno by widzieć szefa pociągu z chorągiewką w dłoni i salutującego mu tym samym gestem zawiadowcę stacji. Pociąg ruszył … .
Spojrzałem  by móc obserwować jak wszystko za oknem znika, staje się historią, gdy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Po chwili jakaś męska dłoń zdecydowanym ruchem rozsunęła zasłony i zobaczyłem wchodzącego do przedziału mężczyznę.
Witaj młodzieńcze – usłyszałem. Skinąłem głową. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu bym się dosiadł do Ciebie w tym przedziale pulmanowskiego wagonu i bym razem z Tobą odbył  podróż do końca - powiedział jak się miało okazać mój współtowarzysz podróży. Proszę – odpowiedziałem i zaraz zapytałem: końca? No tak! Do końca podróży. Na razie nie wiem czyjej i stan owej niewiedzy trwać będzie do póki nie dowiemy się dokąd zmierzamy. Mój rozmówca  cylinder położył na siedzeniu obok, jednym ruchem zdjął  płaszcz, drugim poprawiał poły surduta po czym usiadł zakładając nogę na nogę i wsparł obie dłonie na lasce.

 Spojrzał na mnie badawczo, uśmiechnął się i powiedział: pozwól zacny kawalerze, że się przedstawię. Jestem hrabia Oskar von Berg bei Yarotschin. W tej chwili towarzysząc Tobie w podróży udaję się do mojej posiadłości.
Co było robić, przedstawiłem się i także zdradziłem mój cel podróży: udaję się do zaprzyjaźnionej rodziny która mieszka w Crown Fields Haus. Znam, znam , znam strzelił słowami hrabia i delikatnym ruchem dłoni strzepnął niewidzialny pył z ostrego jak brzytwa kantu lewej nogawki sztuczkowych spodni. Musiałem przyznać., że ubiór hrabiego robił na mnie wrażenie.
Pozwolisz, że zapalę – zapytał. Proszę- odpowiedziałem. Po chwili dym egipskiego papierosa zaczął cienką smużką unosić się w górę, a hrabia powracając do swej wypowiedzi dodał: znam miejsce i właściciela tego pięknego pałacu. Bardzo zacny człowiek, wielkiego serca, ducha, ogromnej wiedzy i wielu pasji. Mąż pięknej żony i ojciec dwóch cudownych córek: Beatrycze i Urszuli.
Uniosłem lekko prawą brew by jak najdelikatniej wyrazić swoje zdziwienie tym, że hrabia tak szybko, na początku naszej znajomości, powiedział mi tak wiele informacji, które można określić mianem poufne. Hrabia wybornie odczytując uniesienie mojej brwi rzekł: Wiem jaka myśl zaprząta teraz Twoją głowę drogi kawalerze. Otóż nie ma nic dziwnego w tym, że powiedziałem Tobie tyle o rodzinie mego przyjaciela z Crown Fields Haus. Po pierwsze obaj jesteśmy dżentelmenami– kontynuował wypowiedź hrabia. Po drugie w związku z tym możemy mieć do siebie zaufanie, po trzecie za oknem mamy wspaniałą mgłę – zakończył. Spojrzałem za okno i stwierdziłem, że faktycznie … mgła. Przez chwilę odniosłem wrażenie, że pociąg jedzie w mleku. Tylko chwilę. Szybko bowiem owo wrażenie odrzuciłem uznając je za bezzasadne, dziecinne i niedorzeczne.
„Po trzecie za oknem mamy wspaniałą mgłę” – powtórzyłem wypowiedź hrabiego i dodałem: całkowicie się z panem, panie hrabio zgadzam. Jestem wielbicielem mgieł i wiele z nich zasługuje na miano wspaniałych, jednak … to „po trzecie …”?
Och! To proste, już wyjaśniam – rzucił hrabia. Mgła, która otula nasz pędzący pociąg jest doskonałym przykładem zilustrowania tego co chcę określić mianem zaufania. Otóż wyobraź sobie zacny kawalerze co robi teraz pomocnik maszynisty w naszej lokomotywie? Pomocnik maszynisty – odpowiadał za mnie hrabia – patrzy we mgłę, poci się ze strachu, w oczach ma obłęd, ciągle wyciera dłonie w spodnie i kręci się jak nakręcony. Dlaczego? – bo nie ufa! Tymczasem maszynista spokojnie pyka fajkę, patrzy z uśmiechem w mgłę i stara się nie patrzeć na pomocnika, który ciągle kręci się jak nakręcony. Powiem więcej! – przemawiał dalej hrabia – w pociągu jadącym z naprzeciwka pomocnik maszynisty i maszynista zachowują się identycznie jak nasi z tym, że jest bardzo prawdopodobne iż tamten maszynista pali fajkę nadziewając ją innym gatunkiem tytoniu. Otóż jak się pewnie domyślasz mój synu – rzucił hrabia – maszyniści ufają sobie i zawiadowcom stacji z których ruszyli, a pomocnicy nie ufają. Najchętniej zatrzymali by pociąg, przyłożyli ucho do szyn i słuchali czy nie jedzie nic z przeciwka tym samym torem. Potem dla pewności przeszli  na tor obok aby usłyszeć, że właśnie tym torem obok jedzie pociąg z przeciwka. To, że by się o tym przekonali to pewne … mogli by jednak się o tym już nie dowiedzieć … nie dostrzegłszy we mgle, że ów pociąg z naprzeciwka jest tak bardzo blisko! Zatem zadaję pytanie: ufamy sobie czy nie ufamy kawalerze? Tak ! – odparłem- ufamy!
No i dobrze! – klasnął w dłonie hrabia po czym szybko ułożył je ponownie na głowni laski, która w tym czasie nie zdążyła zmienić pozycji odchylając się w którąkolwiek ze stron. Musiałem to przyznać: hrabia miał piekielnie szybki refleks!
W tej samej sekundzie usłyszałem znany hałaśliwy dźwięk, torami obok przemknął pociąg jadący z przeciwka. Hrabia uśmiechnął się i powiedział: widzisz? Nie ma to jak zaufanie.
Popatrzyłem w okno. Mgła zniknęła nieoczekiwanie szybko. Być może pociąg pędzący z przeciwka zabrał ją ze sobą. To było bardzo możliwe. Przecież w każdym pociągu jedzie ktoś komu trzeba wytłumaczyć jak ważne jest zaufanie. Choćby dlatego by nie stracić głowy.
Miejsce mgły zajęła czerń rozświetlana pojedynczymi  iskierkami. Patrzyłem na ich taniec. Taniec pojawiania się i znikania.
Ulotne prawda? – zapytał hrabia. Tak – odpowiedziałem. Wiesz … zamyślił się chwilkę hrabia … wszystko w tym życiu jest ulotne. Czasami za bardzo – zakończył myśl hrabia i zaraz dodał na zakończenie – może Tobie się uda o tym nie przekonać.
Zapadło milczenie. By jakoś się w nim znaleźć spojrzałem w okno. Zobaczyłem w nim zamyśloną twarz hrabiego.
Ale, ale! – odezwał się – powracając do naszej rozmowy na temat Twojej wizyty w Crown Fields Haus … jestem pewien, że nie możesz się doczekać odwiedzin u przyjaciół, ale przede wszystkim spotkania z hrabianką Urszulą, jesteście w podobnym wieku … mam rację? – zapytał hrabia."


niedziela, 14 października 2018

Składanka

Zanim powstanie dalsza część opowieści zapraszam na jesienne to i owo. Bo się szwendać nie przestałam, powoli zapominam co miałam napisać. Piękną mamy pogodę, najpierw było wiosenne lato teraz letnia jesień. Lubię to jesienne intensywnie błękitne niebo, kolory, zapach suchych liści, dojrzałych owoców, rzadko już teraz snujących się dymów z ognisk.
Byłam niedawno w Muzeum Archeologicznym
Teren, gdzie obecnie znajduje się budynek muzeum, w okresie IX-XIII wiek znajdowały się drewniano-ziemne umocnienia podgrodzia Okół, a od XIV wieku mur obronny miasta. Pozostałości umocnień zachowały się w podziemiach Muzeum i w północno-wschodniej części ogrodu. W północno-zachodnim narożniku zabudowań i pod murem ogrodzenia od strony ul. Poselskiej widoczne są do dziś relikty baszty Legackiej (baszty Murarzy).
Na terenie Muzeum znajdowały się kolejno: dwór Gniewosza z Dalewic, siedziba rodu Tęczyńskich zwana Malowanym Dworem oraz XIV-wieczna łaźnia miejska, a od XV do końca XVIII w. kościół św. Michała z klasztorem karmelitów bosych. Po usunięciu zakonników urządzono w budynkach klasztornych więzienie, a później w miejsce kościoła urządzono salę sądową. Po roku 1874 połączono budynki więzienne z gmachem sądu i wykonano kaplicę w północno-zachodniej części zabudowań (od strony ul. Poselskiej). Od strony ul. Senackiej wzniesiono dzisiejszą bramę wjazdową i budynek dla potrzeb gospodarczych więzienia (kuchnia, pralnia, magazyn). Pomieszczenia więzienne przystosowano na pracownie, bibliotekę, magazyny i sale wystawowe.
Informacja z Wikipedii
 Podziemia.


Drzwi od celi więziennej,


cela.


Trochę starożytności, z mumią kota.






A po wyjściu z muzeum, na Kanoniczej taki obrazek.


Kiedyś rano takie coś na oknie mi siedziało.


Nie mogłam się oprzeć, te kolory w słońcu,


a na zdjęciu wcale tak ładnie nie wyglądają.


To rosło tuż przy ulicy, takiego grzyba jeszcze nie widziałam.


Nazwy ulic.




A przy bocznej drodze zakwitły spóźnione maki.



Moja ulubiona alejka.
Jeszcze ma być według synoptyków, 10 takich pięknych dni. Może się uda wyskoczyć za miasto, chociaż kawałek, a jak nie, trudno. W nocy zimno, ranki chłodne, zaczęło się palenie w piecach i już nad miastem wisi zawiesina pyłów. 
Słońce tak pięknie świeci, że wierzyć się nie chce, ale horyzont już zamglony, tylko czekać aż w duszy zaczną się snuć jesienne mgły.