"Dworcowy peron otaczały ciemności
nocy ledwie rozświetlane przez dwie gazowe lampy zawieszone na
frontowej ścianie dworca. Ich nikły blask tworzył dziwny kolarz z
czerwoną poświatą klinkierowych cegieł. Magia. W srebrnym
świetle drzwi pulmanowskiego wagonu, pociągu stojącego w mroku
stała doskonale widoczna sylwetka hrabiego. W jego dłoni żarzył
się czerwienią obnażoną przez wiatr egipski papieros.
Patrzeliśmy
sobie w oczy wymieniając ostatnie pożegnalne spojrzenia. To było
dziwne, ale nasza wspólna podróż sprawiła, że rozumieliśmy się
bez słów.
Lokomotywa parsknęła, szarpnęła,
buchnęła parą, która niczym biały obłok szybko roztopiła się
w chłodzie październikowej nocy. Stuknęły bufory, zaskrzypiały
łańcuchy i zachrzęściły stalą haki spinające wagony. Gwizd
lokomotywy, uniesiona dłoń hrabiego i jego słowa pożegnania: au
revoir.
Skłoniłem się, uniosłem rękę,
zrobiłem nią dwa kręgi jak to kiedyś czyniono, z tym, że teraz
bez kapelusza z piórami. Inne czasy. Kapelusze z piórami spadły z
kart historii wraz z głowami arystokracji francuskiej strącanymi
jednym cięciem gilotyny.
Pociąg sapnął, szarpnął i ruszył
w mrok.
Poczułem się samotny.
Pomyślałem sobie czy będę kiedyś
pamiętał te chwile, a jeśli tak to dlaczego? Czytając biografie
zawsze z niecierpliwością gnałem po stronach, które opisywały
dzieciństwo ich bohaterów. Jak najszybciej chciałem poznać moment, zdarzenie, ten nieuchwytny impuls, który sprawiał,
że człowiek stawał się wart tego by z czasem czytać jego
biografię. Jakie będzie moje życie? Czy i ja spotkam na swojej
drodze życia chwilę w trakcie której zjawi się ów impuls?
Paniczu? – usłyszałem. Odwróciłem
się na pięcie i zobaczyłem słusznej postawy mężczyznę ubranego
w ciepły wełniany garnitur i taki sam płaszcz. Jestem zarządcą
folwarku Crown Fields i przybyłem tutaj by pomóc panu dostać do
pałacu. Przed panem, długa droga więc proponuję ruszyć
bezzwłocznie.
Skinąłem głową akceptując
propozycję zarządcy i ruszyliśmy przed dworzec. Już po chwili
niezbędnej na zamocowanie moich bagaży byłem gotów by udać się
w drogę. Powoził stangret. Zarządca podał mi pled – będzie
panu cieplej, oświadczył. Ja niestety zmuszony jestem zostać w
pobliskim miasteczku i nie będę mógł paniczowi towarzyszyć.
Proszę się jednak nie obawiać, Zenobiusz dostarczy pana na miejsce
bezpiecznie. Wypowiedziawszy te słowa skłonił się podszedł do
stangreta Zenobiusza, powiedział coś do niego, a ten szarpnął
lejcami i dwa czarne konie ruszyły w mrok. Na odjezdne pan zarządca
pomachał mi dłonią, a ja pomachałem dłonią jemu.
Zenobiusz siedział wyprostowany,
widziałem jedynie jego plecy i kapelusz na głowie. Niech się
dzieje – powiedziałem sam do siebie i dodałem: nigdy nie jechałem
powozem powożonym przez Zenobiusza. Kiedyś musi być ten pierwszy
raz.
Konie ciągnęły, powóz jechał w
mrok, Zenobiusz kołysał się na koźle, a ja mogłem rozejrzeć się
wokół. Nie widziałem wiele. Noc czyniła swoje. Jedynie pełnia
księżyca co jakiś czas odsłaniana przez wędrujące po niebie
chmury pozwalała mi dostrzec spadające z drzew liście, konary ,
które drapieżnie sięgały ku srebrnej kuli. Co jakiś czas na
drodze mogłem dostrzec czerń tafli kałuży, która tylko na
chwilką zaświecała blaskiem księżyca. Co jakiś czas, gdzieś
daleko dało się słyszeć tęskne wycie wilka. W pewnej chwili, gdy
wielka tarcza księżyca znów rozświetliła noc, dostrzegłem jak
na jej tle wirowały spadające liście i Orła Bielika , który
pojawił się z ciemności i zaczął lot w stronę srebrnej
pochodni. To było niesamowite. Fenix nocy … .
Wtuliłem się w pled. Poczułem tę
słodką chwilę samotności, w której można się zapaść.
Poczułem się bezbronny, ale szczęśliwy. Czułem, wiedziałem, że
mogę zaufać wszystkim i wszystkiemu. Wilki? Nie bałem się ich.
Wiedziałem, że tęsknie wyją. Czekały na mnie. Byłem przecież
jednym z nich.
Zasnąłem.
Paniczu… paniczu – nade mną stał
nachylony Zenobiusz, a przed nami stał pałac Crown Fields Haus.
Byliśmy na miejscu.
Moje serce oszalało. Zaczęło łomotać
jakby szukając drogi by uciec z mojego ciała na wolność. Zdjąłem
pled, poczułem chłód i wolnym krokiem udałem się w kierunku
pałacowych drzwi, które po chwili otworzyły się przede mną
bezszelestnie. Wszedłem.
Na wprost mnie stała Urszula, dwa
stopnie wyżej na marmurowych schodach stała Beatrycze podskakując
na palcach i wołając: jest, jest, jest! Na szczycie schodów stali
rodzice Urszuli trzymając się za ręce i uśmiechając się
dostojnie.
Dobry wieczór- odezwałem się i
dodałem- oto jestem. Ukłoniłem się grzecznie. Gdy się
wyprostowałem spojrzałem na Urszulę. Jej wielkie oczy pochłaniały
mnie swoją czernią, usta drżały jakby coś szepcząc. Nagle
dostrzegłem … iskierki. Iskierki w jej oczach rozpaliły serce i
duszę moją. Rozpaliły … .
Nagle, gdzieś z góry usłyszałem
słowa hrabiego- jak cudnie jest kochać.
I przysiągłbym, że usłyszałem
gwizd lokomotywy, a nad pałacem przejeżdżający pociąg pędzący
w mrok.
Urszula podeszła do mnie o krok, jej
cudne usta rozchyliły się i usłyszałem słowo: jesteś … .
Iskierki jej oczu rozpaliły serce i
dusze moją … ."
PS
Myślałam, że zdążę przed komentarzami.PS
Na prośbę Autora z przykrością komunikuję, że następuje przerwa w pisaniu. Nie jest to fanaberia, tylko życiowe zawirowanie. Miejmy nadzieję, że ciąg dalszy nastąpi, kiedyś.
Ilustracje - w tym odcinku cztery. To one i to właśnie dzięki nim tekst tak wspaniale dociera do czytelnika. Wielka pochwała kunsztu i wyczucia epoki.
OdpowiedzUsuńStyl epokowy i jakby z dystansem przedstawia doznania bohaterów. Bardzo udana prezentacja. Coś jednak mi mówi, że przed nami jeszcze co najmniej dwa odcinki. Najczęściej wymieniane imię stangreta Zenobiusz. Co za imię. z
Nie liczyłam częstotliwości. Przykro mi, ale na razie więcej nie będzie.
UsuńDziękuję za pochwałę rysunków.
Wspaniale poradziłaś sobie Ewo z nocnymi ilustracjami!!!
OdpowiedzUsuńCo do bajanki, to jeśli to już koniec, to czuję niedosyt...
Ewo może byś zrobiła zakładkę z wszystkimi częściami bajanki?
Myślałam o zakładce, może zrobię. Na razie zastanawiam się co dalej. Bo pusto będzie bez Bajanki, mam wrócić do dawnej rutyny? Wystawy i spacery?
UsuńZnakomite ilustracje bajanki. Mam nadzieję, że to jeszcze nie koniec.
OdpowiedzUsuńNiestety na razie koniec. Wprawdzie Autor obiecał dalszą część, ale kiedy to nastąpi, nie wiem.
UsuńDziękuję, jestem wdzięczna za pochwałę ilustracji.
To życzę Autorowi, żeby wszystko się pomyślnie ułożyło...
OdpowiedzUsuńMyślę, że dopóki pogoda będzie dopisywać, to zabierzesz nas jeszcze na spacer po Krakowie.:)
Ja też życzę, polubiłam taką współpracę. Na spacer postaram się iść, pomysł mam, ale dzień krótki i aparat jeszcze w naprawie.
UsuńNajpiękniejsze są powroty , chociażby na krótko.Pomysł z zakładką godny polecenia a nowe rysunki / mam nadzieję / pojawiać się będą i z innej okazji. Dziękuję Autorce rysunków i Autorowi bajanek.Pozdrawiam.W....
OdpowiedzUsuńRysunki i inne pojawiają się czasem w galerii (zakładka). Dziękuję za życzliwe komentarze i obecność, mam nadzieję że na dłużej. Pozdrawiam.
UsuńSzkoda, że to na razie koniec, ale miejmy nadzieję na ciąg dalszy. W każdym razie - jak w baśni, młodzi się spotkali i sobą zachwycili, a co będzie dalej ...
OdpowiedzUsuńI ten granat nocy na ilustracji :) Taki miałaś, Ewo kolor kartki, czy pomalowałaś ją?
Taki kolor kartki, pomalować tak jednolicie się nie da, mam tylko szkolne akwarele i na pół wyschnięty akryl.
UsuńFajne te ilustracje, tajemnicze ...
UsuńDziękuję...
UsuńNo wlasnie opuscilam pendolino ktore nie iskrzylo, nie dymilo, nie sapalo...nie bylo bielikow ani wilkow wyjacych na Opolszczyznie..herbata byla w papierowych kubkach, nikt nie palil papierosow bo zakazane, nawet te egipskie, nie czekal na mnie stangret, w Opolu byl autobus, w Warszawie metro..cale szczescie wszystko za darmo z powodu zgrzybialego mego wieku, milosci niespelnionej nie bylo choc kto to wie? w drodze do Opola bylam w przedziale, gdzie natychmiast nawiazala sie rozmowa i trwala cala droge...cztery panie wliczajac mnie i ile opowiadania. Jedna pani miala laske!!!
OdpowiedzUsuńA teraz kazesz czekac na najciekawszy moment w bajance?
Twoja relacja jest fascynująca. Szkoda jeszcze że owo pendolino nie honoruje "zgrzybiałości"
UsuńCo do dalszego ciągu jest światełko w tunelu.
Piękna bajanka, a ilustracje magiczne. Niech tam Autorowi jak najszybciej wszystko się wyprostuje i wypogodzi.
OdpowiedzUsuńWygląda na to, że drogi Autora, wbrew złowieszczym znakom trochę się prostują.
Usuń