Pojechałam wcześnie, a i tak było już dużo ludzi. Całą przestrzeń dawnej poczekalni, kas i głównego holu zajęły stoiska. Obeszłam wszystko, część podobała mi się bardzo, inna mniej, najmniej ceny. Natomiast sprzedający, najczęściej młodzi ludzie, z pasją opowiadali o produktach, pokazywali, doradzali, a wszystko z uśmiechem.
Biżuteria, ceny były w miarę przystępne, ale sama nie wiedziałam czemu zrobić zdjęcie,
wybrałam sówki i motyle.
Tutaj z kolei ceny astronomiczne, bo i kruszec szlachetny i wykonanie precyzyjne, chociaż to powlekane złotem prawdziwe kwiatki i kłosy.
Taką stokrotkę to bym chciała...
Te wielkookie buzie mniej mi się podobały,
bransoletki bardzo.
Kapelusze, kręciło się kilka pań, przymierzały, oglądały, ja nie mam kapeluszowej urody więc tylko podziwiałam fantazję projektantek.
Kolorowe ciuchy, te było najtrudniej sfotografować, bo wisiały gęsto na wieszakach.
Firma z Łodzi, nazywa się Many Mornings i robi zwariowane skarpetki. Przekazują też skarpety potrzebującym, jedna zakupiona para to jedna przekazana dalej. Czasem w parze są dwie różne skarpetki, tylko powiązane tematycznie.
Dla dzieci też cudeńka ubraniowe były, ale na moją malutką jeszcze za duże.
Torby, torebki,
do wyboru, do koloru, małe i ogromne.
Ładna, ręcznie zdobiona porcelana, dopasowana do poduszek, albo odwrotnie,
z rozmaitymi napisami,
śmiesznymi rysunkami.
Wszystko ręcznie malowane, eleganckie, ładne w kształcie.
Mydełka i kosmetyki też były.
Kupiłam sobie pierścionek, co kupiłam córkom nie pokażę, bo tutaj zaglądają i nie było by niespodzianki.
Mam ochotę jeszcze iść jutro, bo chyba coś przegapiłam.