środa, 29 lipca 2015

Trochę staroci

Lubię starocie, pozwolę sobie na malutki przyczynek do postu w Kurniku. Na pewno nikt nie pomyśli, że kradnę pomysł, bo przecież to relacja z muzeum. Gdyby jednak była możliwość kupienia takich precjozów za przyzwoitą cenę, sądzę że amatorek byłoby wiele.
Wystawa nosi tytuł:
"WŚRÓD MISTRZÓW I PARTACZY" i nawiązuje do tradycji dawnego rzemiosła. Kupowało się wtedy wiele rzeczy robionych w warsztatach szewskich, zegarmistrzowskich, stolarskich, u modystek, krawcowych, gorseciarek itd.
Wystawa mieści się w podziemiach Kamienicy Hipolitów.
Wejścia już tradycyjnie pilnuje kot Hipolit, rezydent w muzeum.


Po zejściu stromymi schodkami do piwnicy mogłam już zagłębić się w przeszłość.


Pudełko takich ślicznych czekoladek było z pewnością wytwornym prezentem.


Do strojów nabytych w "magazynie mód", gotowych, czy uszytych na miarę należało dobrać dodatki i ozdoby. Sztuczne kwiaty, kołnierzyki, żaboty, wstążki,


haftowane, albo ozdabiane skórkowe torebki.


Te wszystkie cudeńka i stroje były szyte z naturalnych materiałów, wymagały delikatnego prania i prasowania.


Rękawki i pończoszki. Można też było kupić bieliznę, ale w dobrym tonie było uszyć ją dyskretnie w domu.


Taki strój wymagał gorsetu, toteż były zakłady gdzie można je było zamówić i uszyć.
Osobną specjalnością były kapelusze. Noszono przedziwne, ogromne, zdobione kwiatami, piórami, kokardami i woalkami. Trochę mi tych kapeluszy zabrakło na wystawie, ale rekompensatą była możliwość przymierzenia stylowego kapelusza zrobionego specjalnie na wystawę przez krakowską modystkę. Oczywiście skorzystałam z okazji i po raz któryś pożałowałam, że nie mam urody do kapeluszy.


Inny piękny, ginący zawód to introligator. Być może temu rzemieślnikowi będzie poświęcona osobna wystawa.


Reklamy, szyldy, tabliczki rozmaitych miejsc, których już dawno nie ma.




Ta firma przetrwała długo, jeszcze nie tak dawno można było świece w ich sklepie kupić.


Solidna, wielka kłódka i ozdobne klucze, chyba trudne do noszenia w torebce.


Pamiętam jeszcze z dzieciństwa druciarzy i różnych speców od ostrzenia noży, lutowania dziurawych garnków i innych usług.
Nie było żadnych przedmiotów o których można by powiedzieć: zrobił to partacz. Chociaż partaczem nazywano takich, którzy nie złożyli egzaminów mistrzowskich. 


Potem jeszcze obejrzałam resztę domu mieszczańskiego, bo wstęp był wolny i lubię tam zaglądać. Tyle pięknych przedmiotów zachwyca mnie zawsze.


sobota, 25 lipca 2015

Stoliki

Nie pamiętam kiedy to było, ale chyba na początku ubiegłego roku. Startowałam dopiero w blogowym świecie i zmieniał się mój sposób widzenia.
Do samotnych wędrówek po mieście przyzwyczaiłam się już, do uwieczniania ciekawostek też. Któregoś dnia ta samotność trochę mi dokuczyła, zwłaszcza że bolały mnie nogi i chciałam odpocząć. Stolików przed kawiarniami w Krakowie w bród, ale jakoś nie miałam ochoty siedzieć sama. I tak zaczęło się fotografowanie stolików.
Nie umiem snuć wymyślonych opowieści, bo z tych zdjęć można by stworzyć niejedną historię, zaludnić ciekawymi postaciami, wzruszać, rozśmieszać, intrygować. Czasem sobie myślę z kim chciałabym usiąść przy stoliku, inne już zostały "oswojone" miłymi spotkaniami.
Zapraszam na "stolikowy" spacer.


Zaczęło się od tego stolika.


Tutaj przyjemnie byłoby usiąść w ciepły letni wieczór, przy zapalonej latarence, z zimnym piwem i pogadać o niczym.


Takie siedziska chyba mało wygodne, zwłaszcza, że nie przed kawiarnią, a sklepem. Może nocą, kiedy umilkną kroki imprezowiczów, duchy dawnych mieszkańców wspominają znane dzielnice?


Ten mur skłania do refleksji, wypada podumać nad przemijaniem....


Stoliczek "ekologiczny" na podwórku przed sklepem ze zdrową żywnością. Można sobie kupić razową szarlotkę, albo żytnią bułkę i zjeść w cieniu muru obrośniętego bluszczem.


Kawiarnia Sowa (hmm....dobrze, że nie jestem politykiem), tutaj czasem siadam z koleżanką. Dobre ciacha mają.


Nie siedziałam przy tym stoliku, ale byłam tutaj z miłym Gościem i podziwiałyśmy rzeźby Chromego. W tle piękny paw.


Kiedyś obok tych drzwi była cukiernia, a w niej marcepanowe pyszne ciasteczka. Cukierni już nie ma, ale przy ulicy kilka stolików zaprasza do odpoczynku.


Z tego podwórka przy Rynku wchodzi się do "indyjskiej" kawiarni. Tutaj byłam ze znajomą, nie siedziałyśmy przy nim, bo było ciepło i przyjemnie, wolałyśmy na powietrzu.




Ktoś lubi szyć? Jest miłośnikiem starych  maszyn? Można sobie wypić piwko i uszyć pogawędkę z kilku krzywych szwów.


Szukałam kiedyś na Siennej śladów po dawnym "Fafiku", kultowej knajpki za moich studenckich czasów. Natrafiłam na inną, malutką i jeszcze mniejsze podwóreczko z kilkoma stoliczkami. Miałam wtedy ochotę na stolik dla dwojga.


Znów Kazimierz, podwórko tutaj poczułabym się domowo. Może by z kimś wymienić przepisy kulinarne?


A to odkrycie z dzisiaj. Muszę przyprowadzić córkę, ona uwielbia słoneczniki.


Stolik dla zmotoryzowanych, nie wiem czy wygodny.


Aż się raźno robi na duszy przy tych kolorach. Posadziłabym tutaj Kurnik w radosnych nastrojach.


Dla kogo ławeczka? Dla wszystkich kociar bo jakże inaczej?

Zdjęcia słynnego stolika z gwarantowanym wspaniałym towarzystwem nie zamieszczam, bo nie mam. Ile razy chciałam zrobić zdjęcie, był zajęty. Bo Pan Piotr zawsze cieszy się powodzeniem i sympatią.




wtorek, 21 lipca 2015

Trzy w jednym

Upały dają się we znaki, ciało mdłe i zlane potem, nogi puchną, głowa pozbawiona wszelkich pomysłów, jak tu włóczyć się po mieście i jeszcze to opisać?
Sięgam więc do muzealnych zapasów, bo nie o wszystkich wystawach pisałam.
Manggha - zawsze źródło estetycznych przeżyć, powiew dalekiego wschodu, innej, jakże odmiennej kultury. Tym razem za jednym wejściem trzy wystawy, dwie podobne tematycznie, jedna o innym wydźwięku, dla mnie wszystkie godne zobaczenia.
"WIELOWĄTKOWE PIĘKNO. Techniki dekoracyjne tkanin japońskich" taki tytuł nosi wystawa o zdobieniu tkanin na piękne kimona i pasy.
Technik zdobienia sporo i już nie pamiętam nazw sposobów, w jaki to robiono, nie będę się więc siliła na techniczne szczegóły, zwłaszcza, że wiele nie było opisanych, a tylko pokazanych na filmach.
Haft na tkaninie jedwabnej, stałam i patrzyłam z zachwytem na misternie wykonane ręcznie(!) ściegi. Dedykuję tego przystojniaka wszystkim zaglądającym tutaj Kurom.


Haftowane kimono.


Jednak najbardziej zadziwiające były wszelkie techniki farbiarskie. Na filmie pokazywano cały proces, otrzymania ciekawego wzoru. Pracowite ręce wiązały na tkaninie milion sto tysięcy maleńkich węzełków, które po skomplikowanym procesie farbowania, sprute, zostawiały piękny, delikatny wzór.
To rodzaj prasy do ściskania farbowanych fragmentów.



To, niby prymitywne, ale bardzo zmyślne urządzenie do wyplatania ozdobnych sznurów.


Nie mniej żmudne było malowanie tkanin. Tutaj przykłady wzorów, niestety nie wszystkie wyszły ostro.


Warsztat malarza, farby i cieniutkie pędzelki. Niektóre wzory kładło kilka osób, taśmowo. Płaty tkaniny były później zszywane.




Tak wyglądają gotowe do uszycia.


 Poniższe zdjęcie ściągnęłam ze strony Mangghi żeby dokładniej pokazać jak wygląda tkanina na której wzór tworzą węzełki.
To się wydaje niewiarygodne, ale oni tak to robią. I jeszcze ciekawostka. Na kimona w kratę, farbują przed tkaniem pasma przędzy też na dwa kolory. Tkane tworzą ciekawy wzór.


Wystawie japońskich wzorów towarzyszyła mini wystawa Joanny Bodzek. 
Jest to projekt "Kimono Reconstruction", inspirowana japońskim kimonem próba stworzenia dzieł z tkaniny i rzeczy już używanych, jak na przykład serwetki.
Mnie się nawet podobało,


to włóczkowe "cudo" też.


Ten obraz robił wrażenie, nie doszłam czy to grafika, czy zdjęcie.



Element numer trzy to wystawa:
Stanisław Cukier - Rzeźba.
"Bóg i forma"
Nie będę wnikała w interpretacyjne zawiłości, mnie się te niewielkie, metalowe figury i płaskorzeźby podobały. Miały w sobie coś z świątków w przydrożnych kapliczkach.







Bardzo podobały mi się te łodzie,


i ta płaskorzeźba (?) też.


Eksponatów było więcej, myślę jednak że tyle zdjęć wystarczy. Te wystawy były w sumie kameralne, nie nużyły nadmiarem wrażeń, można było obejrzeć spokojnie wszystkie trzy.