Sięgam więc do muzealnych zapasów, bo nie o wszystkich wystawach pisałam.
Manggha - zawsze źródło estetycznych przeżyć, powiew dalekiego wschodu, innej, jakże odmiennej kultury. Tym razem za jednym wejściem trzy wystawy, dwie podobne tematycznie, jedna o innym wydźwięku, dla mnie wszystkie godne zobaczenia.
"WIELOWĄTKOWE PIĘKNO. Techniki dekoracyjne tkanin japońskich" taki tytuł nosi wystawa o zdobieniu tkanin na piękne kimona i pasy.
Technik zdobienia sporo i już nie pamiętam nazw sposobów, w jaki to robiono, nie będę się więc siliła na techniczne szczegóły, zwłaszcza, że wiele nie było opisanych, a tylko pokazanych na filmach.
Haft na tkaninie jedwabnej, stałam i patrzyłam z zachwytem na misternie wykonane ręcznie(!) ściegi. Dedykuję tego przystojniaka wszystkim zaglądającym tutaj Kurom.
Haftowane kimono.
Jednak najbardziej zadziwiające były wszelkie techniki farbiarskie. Na filmie pokazywano cały proces, otrzymania ciekawego wzoru. Pracowite ręce wiązały na tkaninie milion sto tysięcy maleńkich węzełków, które po skomplikowanym procesie farbowania, sprute, zostawiały piękny, delikatny wzór.
To rodzaj prasy do ściskania farbowanych fragmentów.
To, niby prymitywne, ale bardzo zmyślne urządzenie do wyplatania ozdobnych sznurów.
Nie mniej żmudne było malowanie tkanin. Tutaj przykłady wzorów, niestety nie wszystkie wyszły ostro.
Warsztat malarza, farby i cieniutkie pędzelki. Niektóre wzory kładło kilka osób, taśmowo. Płaty tkaniny były później zszywane.
Tak wyglądają gotowe do uszycia.
Poniższe zdjęcie ściągnęłam ze strony Mangghi żeby dokładniej pokazać jak wygląda tkanina na której wzór tworzą węzełki.
To się wydaje niewiarygodne, ale oni tak to robią. I jeszcze ciekawostka. Na kimona w kratę, farbują przed tkaniem pasma przędzy też na dwa kolory. Tkane tworzą ciekawy wzór.
Wystawie japońskich wzorów towarzyszyła mini wystawa Joanny Bodzek.
Jest to projekt "Kimono Reconstruction", inspirowana japońskim kimonem próba stworzenia dzieł z tkaniny i rzeczy już używanych, jak na przykład serwetki.
Mnie się nawet podobało,
to włóczkowe "cudo" też.
Ten obraz robił wrażenie, nie doszłam czy to grafika, czy zdjęcie.
Element numer trzy to wystawa:
Stanisław Cukier - Rzeźba.
"Bóg i forma"
Nie będę wnikała w interpretacyjne zawiłości, mnie się te niewielkie, metalowe figury i płaskorzeźby podobały. Miały w sobie coś z świątków w przydrożnych kapliczkach.
Bardzo podobały mi się te łodzie,
i ta płaskorzeźba (?) też.
Eksponatów było więcej, myślę jednak że tyle zdjęć wystarczy. Te wystawy były w sumie kameralne, nie nużyły nadmiarem wrażeń, można było obejrzeć spokojnie wszystkie trzy.
Bóg i forma przepiękne, rzeczywiście, jak figury z przydrożnych kapliczek.
OdpowiedzUsuńAle haftowany kogut wymiata!
Płaskorzeźba podoba mi się najbardziej.
OdpowiedzUsuńTe rzeźby były jakby lekko "naiwne", ale wykonane w metalu zyskały inny wymiar.
OdpowiedzUsuńJak dla mnie wszystkie trzy wystawy bardzo interesujące.Ten obraz który zrobił na Ciebie takie wrażenie, wygląda na mieszaną technikę, mnie też się podoba.
OdpowiedzUsuńLubię to muzeum. Zawsze jest coś ciekawego i fajna atmosfera.
OdpowiedzUsuńTen obraz był bardzo duży i chyba faktycznie jest to grafika połączona z fotografią.
Chyba płaskorzeźba najbardziej do mnie przemawia. A kogut jest piękny!
OdpowiedzUsuńPłaskorzeźb było więcej, tylko źle oświetlone. Oszczędne w formie, a pełne wyrazu.
OdpowiedzUsuńNiesamowite są te malowane materiały, piękne i sprawiają wrażenie delikatnych i ulotnych.
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, gdyby nie były w gablocie za szkłem pewnie bym spróbowała dotknąć. też mi się podobały.
OdpowiedzUsuń