Wczoraj ruszyły świąteczne targi na Rynku, już tłumy ludzi, a zdjęcia mogłabym śmiało zamieścić z ubiegłego roku. Czekałam na inne, byłam kilka lat temu przypadkiem i było bardzo sympatycznie.
Podgórskie Targi Rzeczy Wyjątkowych mają specyficzną, bardziej kameralną atmosferę, a wystawcy prezentują wykonane przez siebie przedmioty. To właściciele okolicznych sklepików lub galerii z rękodziełem, można porozmawiać, pooglądać z bliska i gdyby nie głupie RODO miałabym kilka fajnych portretów.
Ciemne, bo pod światło, ale takie chmury były.
Na środku karuzela zabytkowa z charakterystyczną muzyczką.
Tu się można było kawy napić albo gorącej czekolady.
Bardzo mi się podobały te ceramiczne żaby i
torebka z kogutami.
Bez skrzatów się nie obejdzie,
a ta ceramika jest szczególna, bo wykonana przez pacjentów szpitala.
Podusie z nasionami roślin, a te małe w głębi to ogrzewacze do rąk wypełnione pestkami wiśni.
Takie choinki są ostatnio modne.
Oryginalne kolczyki.
Koty z ceramiki,
zegary, magnesy i inne,
jeszcze jedne skrzaty.
Śliczne drewniane koniki, kupiłam córce do kolekcji czerwonego.
Zdjęć olejków, naparów, destylatów, miodów i ciast nie robiłam, kupiłam sobie tylko serniczek domowej roboty.
Miałam ochotę tutaj przysiąść bo tak kolorowo, ale zbyt zimno było.
Na koniec musiało mnie jednak coś wkurzyć i popsuć nastrój, jednak się starzeję. Przechodziłam Bernatką, a z przeciwnej strony waliła zagraniczna stonka, całą szerokością przejścia. Potrąciło mnie chyba z 10 osób i żadna nawet nie mruknęła przepraszam. Najwidoczniej uważali, że powinnam skoczyć do Wisły i nie tarasować przejścia.
Czyżbym już tak była dla młodych niewidzialna? To już nie jest świat dla mojego pokolenia.
Poprawiłam sobie humor na następnej wystawie, gdzie jednak spotkałam sympatycznych młodych ludzi.