Wisłę pofałdowały fale, wiatr szarpał parasole, jakaś para chyba zjadła zbyt dużo kalorii bo musiałam ominąć szerokim łukiem, żeby nie oberwać kopniaka. Oboje wagi ciężkiej, krążyli wokół siebie jak zapaśnicy, usiłując energicznym wykopem dosięgnąć przeciwnika. Widok był komiczny.
Nie miałam aparatu, chociaż nie wiem czy bym się odważyła uwiecznić te zapasy. Aparat ostatnio odmawia współpracy, buntuje się zawsze wtedy, gdy jest potrzebny, w punkcie napraw sprawował się dobrze, więc pan nie znalazł usterki.
Lubię zdjęcia oglądać i robić, chociaż ciągle mi jeszcze dużo brakuje żeby były dobre.
Pamiętam....duża kuchnia, a w niej wydzielona niewielka część w rogu. To ciemnia, którą tata zbudował dla mamy, żeby mogła pracować w domu. Kiedy byłam w szkole i wieczorami mama znikała, oddzielona od nas grubym kocem w wąskich drzwiach. We wnętrzu, oświetlonym czerwoną lampką odbywało się małe misterium, zwinięte w rolkę filmy włożone do powiększalnika zdradzały swoje tajemnice. Mama dostawała wywołane już negatywy i robiła odbitki. Pozwalała mi czasem siedzieć z nią w środku i śledzić wydobywanie papieru z czarnych osłonek, czas naświetlania, kąpiel w wywoływaczu i utrwalaczu.To było fascynujące, patrzeć, jak na białym tle powoli pojawia się zarys postaci, lub krajobraz. Potem było płukanie, a wydobyte z ciemności zdjęcia suszyło się w specjalnej, elektrycznej suszarce. Kiedy byłam starsza pomagałam mamie suszyć i obcinać zdjęcia. Ponumerowane wkładało się do kopert i mama zanosiła do zakładu fotograficznego.
Lubiłam te chwile, poznałam przy okazji Inwokację, Ojca zadżumionych i inne wiersze, bo mama sporo ich umiała na pamięć i recytowała czekając na wywołanie i utrwalenie zdjęć.
Został mi sentyment do zdjęć czarno-białych, dzięki maminej pasji sama mam dużo zdjęć z dzieciństwa, rodziców i znajomych mamy.
Wygrzebałam kilka, bardzo je lubię.
Mama, kiedy jeszcze pracowała w zakładzie fotograficznym. Zdjęcia w plenerze.
Portret z kwiatkiem. Nie było wtedy programu do obróbki zdjęć i przy zdjęciach portretowych wszelkie niedoskonałości poprawiało się ręcznie. Klisza z negatywem była umieszczona na specjalnie podświetlonym stojaku i zaostrzonym jak szpilka, odpowiedniej miękkości ołówkiem, mozolnie, kropka przy kropce usuwało się niepożądany detal. Dobrze wykonana korekta była na zdjęciu prawie niewidoczna.
To moje ulubione.
Nie odmówię sobie zamieszczenia zdjęć z wystawy w muzeum Manggha. Wystawa jubileuszowa, przedstawiająca zbiory z różnych dziedzin, miedzy innymi fotografii.
Zbiory fotograficzne tworzą zarówno dokumentalno-reportażowe zdjęcia Ze’eva Aleksandrowicza, jak i artystyczne Horoha Kikaia. Ze’ev Wilhelm Aleksandrowicz (1905 Kraków – 1992 Tel Awiw, Izrael), fotograf amator, urodził się w znanej żydowskiej rodzinie przedsiębiorców z branży papierniczej (prowadzącej firmę „R. Aleksandrowicz i Synowie”). W 1934 roku odbył podróż dookoła świata, od 29 listopada do 23 grudnia przebywał w Japonii, gdzie wykonał ponad dwa tysiące zdjęć na czarno-białej kliszy małoobrazkowej aparatem marki Leica. Muzeum Manggha otrzymało sto czterdzieści z nich.
Japońskie fotografie Aleksandrowicza to interesujący zapis zderzenia Zachodu ze Wschodem, spotkania odmiennych kultur i odmiennych ludzi. Krajobrazy, zabytki architektury, przypadkowo napotkani ludzie, biedni i bogaci, w teatrze, na stacji kolejowej i metra, w drodze i w świątyni, dzieci, studenci – to zapis nieistniejącego już dzisiaj świata, to fotograficzne ukiyoe.
Japońskie fotografie Aleksandrowicza to interesujący zapis zderzenia Zachodu ze Wschodem, spotkania odmiennych kultur i odmiennych ludzi. Krajobrazy, zabytki architektury, przypadkowo napotkani ludzie, biedni i bogaci, w teatrze, na stacji kolejowej i metra, w drodze i w świątyni, dzieci, studenci – to zapis nieistniejącego już dzisiaj świata, to fotograficzne ukiyoe.
(informacja ze strony Muzeum)
Jestem pod wrażeniem urody tych zdjęć, a przecież technika ich wykonywania była bardziej skomplikowana niż dzisiaj. Było jeszcze kilka, ale raczej trudno robić zdjęcia zdjęciom.
Teraz jest wystawa plakatu, więc niebawem znów tam zajrzę.