środa, 19 sierpnia 2015

Obiekt pożądania

PRL-u lat siedemdziesiątych Fiat 126p.
Pierwsze egzemplarze zjechały z taśmy w Bielsku Białej w 1973 roku, ostatnie we wrześniu 2000.
Jakie były, moje pokolenie doskonale pamięta. Jeszcze nie tak dawno można było spotkać ostatnie egzemplarze na ulicach miast.
Mojej rodzinki też nie ominęło to wspaniałe osiągnięcie polskiej motoryzacji. Wbrew założeniom, że ten samochód będzie łatwo dostępny, wcale tak nie było. Były talony i cena dla kieszeni takich jak my zaporowa. Ale po kilku latach, mąż zaparł się, trochę kasy uskładał, resztę pożyczył i kupił używanego malucha.

Nasz pierwszy samochód. Pojechaliśmy nad morze, sprawował się dobrze, do czasu. Potem zaczęło a to rzęzić, a to stukać, zapalić nie chciał, trzeba było na pych, ale parę lat służył.


Drugi  już był nowy, to w nim przejechaliśmy całą Bułgarię, wioząc dwa namioty, śpiwory, materace, zapasowe koło i kanister, ciuchy dla 4 osób na miesiąc. Na żadne fanaberie w postaci krzesełek i stolików turystycznych już nie było miejsca. Maska samochodu jako stolik też mogła posłużyć i kto by się tam rozsiadał przy śniadaniu jak zaraz trzeba ruszyć w drogę.
Nic dziwnego, że kiedy zapowiedzieli w Krakowie  Ogólnopolski Zlot Fiata 126p wiedziona wspomnieniami i sentymentem, w dzikim upale poszłam zobaczyć.
Pod Wawelem stało ich około 200, kolorowe, zadbane i na chodzie.


Piesek z kiwająca główką często jechał z tyłu na półce.



Miłośnicy malucha przerabiali też swoje pojazdy na sportowe,


ten egzemplarz ktoś wystylizował na 


bardzo zgrzebny.



Nie zabrakło poczucia humoru,


przypomnienia, że silnik autko miało z tyłu.


Wersja Cabrio.


Druga część zlotu odbyła się w niedzielę, na  Kazimierzu można też było podziwiać zgromadzone samochody. Po drodze spotkałam malucha wykorzystanego jako reklama, oklejonego grosikami.





Mogłabym jeszcze tam chodzić i oglądać, ale nad miastem zaczęły gromadzić się czarne chmury,


kiedy doszłam na przystanek zrobiło się ciemno, wiatr przeganiał zeschłe liście, tumany kurzu i śmieci, a kiedy już jechałam lunął deszcz.


Do domu dotarłam mokra, ale mimo to zadowolona.




20 komentarzy:

  1. Miłe wspomnienia. Nasz doczłapał się do Włoch. Z przyczepką. :)
    Tata przyjechał nim i powiedział, że wybrał beżowego. Mama spytała, jakie były inne kolory. Padła odpowiedź: "Beżowe".
    Miło wspominam to autko. Jak zawiodła jakaś część, to tata dowiązał sznurek i trzymał przez okno. I jechaliśmy. :) To miało coś wspólnego z gazem, chyba pedał nie reagował, bo coś się zerwało. Ale wyglądało rewelacyjnie. :)
    Piękne te zdjęcia. :) Ludzie mają fajne pomysły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My przez jakiś czas mieliśmy nóż w akumulatorze.
      One w masie wyglądały całkiem sympatycznie.

      Usuń
  2. Malucha każdy przerabiał! Innej drogi do motoryzacji nie było! Książkę można by napisać o różnych z maluchem przypadkach.
    Najbardziej podobają mi się wersje sportowe, cabrio i pick-up!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też. Jeden miał nawet przezroczystą osłonę silnika.

      Usuń
  3. Mój tato miał, białego z pieskiem oczywiście na tylnej szybie. Odkupiłgo od siostry, a ta go kupiła za towary zwożone z Czechosłowacji i wstawiane do "prywatnych" sklepów, czekolady, lentilki i inne rarytasy. Jeździł do śmierci ojca w 2005, a potem jeszcze trochę, aż go wnuczek roztrzaskał....
    Szkoda, bo był świetnie utrzymany i po liftingu móółgłby pojechać na zlot do Krakowa. Pod moim blkiem stoi na chodzie jeszcze taki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektóre wyglądały jak nowe. Widać, że zadbane. W mieście takiego na chodzie dawno nie widziałam.

      Usuń
    2. U nas na wsi maluszki mają się dobrze, często je widuję.

      Usuń
  4. A jaka szeroka gama kolorystyczna, ten zgrzebny zabawny, a sportowe też mi się najbardziej podobają, nawet nie przypominają malucha. A ile dowcipów było związanych z tym samochodem ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam nawet metalik, zielony, wyglądał jak żuk.

      Usuń
  5. Mam sentyment do maluchów:) Moi rodzice mieli białego. Długo nim jeździliśmy. Później był stary polonez.
    Maluchy w takiej liczbie pięknie wyglądają.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mimo swoich wad to te samochody mogły dużo wytrzymać. Po nim mieliśmy dużego Fiata.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mieliśmy kiedyś fiacika - jako młode małżeństwo. Dawał radę. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. My też jeszcze byliśmy młodzi i dziecka były małe.

    OdpowiedzUsuń
  9. Że też ta "nasza" Ewa 2 zawsze dojrzy coś co umyka naszej uwadze, a jest takie ciekawe. Brawo.
    Pora zamienić Ewę 2 na Ewę 1. Z.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ewa2 już się zadomowiła i nie będzie zmieniać, żeby nie wprowadzać w błąd. Miło że zaglądasz Z.

    OdpowiedzUsuń
  11. te jednogroszówki większą mają wartość niż samo autko, co nie ?:) Ale efekt zarąbisty! Bardzo fajny pomysł:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Szkoda tylko, że ktoś oskubał część grosików. Na masce były tylko ślady.

    OdpowiedzUsuń
  13. lezka w oku sie kręci - mój pierwszy samochód! :)

    OdpowiedzUsuń
  14. niewinny czarodziej3 września 2015 21:05

    Oglądałem z nostalgią i uśmiechem od ucha do ucha . To były czasy i samochody !
    Śniadanie na masce i to poczucie ruszania w drogę ! Coś niesamowitego !
    :-)

    OdpowiedzUsuń
  15. To były bardzo piękne wakacje.

    OdpowiedzUsuń