piątek, 14 lutego 2014

Nie o miłości

Skończył się ciężki tydzień, kiedy to jedna babcia usiłowała zająć się równocześnie trojgiem wnucząt. Na szczęście różnica wieku (wnucząt) pozwoliła wybrnąć z kłopotu.
Teraz sobie usiadłam spokojnie i mogę oddać wspomnieniom. Data dzisiaj szczególna, przeflancowany  Dzień Zakochanych, ale o miłości pisać nie zamierzam. Wszelkie jej wzloty i upadki już mnie nie dotyczą, napiszę o szkolnej przyjaźni.
Zawsze miałam kilka dalszych i bliższych koleżanek, szczególną rolę odegrały trzy dziewczyny. Basia, Hania i Teresa.  Zaczęłyśmy w siódmej klasie, Teresa dołączyła w 10-tej.
Pisałam już, ze dzień zaczynał się wspólną wędrówką do szkoły, potem popołudniowe spotkania.

Basia
Nie będę tu przytaczała jej życiorysu,chociaż był ciekawy. Basia, Bajbus, wesoła, skłonna do żartów, a równocześnie zasadnicza idealistka. Pamiętam niekończące się dysputy, kiedy to kładłyśmy jej do głowy, że życia nie da się dokładnie zaplanować. Najpiękniejsze były wieczory w jej domu, kiedy w pełnym książek pokoju, Basia grała na pianinie, snułyśmy wspólne marzenia i gadały o chłopakach.
Po maturze obie nie dostałyśmy się na studia i obie zaczepiły w Krakowie. Ja w szkole pomaturalnej, ona  w jakimś laboratorium. Wynajmowała mikroskopijną służbówkę w starej kamienicy, gdzie spędziłyśmy wiele cudownych chwil. Bo moja "kwatera u cioci" była mało przyjazna. Pisałyśmy listy do pozostałych dziewcząt i do chłopców z naszej paczki, którzy dostali się na studia i rozjechali na praktyki.
Przez następne lata utrzymywałyśmy ścisłe kontakty aż do  mojego zamążpójścia po czwartym roku, potem rozluźniły się kontakty, ale nie tak by zerwać łączącą nas więź.
Ustaliliśmy z mężem, kiedy spodziewałam się pierwszego dziecka, że jeśli będzie to córka dostanie na imię Basia. żeby zachować tradycję, bo ja mam imię po przyjaciółce mamy.
A potem Ona spotkała swoja wielką miłość i wyjechała do Paryża. Wróciła po kilku latach inna kobieta. Okazało się że największa miłość może przegrać z ludzką nienawiścią, podłością i zdradą. Wystarczyło jej sił by zrobić doktorat na Sorbonie i wróciła do Polski z synem. Zamieszkała w Warszawie, wyszła ponownie za mąż. Kiedy spotykałyśmy się w czasie wakacji, zawsze było o czym pogadać, tylko już tych spotkań było mało. Ostatnie nasz spotkanie było smutne, bo rozstała się znów. Wtedy przyznała się, że pisze wiersze.


Hania
Najpiękniejsza w klasie, miała zawsze wielkie powodzenie, zmieniała sympatie jak rękawiczki. Też wesoła i życzliwa, marzyła o wielkiej rodzinie. Uwielbiała dzieci, kiedy w czasie wakacji chodziliśmy całą paczką na basen, zawsze ciągnęła ze sobą całą gromadę dzieciaków. Ona najwcześniej odeszła z naszej paczki. Dostała się na studia w Lublinie, spotykałyśmy się już rzadziej. Początkowo częsta korespondencja urwała się, kiedy wyszła za mąż. I Ona, która zawsze marzyła o licznym potomstwie poprzestała na jednej córce.
Potem przestała przyjeżdżać, spotkałyśmy się dopiero po latach, na zjeździe. Nadal piękna, ale nieszczęśliwa i po rozwodzie. I tutaj muszę się przyznać, wymieniłyśmy numery telefonów, ale nie zadzwoniłam. 
A w ubiegłym roku, we wrześniu, na zjeździe naszej klasy, ławkę w której przez cztery lata siedziały Basia i Hania zdobiły już tylko róże.


Zostałyśmy z Teresą same.


Ona została w moim rodzinnym mieście, los nas podobnie doświadczył, możemy się nie widywać miesiącami, aż zawsze któraś napisze, przyjedzie, zadzwoni. Wymieniłyśmy wiele listów, mieszkałyśmy w czasie studiów dwa lata razem, nawet pojechałyśmy na auto-stop. Mamy co wspominać.




12 komentarzy:

  1. niewinny czarodziej na wsi14 lutego 2014 22:36

    Prawdziwe życie jest pełne wzruszeń. Żyjesz Ewo jego pełnią. Masz, miałaś Przyjaciół. Jesteś bogatą. Ja przy Tobie jestem żebrakiem. Przy Tobie jednak Ewo, doznaję Wielkich Wzruszeń . Dziękuję . Bardzo Dziękuję Ewo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobno o przyjaźń trzeba dbać i ją pielęgnować. Czasem mam wrażenie, że jednak wiele zaniedbałam.
    Za Twoje słowa - dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  3. niewinny czarodziej na wsi14 lutego 2014 22:59

    To tylko wrażenie Ewo. Twój wpis świadczy o tym , że pielęgnowałaś właściwie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspomnienia są rzeczą wspaniałą, ale zycie jest życiem , dlatego osobiście staram się widzieć w spotkanym człowieku przyszłego przyjaciela. Często są to tylko miraże, ale bywa, że odnajduję bratnie dusze, czuję się wtedy "wielkim odkrywcą", który znalazł w swym życiu niezwykły skarb.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, znaleźć nową przyjaźń to bardzo dużo.

      Usuń
  5. Zachwiały mną te róże na ławce... Nie pierwszy to raz się okazuje, że trzeba sie spieszyć...

    OdpowiedzUsuń
  6. A czasem się nie myśli. Wiersze wydał syn, czytałam, na zjazd napisałam wspomnienie. Byłam jej to winna.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam podobnie jak Vi. I bardzo podoba mi się indiańskie wierzenie, że żyjemy tak długo jak długo żyją osoby, które nas wspominają. Wspominaj, więc Ewo, proszę.:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Chętnie spełniam Twoją prośbę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ostatnim razem wspomniałam o Rene, która meczy sie ze mną od podstawówki do dzis, a teraz będzie o Ewie. Znamy się od liceum, przyjaźnimy i nawet, gdy nie widziałyśmy sie przez dłuższy czas, nic się w nas nie zmieniało - jesteśmy sobie przeznaczone :). Dziś spotykamy sie cześciej, bo obie owdowiałysmy, jej syn własnie sie wyprowadza na swoje, nie prowadzimy domów, mamy czas na wszystko inne. Nie są to najlepsze chwile w naszym życiu, więc się wspieramy, działa!

    OdpowiedzUsuń
  10. Dobrze jest mieć taką bratnią duszę. Ja mam jeszcze na miejscu przyjaciółkę. Różnimy się bardzo i ciągle moje dzieci się dziwią, jak ze sobą wytrzymujemy. A wytrzymujemy już 30 lat.

    OdpowiedzUsuń
  11. Przyjaźń...wiesz...po tym co napisałaś...ja najzwyczajniej nie wiem co napisać i o czym..................

    OdpowiedzUsuń