sobota, 10 maja 2014

Wspomnienia z Czaplinka. Wpis na życzenie...

Pierwsze spotkanie z Czaplinkiem.
Po maturze i nieudanym starcie na studia, chciałam trochę podreperować finanse. Zaproponowano mi wyjazd na kolonie w roli opiekunki. Pojechałam. Ośrodek kolonijny należał do Tarnowskich Azotów i był położony na jeziorem Czaplino. Obejmował zabudowania, ogrodzony kawałek jeziora i lasku. Dla dzieciaków wygodnie i bezpiecznie. Do miasteczka było niedaleko, można było iść na piechotę.


Kadra była różna, my młodzi urywaliśmy się czasem w czasie ciszy po obiedzie i  po kolacji, jak dzieci poszły spać. Zostawały starsze panie, a my do miasteczka na piwo w knajpce. "Matkował" nam kierownik, rozrywkowy człowiek, ale zawsze pilnujący granic. Niedaleko, za ogrodzeniem, można było wypożyczyć kajak, pływało się w dzień i nocą.


Robiliśmy wycieczki do Drawska, Wałcza i Szczecinka, kolonia dysponowała małym busikiem, można było zabrać dzieciaki. 
Chodziłam wtedy z J. chłopakiem z naszej paczki, to była pierwsza wielka miłość. Obiecał, że mnie odwiedzi i przyjechał z kumplem. Kierownictwo pozwoliło im przenocować w namiocie gospodarczym, towarzyszyli nam przy opiece nad dziećmi, wieczorem poszliśmy popływać. Byli dwa dni i pojechali dalej, ale obiecaliśmy sobie, że przyjedziemy jeszcze raz, już bez zobowiązań.
Spotkanie drugie.
Po trudnym roku, dostałam się na studia, odłożyłam trochę pieniędzy i postanowiliśmy zrealizować nasz pomysł. W tajemnicy przed mamą wykupiłam książeczkę auto-stopu, namówiłam przyjaciółkę i mieliśmy wyruszyć. Niewiele brakowało, a nic by z tego nie wyszło, bo mama się dowiedziała. No ale jakoś ją przekonałam i ruszyliśmy w drogę. Przez Śląsk, Oborniki, Piłę, Wałcz, na ciężarówkach, samochodami dostawczymi  i czym popadło, jechaliśmy dwa dni. Nie mieliśmy nic zarezerwowane, ale znajoma kolonia była w tym samym miejscu. Załatwiliśmy jeden nocleg, my zostałyśmy nad jeziorem, J. poszedł do miasteczka. Niedaleko rynku, w małej  uliczce, wynajął nam mały pokój. Przenieśliśmy się tam, a ponieważ nie było w nim mebli, pożyczono nam z kolonii materace. Śpiwory mieliśmy swoje. J. miał smykałkę do różnych prac, naprawił znalezioną na podwórku półkę, mieliśmy stolik. Ubikacja i umywalka na korytarzu, kąpaliśmy się w jeziorze. Tak spędziliśmy tydzień, zwiedzając okolice, pływając po jeziorach. 
Pewnej sobotniej nocy nie mogliśmy zasnąć, bo w sąsiedniej  kamienicy była zabawa. W pewnym momencie podeszłam do okna i....zdębiałam. Po przeciwległej stronie był plot, a pod płotem, szereg panów, uczestników zabawy, robiło miejsce na następne piwa.
Pod koniec tygodnia przyjechał jeszcze jeden kolega i pojechaliśmy dalej, nad morze.
Było pięknie, byliśmy młodzi, zakochani i dotrzymaliśmy danej sobie obietnicy że....jeszcze nie teraz.
Nie pamiętam dokładnie miasteczka, pamiętam pobyt, no i dawno to było.




15 komentarzy:

  1. Mój mąż był zapalonym stopowiczem, wiem to z opowiadan, ale i tak nie jeździłabym, nawet z nim. Jam zasrana królewna, stop fe, namiot fe, zimna woda i niewygody feee - jak tak, to wolę wcale nie wyjeżdżać ;)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawie całe wakacje podczas studiów spędzałam pod namiotem. Zdarzało się mycie głowy w górskim potoku.
    Teraz już wolę wygody.

    OdpowiedzUsuń
  3. Z namiotem zaczęłam jeździć z moim teraz Byłym... Miałam 16 lat i nie wiem jak rodzice mogli na to pozwolić!
    Widocznie jestem wredna matka i swoich dziewczyn bym nie puściła za żadne skarby! A przynajmniej tak mi się wydaje..., na szczęście Starsza takich pomysłów nie ma, a Młodsza jeszcze do szesnastki ma trochę czasu... :-) Wtedy już będę głucha i ślepa, to i nie wszystko do mnie dotrze :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja puściłam, jak miały 17. Z grupą, nie z chłopakiem. Ale jak było naprawdę, nie wiem. Teraz obydwie lubią wygody.

    OdpowiedzUsuń
  5. ...i tu Czaplinek....zastanawiałam się skąd tę nazwę kojarzę,skąd w mojej pamięci pokręconej ta miejscowość się znajomą wydaje...po przeczytaniu Twoich wspomnień...chyab już wiem...mogłam tam na koloniach jakowyś być uczestniczką maleńką,albo być "pzelotem" z jaką "zieloną szkołą" za czasów wykonywania innego zawodu niż ten obecny...kurczę,nie ma kogo zapytać....ale pogmeram jeszcze w tej łepetynie swojej....:)....na swój pierwszy samodzielny wyjazd ...musiałam -niestety albo stety-uzbierać 18 kształtne i pełnoletnie,hahahaha....ale też było pięknie....:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja już pełnoletnia byłam (za drugim razem), za pierwszym prawie.
    Z tym: "nie ma kogo zapytać", to smutne. Też czasem nie mam kogo zapytać, kto jest na zdjęciu.

    OdpowiedzUsuń
  7. niewinny czarodziej na wsi10 maja 2014 22:22

    Ewo to co napisałaś jest mi bardzo bliskie. Nie tylko bliskie przez miejsce, ale także przez to jak patrzysz na swoje życie i przez to jak żyłaś.
    Że też ja nie miałem TAKIEJ wychowawczyni ! :-)
    Tam wychowawczyni. Koleżanki Wychowawczyni ! :-)
    Potrafisz Ewo wspominać jak mało kto. Piękna lekcja za którą dziękuję .
    MDP :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jaką byłam wychowawczynią lepiej nie pisać. Pojechałam, nie mając bladego pojęcia o pracy z dziećmi i koloniach, bo sama nigdy nie jeździłam. No i śpiewać nie umiem!

    OdpowiedzUsuń
  9. niewinny czarodziej na wsi10 maja 2014 23:32

    Ja bym śpiewał, jak ten łabędź :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Na skutek Twojej notki zaczęłam wspomina.. nie wiem czy to dla mnie dobrze.. ale wpis super!

    OdpowiedzUsuń
  11. Ania z Siedliska12 maja 2014 07:55

    Stopem nie jeździłam ale wakacje pod namiotem nie raz spędzałam. Piekne to były czasy ! I tylko wtedy mozna było byc wychowawczynią, nie mając "papierów" ;-) ! Uściski serdeczne !

    OdpowiedzUsuń
  12. Przez jakiś czas wystarczył kurs tygodniowy, żeby się załapać. Podobno teraz można zrobić taki kurs przez internet. Jeszcze parę razy byłam, tym razem w Bieszczadach.

    OdpowiedzUsuń
  13. Budzisz miłe wspomnienia. Ja miałam kiedyś rodzinę w Szczecinku. Miałam...
    I lubiłam pływać kajakiem. Eeeech... Fajnie było. :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Kajak fajna rzecz, o ile nie jest dziurawy. Nad jeziorem Rożnowskim niewiele brakowało...ledwie dociągnęliśmy do brzegu.

    OdpowiedzUsuń