wtorek, 31 grudnia 2019

Ostatni.....w tym roku.

Nie będzie podsumowania, nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego, było smutno i wesoło, sukcesy wnuków, dni szare i byle jakie, takie kiedy się chce zatrzymać czas bo pięknie, doły i wzloty, słowem życie.
Postanowień nie robię, bo jak się znam to nie dotrzymam, będzie co ma być.
Na zakończenie roku dorobiłam się kataru, ale ponieważ dzisiaj po tygodniu wyjrzało słońce wybrałam się obejrzeć start do Krakowskiego Biegu Sylwestrowego. Wprawdzie zanim dotarłam znów się zachmurzyło, ale było tam zabawnie, kolorowo, sympatycznie i nikt nie miał pretensji, że robię zdjęcia.

Bieg odbywa się na dystansie 5 i 10 kilometrów a jego cechą charakterystyczną są fantazyjne stroje.


Miejskie Wodociągi biegły z kranówką



seksowne zakonniczki 


i ksiądz.


Nie zabrakło piratów i innych dziwadeł.



Jak on z tym biegł to nie wiem.


Kolorowo,


na zielono. Weszłam w tłum, a potem się okazało, że jestem w "masie startowej", wycofać się nie było jak, ale udało mi się stanąć między barierką a wielką paką wody mineralnej i uniknęłam kolizji kiedy ruszyli zawodnicy.


Trudno było w tej masie uchwycić bardziej interesujących, bo w tłumie się mieszali, trafił się taki Mikołaj


i pierożki.
Jeszcze parę migawek z trasy biegu. Wiał zimny wiatr, trochę mi ręce zmarzły i musiałam zaczekać aż przebiegną.


Pieski też brały udział, ale jak widać spacerowym krokiem.



Tatuś z wielkim poświęceniem asystował córce,



to była powolna ciuchcia, ale przecież liczy się zabawa.


Panny młode zgubiły małżonków.
Podobało mi się, wróciłam do domu w dobrym humorze.
Wam moi Mili, którzy tu zaglądacie życzę by Nowy Rok przyniósł duuuuużo dobrych dni, kolorowej wiosny niebawem, lata w sam raz, spokojnej jesieni i zimy jak kto lubi. Niech zdrowie dopisuje i nic nie dolega.

piątek, 27 grudnia 2019

Poświąteczny

Zastanawiam się co by tu wyciągnąć z zapasów zgromadzonych przed świętami.
Aura raczej ponura, zimno, szaro-buro, mokro, jednym słowem paskudnie.
Myślałam, że może na spacerze coś znajdę, ale...


znalazłam wyrzut sumienia, bo mam to pod nosem i mogłabym skorzystać,


kałużę dla Opakowanej, bo Ona ciągle na rozdrożu,


zeschłe trawy w parku i


lśniące pawie pióra na świątecznej bombce. Nie dość że się wcześnie ściemnia, to wszechobecna szarość raczej przygnębia, myślę że kolory z
Muzeum Witraży
rozjaśnią ją trochę
".Pracownia i Muzeum Witrażu – krakowska instytucja kultury, która łączy założoną w 1902 roku pracownię witrażu (Krakowski Zakład Witrażów S.G. Żeleński) oraz zorganizowane wokół niej muzeum. Mieści się w historycznej kamienicy przy al. Zygmunta Krasińskiego 23.
Muzeum Witrażu zostało założone w 2004 roku przez Piotra Ostrowskiego. Jest efektem nowatorskiej koncepcji tzw. żywego muzeum. Oznacza to, że przestrzeń udostępniona zwiedzającym przeplata się z wciąż funkcjonującą pracownią witrażową, w której artyści cały czas pracują nad nowymi dziełami. W ramach wizyty można więc poznać krok po kroku cały proces powstawania witraża oraz przyjrzeć się, jak wygląda praca nad aktualnymi przedsięwzięciami."



Muzeum znajduje się w budynku wzniesionym w latach 1906–1907 z inicjatywy Stanisława Gabriela Żeleńskiego, właściciela Zakładu. Żeleński zaprojektował kamienicę w ten sposób, aby jak najlepiej odpowiadała potrzebom pracowni witrażowej, a w tym zadaniu pomagał mu znany krakowski architekt Ludwik Wojtyczko[2]. Dlatego siedziba Muzeum jest ewenementem w skali światowej, a dzięki zachowaniu oryginalnego wystroju i układu wnętrz wciąż oddaje atmosferę pracowni z przełomu wieków.
(Powyższe informacje i zdjęcie pochodzą z internetu.)

Piękna balustrada na klatce schodowej 


i witraże w bramie wejściowej.


Czekałyśmy na przewodnika w kawiarence, gdzie można też było kupić taką pamiątkę.


Narzędzia "tortur" czyli do cięcia szkła.


Te szklane płytki to po części wzornik, ale niektóre pochodzą z początków działalności pracowni.


Papierowe szablony.



Pokazano nam jak się maluje szkło, na przykład buzie aniołów, można było samemu spróbować rozprowadzania koloru (na zdjęciu koleżanka). Każdą warstwę się wypala w specjalnym piecu.


Część wystawowa, była ciężka do uwiecznienia, ale witraże piękne.





Ten witraż Wyspiańskiego zaginął, zachował się tylko karton. Kiedy tam byłam mozolnie go odtwarzano, niedawno czytałam, że już się udało i jest gotowy.
Muzeum prowadzi też warsztaty dla dzieci można też zamówić witraż. W trakcie zwiedzania trwały prace, niestety dokładnie już wszystkiego nie pamiętam.








sobota, 21 grudnia 2019

Idą Święta.....


Kraków wiesza bańki na drzewku, na czubku osadza szpic, przystraja włosami anielskimi ze staniolu.


Kiedyś wieszało się jabłka,orzechy, owinięte w kolorową bibułkę cukierki.



Ponoć anioły polubiły Kraków i sporo ich zwłaszcza w czasie świąt.






Trochę poezji nie zawadzi w takim czasie.

"W noc Szczęśliwego Rozwiazania,
by wszysto nam się rozplątało,
węzły, konflikty,powikłania,
oby się wszystkie trudne sprawy
porozkręcały jak supełki,
własne ambicje i urazy
zaczęły śmieszyć jak kukiełki.
Oby w nas paskudne jędze
pozamieniały się w owieczki,
a w oczach mądre łzy stanęły
jak na choince barwnej świeczki...."
ks. Jan Twardowski

Niech będą to życzenia, oby nam wszystkim lżej i milej było, na Święta i Nowy Rok.


sobota, 14 grudnia 2019

Takie sobie pisanie.

Miał być całkiem inny tytuł, treść z tych co to: wszystko mnie wkurza, zdjęcia czarno białe z wystawy. Złość mi przeszła, bo jednak nie bardzo było się czym przejmować.
Wczoraj nadaremnie szukałam torebki na prezent bez napisu, bo mnie wkurza Merry Christmas jakby w polskim sklepie nie można było sprzedawać torebki z napisem Wesołych Świąt. Dzisiaj znalazłam, czyli można.
Czy też tak macie, że Was wkurza jak stojąca z tyłu osoba w kolejce przy kasie trąca wózkiem lub koszykiem? No przecież nie wejdę komuś na plecy, ani nie będzie szybciej. Przypomniało mi się jak to w czasach słusznie minionych stałam w długaśnej kolejce po mięso. Baba za mną niemal kładła mi się na plecach, nie pomogło odsuwanie, wreszcie wkurzona przez jakiś czas nie posuwałam się do przodu. Powstała luka, a jak się zwiększyła, zrobiłam wielki  krok i baba straciła oparcie. Przyklęła, ale więcej się nie opierała.
W każdym razie przeszła mi ochota na narzekanie, odpoczywam sobie, chociaż lista rzeczy do zrobienia nadal szczerzy zęby.
Teraz się zastanawiam, co zaserwować, chyba jednak odkurzę kimona dziecięce, będzie kolorowo.



Były kimona dla chłopców i dziewczynek, codzienne i od święta,


niestety gdzieś posiałam opis, a na wystawie byłam dawno.






Te były dla chłopców, haftowane w sceny z przygód bohaterów legend i opowieści.



Dla maluszków.


Kapturki-czapeczki, niestety za szyba i źle widać.
Zawsze mnie zachwycają misterne hafty i wzory tkanin na kimona. Bywają niezwykle oszczędne i delikatne, ale też na bogato. Wolę te pierwsze.
Przed chwilą sprawdziłam, że jest teraz wystawa mieczy, to może następnym razem będzie na ostro.