wtorek, 28 stycznia 2014

Za moich czasów....

No! Nie odmówiłam sobie tego powiedzenia, ostatecznie mam do niego prawo. Postaram się nie porównywać, ani nie moralizować, święta nie byłam.
Jak już pisałam chodziłam do szkoły żeńskiej od początku edukacji, czyli z płcią przeciwną kontaktu za wiele nie miałam. Pod koniec podstawówki zaczęłyśmy dostrzegać chłopców, ale raczej na odległość. Mnie się zdarzyło zakochać w chłopaku z sąsiedztwa, był starszy, czasem pomagał mi w matmie, część drogi do szkoły odbywaliśmy razem. Nawet w kinie byłam, bez pozwolenia rodziców! Sąsiedztwo miało też złe strony, zobaczyłam kiedyś jak mój "rycerz" je chleb ze szczypiorkiem! No jak to? To takie mało romantyczne! Przeszło mi, jemu też, ale chyba się wstydził "chodzić" z taką smarkulą.
Pierwsze dwa lata liceum to raczej  kontakty między dziewczynami, przynajmniej z tymi, z którymi się przyjaźniłam. Szkołę miałam na drugim końcu miasta, autobusem jechałam rzadko, chodziło się na piechotę. Najpierw ja wstępowałam po Hanię, potem obydwie czekałyśmy na Basię i dopiero razem do szkoły. Powroty odbywały się podobnie, tylko znacznie dłużej. Po odrobieniu (albo nie) lekcji wędrowało się do koleżanek. W trzeciej licealnej (dawnej 10) zaczęłyśmy chodzić na kurs tańca w MDK-u. Tu już były sympatie, pierwsze rozczarowania i zerwania.
Wspólne "zabawy" (słowo dyskoteka jeszcze nie figurowało w słowniku) były na sali gimnastycznej, przychodzili chłopcy z sąsiedniego, męskiego liceum.
Zaczęły się też prywatki, bawiliśmy się dobrze bez alkoholu. Jakoś tak było, że złożone na bierzmowaniu przyrzeczenie obowiązywało. Do 18 lat nie pijemy alkoholu. Do kawiarni też nie wolno było chodzić małolatom.
 W tym czasie dorobiłyśmy się zgranej paczki, która przetrwała liceum i prawie całe studia.
Wakacje. Jeździłam na obozy wędrowne: na Mazury - od Kętrzyna po Mikołajki, statkiem po Wiśle - od Sandomierza do Gdańska, Bieszczady -Cisna,  Połoniny, Komańcza, Halicz, Krzemień, Tarnica, Wielkopolska- Poznań, Gniezno. W Sudetach tez byłam.
Do tego z całą paczką na basen, nad Dunajec lub Białą, nad Jezioro Rożnowskie .
Nie narzekam, mimo że czasem ciężko było. Nie interesowała nas polityka, chociaż rodzice opowiadali jak było dawniej, tata pomstował na komunę i słuchał "Wolnej Europy", wujek opowiadał o robotach u Niemca. Teraz żałuję, ze nie słuchałam uważniej.
Ostatnia klasa wymaga osobnego wspomnienia.

7 komentarzy:

  1. niewinny czarodziej na wsi29 stycznia 2014 09:37

    Nieco inne są moje wspomnienia, ale atmosferę "tych czasów" oddałaś tak, że prawie widzę Was jak idziecie do szkoły, a po boku płoty gdzie groszki i róże :-)

    I przywołałaś moje wspomnienia - szkolne wędrówki i wakacje pod namiotem. No a te sympatie i rozstania :-)
    Ech .

    Pięknie.
    Przeczytałem rankiem 0 9.37 to i dzień będzie miły :-)
    Dziekuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mogę sprostować? Nie płoty i kwiaty, tylko socjalistyczna zabudowa, kawałek starej, teatr, poczta (pokaźna, przedwojenna) mur klasztorny...
    Może też powspominasz?

    OdpowiedzUsuń
  3. niewinny czarodziej na wsi29 stycznia 2014 10:03

    Postaram się :-)
    Zaraz po Bąblu czyli wspomnieniach o nauczycielach.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja mam znowu jakieś skojarzenia typu "Wspomnienia niebieskiego mundurka". :) Baaardzo lubię. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. " Wspomnienia niebieskiego mundurka" też lubiłam. Takich "szkolnych" lektur to raczej mało było.

      Usuń
  5. Cieszę się, że masz tyle dobrych wspomnień...
    Cieszę się, że się z nimi dzielisz...
    Cieszę się, że to właśnie tutaj! ;-)

    OdpowiedzUsuń