niedziela, 26 stycznia 2020

Znów muzeum.

Gdzie te czasy kiedy pisałam co trzy dni, statystyk nie sprawdzam, ale  komentujących było więcej. Z pierwszych zostało chyba tylko dwie osoby. Wygląda na to, że się blogowo wypaliłam, bo tematów mi brakuje, spacery w smogu i zimnie nie mają sensu, o duchowych rozterkach i głupich myślach pisać nie będę.
Mijałam kiedyś na Floriańskiej, niepozorne drzwi prowadzące do Muzeum Farmacji, nie miałam czasu, kiedy się wybrałam, nie doczytałam godzin otwarcia i pocałowałam klamkę. Potem zapomniałam. Trzeba było przyjazdu Gości żeby pójść i to oni mnie zabrali, a nie ja ich.
Na pewno warto je odwiedzić. Założone w 1946 roku, od lat osiemdziesiątych mieści się w  odremontowanej kamienicy z XV wieku. Zajmuje pomieszczenia od piwnic po strych.

Zdjęcie z internetu, wejście do muzeum.



W piwnicach przechowywano wosk, oleje i inne ingrediencje, którym mgło szkodzić światło i wysoka temperatura.




Piękna klatka schodowa prowadzi na poszczególne piętra.



Półki i słoje, szufladki i pojemniki, moździerze różnej wielkości.


Na oknie śliczna butelka z....tajemniczą zawartością.


Podręczna szafka aptekarza.


Naczynia na płynne medykamenty.


Tego należało się spodziewać.


Był czas kiedy sproszkowane mumie traktowano jako panaceum na różne schorzenia.



Kiedyś sproszkowane leki pakowano w opłatki.


Na strychu królują zioła. Tu było najlepsze miejsce do suszenia.





Tu się kroiło, segregowało, przechowywało wysuszone liście, łodygi i kwiaty.


Czyż nie budziły zaufania wszelkie tajemnicze mikstury tak ładnie opakowane?


Dzisiaj wydłubujemy z folii i sreberka.
Przegapiłam sproszkowane karaluchy i muchy hiszpańskie. Może kiedyś nadrobię.


19 komentarzy:

  1. Przepieknie odrestaurowana kamienica, cudne tematyczne okno witrazowe, a te apteczne utensylia... no nie mam slow dla wyrazenia zachwytu. Kocham takie starocie, mam kilka fajnych mozdzierzy, stara wage z odwaznikami, reczne drewniane mlynki. W tym muzeum wyglada troche jak w pracowni alchemika, szczegolnie te grzmije w butelkach czy sproszkowane truposze :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tam eksponatów jak z pracowni alchemika było więcej, bardzo też lubię takie starocie i moździerz mam.

      Usuń
  2. Muzeum farmacji brzmi tak mało atrakcyjnie, a pozory mylą, bo jest bardzo ciekawie!
    Kiedyś już dawno, byłam w Jędrzejowie u Przypkowskich. Początkowo to było tylko Muzeum zegarów i mieściło się w jednej kamienicy, a jak ja tam byłam to było także wiele innych rzeczy, trochę aptekarskich też, były także przyrządy lekarskie. Bardzo ciekawie się to oglądało.
    Co do bloga, to na moim cały czas zmieniają się czytelnicy, tych początkowych jest coraz mniej. To taka uroda blogów, pisz Ewo, bo czekamy na Twoje wpisy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest jeszcze muzeum zbiorów nie eksponowanych, coś w rodzaju archiwum i pracowni konserwatorskiej, Niestety bardzo daleko i zwiedzanie tylko w sobotę przez kilka godzin. Bez samochodu nie ma jak tam się dostać.
      Niezmotoryzowanym coraz trudniej, a na smog narzekają. Usprawnili by komunikację, tymczasem zabrali mi tramwaj bezpośredni do córki.

      Usuń
    2. Przykre, no i dla Ciebie uciążliwe!

      Usuń
    3. Nie cierpię się przesiadać.

      Usuń
  3. Och, jakie cuda, zawsze podobały mi sie apteki i aptekarskie precjoza i meble. Mielismy dwie takie apteki w mieście przecudnej urody, zostala jedna,drugą zalała powódź w 1997 i niestety juz jej nie ma, a,pamiętam, że byla w niej tabliczka , że przetrwala powodz z 1938 roku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie apteki miały swój urok. Szkoda tej zalanej.

      Usuń
  4. Az zajrzalam co to ten Radix Colombo. No ..juz wiem, korzen z Madagaskaru to jest, ktory czyni cuda, szczegolnie w ukladzie trawniennym. Mnie to najbardziej podobaja sie te cudne naczynka, a jezeli ze szkla to tym bardziej.
    Magiczne miejsce, a takie miejsca moze nie tak slawne jak duze muzea maja swoj urok szczegolnie kiedy pogoda nie sprzyja szlajaniu sie po ulicach. Oddczulam te przyjemnosc chodzenie po takich malych muzeumkach (!!!) teraz wloczac sie po Bieszczadach, milo bylo w nich szparac, kiedy na dworze ziab nieprzyjemny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mają swój urok takie małe muzea czy galerie. Naczynka były ze szkła i fajansu, z porcelany też.

      Usuń
  5. Apteki to mój konik,zwłaszcza zielarskie herbapole.Zawsze mnie upajał ten zapach.Nawet był czas,że bardzo chciałam być farmaceutką.
    Niedawno nabyłam brązową butlę z szerokim,szklanym korkiem;wsadziłem w nią tulipany;)
    W Warszawie moją ulubioną jest apteka Ojców Bonifratrów.
    Śliczny witraż i naczynia,makówki jako opium;)No i regał z szufladkami odlotowy!
    Zmobilizowałaś mnie Ewo,muszę zajrzeć na Piwną,jest tam też Muzeum Farmacji.Nigdy nie byłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypomniałaś mi że i u nas jest apteka Bonifratów w zabytkowym klasztorze. Zapach ziół też lubię.
      Miło Cię gościć.

      Usuń
  6. Pisz o rozterkach też.
    Mnie brak sił ostatnio, może lepiej będzie na wiosnę? Rzadko piszę u siebie, a komentuje jeszcze rzadziej. Ale czytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rozterkach n ie bardzo umiem i dzieci czasem czytają... Zauważyłam, że u siebie piszesz mniej, ja też czytam, ale na kilku blogach nie komentuję. Może faktycznie z wiosna będzie lepiej.

      Usuń
  7. Jestem Ci wdzięczny, że mogę podążać za Tobą ścieżkami osobliwości. Dostaję bez wychodzenia z domu piękności widziane Twoimi oczami. A swoją drogą wiosna mogłaby się trochę pospieszyć...z

    OdpowiedzUsuń
  8. Proszę bardzo. Niemniej zawsze uważam, że obejrzenie osobiście daje więcej. Skąd wiesz czy nie opuściłam czegoś, co Tobie by się podobało bardziej?

    OdpowiedzUsuń
  9. Też przychodzę poczytać, nie zawsze komentuję. Pamiętam z dzieciństwa drogerię. Obsługiwały tam dwie mocno starsze panie, miały kasę taką metalową, rzeźbioną na korbkę i ten zapach w sklepie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miały swój urok te sklepy z dawnych lat, jakoś bardziej swojskie. Dzisiejsze molochy są bezosobowe.

      Usuń
  10. Często mijałam to muzeum, ale zwykle nie miałam czasu i odkładałam na później, dlatego nigdy tam nie byłam. A szkoda, bo to ciekawe miejsce. Uśmiechnęłam się na opium, które jadałam w dzieciństwie prosto z makówki.
    Serdeczności dla Ciebie

    OdpowiedzUsuń