Będzie szansa iść do fryzjera i otwarli muzea, będę miała konkretny cel, już mi tego brakowało.
Wprawdzie nie od razu się udało, zrealizować co zaplanowałam, bo w sobotę w połowie drogi wysiadłam z zatłoczonego autobusu. Niby są jakieś limity pasażerów, ale wcale tego nie widać.
Był spacer po parku, ale też nie do końca bezludny, a raczej odwrotnie. Tyle, że przestrzeń większa.
Grzybowy urodzaj na drzewie,
tysiąckrotna stokrotność, napatrzyć się nie można.
Tu nikt o zarazie nie pamięta, hałas deskorolek i większości brak maseczek w odpowiednim miejscu.
Jeszcze żółto i biało, ślicznie.
Dzisiaj udało się zrealizować zaplanowane wyjście, jakoś zniosłam nadmiar towarzystwa w autobusie, za to w muzeum było cicho i pusto. Oczywiście że na początek poszła Manggha, moje ulubione muzeum, zwłaszcza, że dwie nowe wystawy o wdzięcznych nazwach "Jak we śnie" i "Na granicy cienia"
Będę dozować, bo jest o czym pisać.
"JAK WE ŚNIE"
EMIL ORLIK W JAPONII"
[…] bez popadania w poetyczność można powiedzieć: to jest jak sen!! bo tutaj na Wschodzie uroczy wieczór z jego cudownym nastrojem znika, zanim całe to piękno na dobre w człowieku osiądzie! dlatego tutaj pędzel i farby raczej zostają w torbie.
Emil Orlik, 1900
W lutym roku 1900 wyruszyłem samodzielnie w podróż do Japonii. Pracowałem tam dużo i chętnie, pełen wszystkich inspiracji, które ten osobliwy kraj i jego wysoka kultura mają do zaoferowania. W warsztatach drzeworytników i drukarzy wyuczyłem się całej rzemieślniczej techniki drzeworytu barwnego. Poprzez studia nad starą sztuką wschodnią i w kontaktach z japońskimi artystami starałem się wniknąć w istotę sztuki wysokiej Chin i Japonii.
Emil Orlik, 1901
Emil Orlik (1870–1932), czeski artysta żydowskiego pochodzenia – malarz, rysownik, grafik pracujący we wszystkich technikach, scenograf i kostiumolog (współpracujący m.in. z Maxem Reinhardtem), plakacista, ilustrator i projektant książek, artysta ekslibrisu, pedagog – działał w Pradze, gdzie się urodził, Wiedniu i Berlinie. Związany z Secesją Wiedeńską, Grupą Klimta i Secesją Berlińską wiele podróżował, w tym do Japonii, Afryki i do Ameryki Północnej. Był aktywny w każdym obszarze sztuki, zawsze napędzany wielką ciekawością tego, co było dla niego nieznane. Jednak prace graficzne pozostają w centrum jego oeuvre.
Orlik odwiedził Japonię dwukrotnie: w latach 1900–1901 i 1911–1912. Jednakże to pierwsza, dziesięciomiesięczna podróż była kluczowa i głęboko inspirująca. Poznał technikę japońskiego drzeworytu barwnego, co wśród artystów tego czasu było stosunkowo rzadkie. Uczył się u malarza Kanō Tomonobu (1843–1912), którego sportretował w pracowni.
Teraz to co lubię najbardziej, drzeworyty. Muszę przyznać, że nauczył się wiele i wyczuł "ducha" japońskich drzeworytów.
Ulica Kioto w deszczu,
Japonka przed parawanem.
Powiew wiatru - czyż nie piękny?
Trzy następne obrazy tworzą unikatowy cykl, przedstawiają sposób powstawania drzeworytu.
Artysta szkicuje wzór,
inny wycina w desce, najczęścej z drzewa wiśniowego,
tutaj nakładane są kolory.
Dwaj Japończycy.
Takie nakrycia głowy nosiły kobiety w zimie.
Japońskie mamy i
nawet ex libris w japońskim stylu.
Były jeszcze świetne portrety, ale już nie będę ich dokładać.
Portret artysty, niestety za szkłem i kiepsko wyszedł. Druga wystawa....hmmm, pan w kasie mówił coś, że mocno kontrowersyjna, zgadza się, ale o tym innym razem.
No nareszcie się zaczęło. Ta inauguracja zapowiada, mam nadzieję, całą serie wędrówek z Ewą po muzeach, ale nie tylko. Pierwsze kroki do drzeworytów, całkiem słusznie, bo ta egzotyka zawsze robi wrażenie i jest bliska Twoim gustom - dziękuję za uroczy spacer. z
OdpowiedzUsuńPostaram się zobaczyć jak najwięcej, na razie jest dość skromnie jeśli chodzi o oferty.
UsuńO, japończyzna to nie moje klimaty, ale 4 pierwsze drzeworyty ładne.
OdpowiedzUsuńZaintrygowałaś drugą częścią!
Nie przejmuj sie tak tymi maseczkami, za chwilę zmiebia na noszenie tylko w sklepach, srodkach masowego przemieszczania sie,jak bylo to na początku, więc tym bardziej to tylko taki srodek przymusu i pretekst do wlepiania mandatow niż cos wiecej.
Sama nie wiem jak to jest z maseczkami, bo noszenie ich na ulicy wydaje mi się przesadne.
UsuńBardzo lubię japońszczyznę.
Drzeworyty bardzo bardzo, szczegolnie Japonka w zimie, wiatr i mamusie. A trawy w Krakowie to macie nie z tej ziemi, sliczne i stokrotki i to zolte...nie widac dobrze....jaskry? i troche niebieskich przetacznikow.
OdpowiedzUsuńmaszeruj, maszeruj dalej!
To żółte to były jaskry, spodobało mi się zestawienie, a zbliżenia nie zrobiłam.
Usuń"Kto nie maszeruje ten ginie", postaram się maszerować.
No i tak, ludzie hyzia dostali od tej naglej wolnosci, przestali myslec i zachowywac sie racjonalnie, czego efektem moze byc nowa fala zachorowan. U nas jest to samo, wszedzie tlumy, a ostroznosci i przestrzegania zasad jak na lekarstwo.
OdpowiedzUsuńNo nareszcie jestes w swoim muzealnym zywiole! A my razem z Toba mozemy poszwendac sie po krakowskich muzeach, pozachwycac drzeworytowa sztuka japonska i z drzeniem oczekiwac tych kontrowersji. :)))
Obawiam się rozczarowania, bo kontrowersje tylko do opisania, zdjęcia za szkłem i nie da się porządnie sfotografować.
UsuńKioto w deszczu powiesilabym u siebie.
OdpowiedzUsuńJa bym powiesiła wiatr.
UsuńPowiew wiatru przepiękny, Kioto w deszczu też i ta okutana kobieta też mi się podoba.
OdpowiedzUsuńTeż mnie wczoraj wywiało z domu, nad Oławę. Nie mogę chodzić w maseczce, duszę się, stara, się zachować dystans.
Wczoraj zapomniałam maseczki, miałam tylko chusteczkę, lepiej się oddycha, ale mi ciągle leciała z nosa. Przez te ograniczenia nie chce mi się czasem wychodzić.
UsuńPiękne prace, a ja nie słyszałam o Orliku, usłyszałam dzięki Tobie!
OdpowiedzUsuńTeż nie słyszałam, a podobno sporo jego prac jest w naszych muzeach.
UsuńPiękne! Bardzo mi się podoba ta kobieta w zimowym stroju. Podziwiam precyzję wykonania takich dzieł.
OdpowiedzUsuńSpacer wiosenny. Ludzie się nie przejmują, no może trochę w sklepach. Ja sama też już nie wiem, co o tym wszystkim sądzić.
Czytałam trochę o drzeworytach, to bardzo żmudna praca.
UsuńW sklepie też czasem trudno się wyminąć w wąskim przejściach, ale w kolejkach na ogół stoją karnie w odstępach.
"Tysiąckrotna stokrotność" - śliczne określenie. Dzięki za wyprawę do muzeum.
OdpowiedzUsuńJuż się nie mogłam doczekać, a stokrotek tyyyyyyle, że aż.
UsuńJaka ladna wystawa! Jakie ladne stokrotki! I rzeczywiscie ten powiew wiatru na obrazku - przepiekny!!
OdpowiedzUsuńTrochę ładnego w takim czasie miło się ogląda.
Usuń