sobota, 7 czerwca 2014

Nad morzem i....niespodziewany koniec podróży

Dotarliśmy w okolice  Burgas. Samo miasto nieciekawe,  portowe, zmierzamy na pole namiotowe kawałek dalej. Namioty rozbite, manele pochowane i na plażę. Dzieci uradowane, piasek, woda, kąpiel  mimo ze fala wysoka.

Jeden z naszych namiotów na biwakowym klepisku.


Ten piękny błękit wody na drugi dzień zmienił się w zieleń. Fale były coraz wyższe, przez noc przywlokły ze sobą ogromną ilość zielonych, długich wodorostów. Kąpiel już nie była przyjemnością, toalety i warunki sanitarne fatalne, zwinęliśmy się i dalej na północ, wzdłuż wybrzeża.
 Natrafiliśmy na przyzwoity camping i zatrzymaliśmy się na dłużej. Spotkaliśmy rodaków (nad morzem ich było pełno) i co tu dużo gadać, przeważnie wzbudzaliśmy politowanie, u nielicznych podziw. Większość przyjeżdżała z wypasionymi namiotami i sprzętem, zakotwiczała na dwa tygodnie, siedziała na plaży i tyle.
My nie mieliśmy nawet stolika i krzeseł, posiłek rozkładało się na masce samochodu, za to na ślicznych lnianych serwetkach, jadło na stojąco. Na tym postoju zepsuł nam się palnik i trzeba było go przetkać. Zanim to mąż zrobił, sąsiedzi Polacy nie wytrzymali, widząc małą popijającą kolację winem (rozcieńczonym) zagotowali nam wodę i użyczyli krzesełka.
Nie mogli pojąć, że my tak wędrujemy i nam się chce. A my mieliśmy w planach Neseber.




Cudowne, położone na półwyspie miasteczko z zabytkami z V, VI wieku. Malownicze, urokliwe z aurą starożytności. 
Nasza podróż zbliżała się ku końcowi, mieliśmy jeszcze w planach Warnę i zakończenie w Bałcziku. Pożegnaliśmy miłych sąsiadów (pomogli naprawić palnik) i do Warny. Ponieważ temperatury były tropikalne, samochód nagrzewał się jak piec, ruszyłam w drogę w kostiumie kąpielowym. Zbliżaliśmy się do Warny i na moście prowadzącym do miasta, na czteropasmowej drodze, przepuściliśmy wielgaśny samochód na tureckiej  rejestracji. Facet jechał szybko i nierówno. Tymczasem ów samochód nagle wykonał manewr, zajechał drogę samochodom przed nami. Nic się nie dało zrobić. Mimo rozpaczliwego hamowania patrzyłam jak zaczarowana na zbliżający się nieuchronnie tył samochodu. Uderzenie było na tyle mocne, że rozwaliło nam lewy błotnik, bagażnik z dachu zleciał razem z namiotami i kołem. Dzieciom nic się nie stało, miałam otarte od pasa ramię, mąż skórę zdartą z stopy. 
Wyskakiwałam z samochodu, wyciągając w popłochu kieckę z bagażnika, zbieraliśmy rozrzucone klamoty i trzeba było wszystko upchać z tyłu. Czekaliśmy w nieskończoność na policję, wreszcie mąż z starszą córką wsiadł do samochodu (był sprawny!) i pojechał na pobliski parking, ja z młodszą na piechotę dołączyłam później. I tu przydała się zawarta w górach znajomość. Znaleźliśmy  dziewczynę, pomogła nam dostać się na camping w pobliżu, a potem znaleźć  warsztat. Byliśmy ubezpieczeni, więc jakoś się to udało załatwić. Czekaliśmy na naprawę trzy dni. Do miasta można było popłynąć stateczkiem, na plażę trzeba było pokonać prawie czterysta schodów, w morzu pływało mnóstwo ślicznych meduz, masło w garnuszku topiło się od upału. I gdyby nie wypadek byłaby sielanka. Byliśmy na kolacji u rodziców Rali (imię znajomej), podziękowaliśmy za pomoc. Po trzech dniach samochód wyglądał tak.


Już nie pojechaliśmy dalej, bo trzeba było wracać. Przez Ruse, Tokaj do Polski. Niestety bagażnik się poluzował i zjeżdżał z dachu. nic nie pomagało, trzeba było wystawić rękę przez okno i trzymać. Dobrze, ze po mojej stronie, trzymałam całą drogę, bo wszelkie próby umocnienie działały krótko.
Podróż trwała miesiąc i do dzisiaj  wspominamy ją z przyjemnością.


19 komentarzy:

  1. Ta przyjemność wspomnień najważniejsza :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie tak powspominać sobie.Teraz lato to każdy nad morze będzie jeździł.
    Buziaki na niedzielę pozdrawiam gorąco.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze że mimo wypadku masz miłe wspomnienia. Taka włóczęga to świetna sprawa. :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Przez jakiś czas potem kuliłam się jak nas wyprzedzali, potem mi przeszło.

    OdpowiedzUsuń
  5. niewinny czarodziej na wsi8 czerwca 2014 21:58

    Ewo :-)
    Brak mi słów ! Tacy Dzielni byliście ! Nie wiem czy to wszystko nie wina Twego kostiumu ! :-) . Turcy to wrażliwcy na Kobiece Wdzięki :-)
    Jestem pełen podziwu.
    Dałaś swoi córciom tak wiele.
    Podziwiam , naprawdę podziwiam ! :-)
    i ... zazdroszczę .

    OdpowiedzUsuń
  6. Na szczęście dobrze się skończyło, a Turek mnie nie widział, był pochłonięty jazdą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niewinny czarodziej na wsi9 czerwca 2014 09:08

      No to wiele stracił :-)
      Co do namiotu, to zdjęcie przypomniało mi, że miałem taki sam. Różnił się tylko kolorem tropiku. Pamiętam jego nazwę - WARS SUPER :-)

      Usuń
    2. Czy stracił, wątpię, nie będziemy wnikać w szczegóły.
      Drugi namiot był żółty, marki nie pamiętam.

      Usuń
  7. Całość piękne! Mam nadzieję, że będą kolejne podróże!!!

    Ślimakiem to ja byłam od urodzenia chyba. Mało tego, ja to mam genetycznie uwarunkowane. Jeszcze raz powiem - boję się życia :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze dużo przed Tobą. Za to ja się boję teraz i żyję wspomnieniami.

      Usuń
  8. O rany, podróż prawie ekstremalna. Maluchem zawsze było ekstremalnie, nie pamiętam podróży bez przygód motoryzacyjnych. Ale trzymanie bagażnika przebija wszystko! Dobrze, że było ciepło:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Pod koniec już nie. W Polsce lato było wtedy chłodne.

    OdpowiedzUsuń
  10. kiedyś podróże były znacznie ciekawsze niż dzisiaj :) i chyba mniej potrzebowaliśmy, żeby czuć się dobrze...
    pamiętam podobną podróż maluchem z rodzicami w i ich znajomym w '89 do Austrii (miałam wtedy 7 lat). 24 godziny na granicy w cztery osoby w maluchu... bezcenne wspomnienie :)
    pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  11. Dziękuję za wizytę i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  12. Piękne wspomnienia, przypływają do nas nieustannie. Pozdrawiam :--))

    OdpowiedzUsuń
  13. Przeczytałam z wielką przyjemnością! Umiesz dozować napięcie, Ewuniu...uffff! Przypomniały mi się różne przygody "maluchowe", mam jeszcze "syrenowe" , równie zajmujące ale cieszę się, że są tylko wspomnieniami. Niecierpliwie czekam na kolejne relacje! WUKA

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie zaglądałam tutaj jakiś czas i nie powitałam miłego Gościa. Dziękuję za słowa uznania.

    OdpowiedzUsuń