piątek, 16 września 2016

Sztuka, definicje i granice....

Miałam sobie darować, ale zainspirował mnie jeden z komentarzy.
Poczytałam tu i tam, okazuje się że temat nie do ogarnięcia w krótkim poście. Długi byłby nudny i nie mam ochoty na akademicką dysputę.
Niejednokrotnie zastanawiałam się czy niektóre z eksponatów na wystawie rzeźby czy malarstwa jeszcze do sztuki należą.

Spodobały mi się pochodzące z Wikipedii poniższe definicje. Jest ich tam całe mnóstwo, te nadają się do tego co chcę pokazać.



Definicja alternatywna[edytuj]

Opierająca się na formule alternatywnej "bądź-bądź"
Sztuka jest odtwarzaniem rzeczy, bądź konstruowaniem form, bądź wyrażaniem przeżyć – jeśli wytwór tego odtwarzania, konstruowania, wyrażania jest zdolny zachwycać, bądź wzruszać, bądź wstrząsać
Tatarkiewicz, W., Dzieje sześciu pojęć, Warszawa, PWN, 1988, s. 52

Nominatywna definicja sztuki[edytuj]

Cechą łączną dla wszystkich dzieł sztuki ma być intencja, z jaką dzieło zostało powołane do życia. Jeśli twórca wytwarza je z intencją stworzenia dzieła, to dany wytwór dziełem bezwzględnie jest. Koresponduje to z powiedzeniem Donalda Judda, że sztuką jest to, co się za sztukę uważa. Taka definicja z kolei uniemożliwia wartościowanie wytworów, podobnie jak w poprzednim przypadku, wszystko, co autor uzna za sztukę, musi nią zostać, bez względu na poziom, jaki reprezentuje.
Poza wystawą trzeciej odsłony Kantora były tam jeszcze prace Japończyka Ushio Shinohara.
Z okazji drugiego roku działalności Crikoteki odbył się performanse i powstał oryginalny "pobity obraz". Nie mogę na temat powstawania nic napisać bo nie widziałam (bardzo żałuję) ale dzieło widziałam, a sposób powstania na filmie.



Dlaczego "pobity"? Bo powstawał tak:


Tego samego autora była jeszcze rzeźba (?)


Pierwsze wrażenie: skupisko odpadów, ale jak się przyjrzeć to przecież coś zostało stworzone. Można pomyśleć, że nawet odpady moga być źródłem inspiracji. Często słyszałam takie opinie, że to przecież każdy potrafi. Tylko że nie kazdy wymyśli, że tak można.

"KIEDY ZNÓW BĘDĘ MAŁY"

to tytuł wystawy towarzyszącej.


Mural z portretem artystki, jednej z wielu. Przyznam, że wystawa wcale mi się nie podobała. Na wielkim stole wyeksponowano prace kilkunastu artystów, pochodzących z różnych krajów, przeważnie młodych.


Ekspozycja składała się z przedmiotów pochodzących ze świata zabawek i dziecinnych gadżetów. Przetworzone bardziej lub mniej, pomieszane, przenikające się jak świat dziecięcej wyobraźni. 



Chaotyczne, jakby dobrane przypadkowo, wcale do mnie nie przemawiały. Bo dorośli nie potrafią bawić się jak dzieci, spontanicznie i bez dorosłych skojarzeń.






Ten "teatrzyk" mi się podobał i


położona w głębi rzeźba Hasiora "Jelonek".
Można się więc zastanawiać, gdzie leży granica, ja myślę że jej nie ma, natomiast może ją stanowić zwykłe poczucie estetyki i zrozumienie dla pomysłowości artystów. 
O ekstremalnych poszukiwaniach nie będę pisać, bo o takich tylko czytałam i budziły moje obrzydzenie.



12 komentarzy:

  1. Osobiście nie podobają się mi takie "sztuki". I naprawdę obojętne mi jest, że ktoś powie, żem zacofana i niedouczona :)) Może tak, a może nie.
    Ale prawdziwą sztuką w tej sztuce jest stworzenie takich np. chlapnięć farbą i uznanie tegoż za dzieło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie jest kwestia niedouczenia czy zacofania. Wcale się tak nie czuję jak mi się nie podoba i nie zgadzam się z koncepcją.
      Oglądam takie wystawy z czystej ciekawości, jak daleko posuną się w poszukiwaniach i ekperymentach.

      Usuń
  2. Jestem za nominatywną definicją.
    Ekstremalne poszukiwania bardzo mnie interesują. Bardzo dużo mówią o kondycji człowieka, są często rzuceniem na szalę całego ładunku człowieczeństwa. Takim strzałem wymierzonym w bezsens istnienia. Tak jakby się mówiło do wszechświata - "i co ty na to?", albo "No, zmierzmy się!". Obiektywnie zawsze się przegra, ale ważne są próby walki. Tych konkretnych ekspozycji, o których piszesz, zapewne nie widziałam, ale widziałam dużo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi bardziej odpowiada ta definicja. Jeśli artysta tworzy coś, co uważa za dzieło sztuki to może ono pozostać tym dziełem tylko dla niego.

      Usuń
  3. Aniu M. myślę jak Ty. Ale podziękowania za przygotowanie forum do dyskusji należą się naszej Ewuni.z.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie potrafię ubrać w słowa tego co myślę.
    Wydaje mi się, że definiowanie co jest, a co nie jest sztuką służy do tego aby zapełnić muzea i wystawy i żeby to sprzedać, a krytycy mieli o czym pisać. Według mnie powinno się tworzyć z wewnętrznej potrzeby, powiedzenie sobie i światu, o zobaczcie tworzę sztukę, to chyba nie tak...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są tacy co tworzą "do szuflady", myślę jednak że w każdym, gdzieś w głębi tkwi chęć podzielenia się swoją twórczością. Motywy mogą być różne.

      Usuń
  5. Nie, to mi się nie podoba...
    "Taka definicja z kolei uniemożliwia wartościowanie wytworów, podobnie jak w poprzednim przypadku, wszystko, co autor uzna za sztukę, musi nią zostać, bez względu na poziom, jaki reprezentuje" - to bardzo pojemna i wygodna definicja. Jakoś nie mogę się do tego przekonać. Że sobie pozwolę na ekstremalny przykład: ktoś zrobi kupę, wetknie w nią patyk z listkiem i powie, że to dzieło sztuki. I będzie to zgodne z definicją, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem będzie. Nie każdy taką definicję musi przyjąć. Granice eksperymentów jednak są, bo nie sądzę żeby ktoś chciał kupę oglądać. Chociaż w dzisiejszych czasach nic nie wiadomo.

      Usuń
  6. No cóż... Do mnie też ta sztuka nie przemawia. Oprócz jelonka:)

    OdpowiedzUsuń