Postanowiłam jedna znaleźć coś pozytywnego bo nie da się zasnąć, zniknąć, przeczekać w ciepłym kącie.
Dzisiaj mimo szarości wyszłam, nie wzięłam rękawiczek bo przecież 5 stopni, nie wzięłam parasola bo miało nie padać. Nie padało, ręce mi zmarzły, ale się przejaśniło i w Parku Bednarskiego spędziłam miłe pół godziny.
Miłe bo krążyłam wokół i gadałam sobie z przyjazną duszą.
Trochę jak z horroru o zemście przyrody.
Trochę się przejaśniło, resztki złocistości jeszcze są.
Pełno ich było, ale tak są ruchliwe, że zdjęcia wyszły nieostre.
Ta się zapędziła aż na podwórko kamienicy.
Trochę to ponuro wygląda ale tak źle nie było.
Tu jeszcze w środku nie byłam, może się wybiorę.
Za każdym razem coś nowego wypatrzę, tego hotelu nie widziałam wcześniej,
a może przegapiłam.
Takie podwórko po drodze. Ściemnia się więc zakamarków już nie uchwycę.
Na Rynku akcja zachęcająca do czytania. Można sobie za darmo ściągnąć z książki, książkę.
Reklama jakiejś warszawskiej imprezy? Nie wiem,
ale stroje i postacie malownicze.
To nie wszystko. Miałam niezwykłego Gościa w czwartek i piątek i okazję do spróbowania
legendarnego już (w pewnych kręgach) wenezuelskiego przysmaku.
Pyszne arepy, tym smaczniejsze, że przygotowane przez mojego Gościa.
Była też kawa i degustacja portugalskich ciasteczek. Spotkały się z aprobatą osoby, która jadła oryginalne.
Chciałam trochę odczarować listopadowy nastrój, moze mi się udało. Na jutro zapowiadają wiatr, może przegoni paskudę, wezmę rękawiczki i znów gdzieś pójdę.
Arepy uwielbiam, nawet bez nadzienia!
OdpowiedzUsuńA kiedyś moja starsza córka uczyła się osobiście u Grażyny w domu i teraz też robi u siebie często. Córka nie je podstawowych zbóż, więc kukurydziane placuszki to coś dla niej. Robi tez sama pieczywo z mieszanki mąki gryczanej, kukurydzianej i jaglanej.
Aniu! Opowiadalam Ewie o nauce robienia arep i ze masz corke wielkiej slicznosci, Ewa podziwiala jej urode, ale widziala Twoja corke na zdjeciach a ja w realu i potwierdzilam jej, ze jest niezwyklej urody. Tak pieknej cery jaka ona ma nie widzialam w zyciu!
UsuńMoja córka też nie jada zbóż bo nie toleruje glutenu. Chlebek też sobie piecze sama, jak a czas. Ja już próbowałam robić arepy, ale teraz spróbuję jeszcze raz, bo wiem jakie maja być. Zyskały jeszcze jedna fankę, bo zaniosłam pozostałe wnuczce i była zachwycona.
UsuńMoja jeszcze ie toleruje laktozy, więc musi ostrożnie dobierać jedzenie. Ale dwa lata temu mieliśmy bezglutenowo-bezlaktozową wigilię u niej u było ok :)
UsuńCoś mi dzisiaj klawisze uciekają...
UsuńGrażynie te arepy kiedyś obrzydną:) A wyglądają smakowicie. Już tyle razy postanawiałam, że zrobię. ALe może jeszcze poczekam. W końcu Grażyna jest niestrudzona podróżniczką i kiedyś zawita w moje strony. Raz juz u mnie byłą z Marią, ale chyba wtedy jeszcze nie pochwaliła się, że umie przyrządzać takie przysmaki. No i przeszły mi koło nosa.
OdpowiedzUsuńPiękny, listopadowy spacer odbyłaś.
No bylam u Ciebie i jeszcze sie nie rozpedzilam wtedy z ta produkcja arep na wielka skale...ale co sie odwlecze to nie uciecze! zrobimy kiedys arepy, moze w Warszawie?
UsuńBym się chętnie załapała na arepy z Kalipso. To byłaby uczta!
UsuńZalap sie Ewo...jak odwiedzisz mnie w Warszawie to zawiadomimy Czarnego Kota i Opakowana i zrobimy zjazd Kureir!
UsuńNo i zawiadomimy Kalipso, ona mieszka nie tak daleko!
UsuńJa też chcę!
UsuńGrażyna tyle chętnych, że chyba pól dnia spedzisz przy patelni, a i chyba trzeba zrzute na mąke zrobić 😉
UsuńDam rade z tą mąką..kilogram mąki kukurydzianej wystarczy dla batalionu glodnych zolnierzy.
UsuńTo prawda, ona wydajna jest, ale jak mamy się uczyć to formować będziemy i składniki na farsz przywieziemy.
UsuńEwo pięknie odczarowałaś listopad tymi zlotymi liści,rudymi kitkami, pysznie wyglądającym arepami i ciasteczkami☺
OdpowiedzUsuńTo ja juz mam plan, jak tylki Opakowana będzie tu i będzie miala czas to zwalimy sie na arepy w progi Grażynki☺przy okazji się naucze je robić 😁
Gorzej z ciastkami, wiec moge tylko pozazdrościć degustacju i tych przyjemnych chwil w towarzystwie Grażynki 😊
O tak, swietny plan, zjezdzajcie na nauke robienia arep! a na ciastka to tylko do Krakowa, naprawde mloda dziewczyna w Cafe Lisboa swietnie je robi, a nie jest to prosta robota, ciasto otaczajace krem musi byc chrupiace, skladajace sie z tysiaca listkow cienkich jak pergamin a do tego swietnie zaparzona kawa i ta kawa tam jest naprawde swietna!
UsuńCiasteczka są z ciasta przypominającego francuskie, tylko o wiele cieńsze. Nie umiałabym takiego zrobić.
UsuńNo jak podchodzi pod francuskie to już na pewno jest przepyszne...uwielbiam ten maślany posmak tylko te kalorie..ech
UsuńOoo! to sobie dzis pomaszerowalas tak jak lubisz, ile km? wiewiorka , ktora zapedzila sie na podworko kamienicy...sliczna i sliczne zdjecie!! z tym wchodzenenim w jakies zakamarki cudzych domow uwazaj, bo znowu Cie zamkna i bedziesz miala problem z wydostaniem sie! Dziekuje za swietny barszcz pt. levanta muertos! dziekuje ,za bardzo mile spotkanie!! buziakow moc!
OdpowiedzUsuńTeż dziękuję, to było bardzo miłe spotkanie, a o barszcz się zawsze postaram ile razy zechcesz mnie odwiedzić. Teraz już uważam, ale tak to kusi, zawsze lubiłam włazić tam, gdzie nie mozna.
UsuńPozdrawiam serdecznie.
Też staram się odczarować listopadowe burości, lada moment będzie post :)
OdpowiedzUsuńMiałam wielką przyjemność osobiście poznać Grażynę, jednak bez arepów, też było smakowicie! :)
Twój będzie pewnie pełen swiatła, chętnie zajrzę.
UsuńPoznać Grażynkę to zaszczyt i przyjemność.
Miło poczytać entuzjastycznego szczebiotu. Też chętnie spróbowałbym, zanim odejdę z tego świata, tego cuda w płatkach. Ewa wraca do swojej najlepszej formy.z
OdpowiedzUsuńGdzieś się wybierasz? Zacznij chodzić więcej mój panie, ten świat jeszcze Ci to i owo ofiaruje. Chętnie zapraszam na ciasteczka, tylko znajdę czas.
UsuńEwuniu, jak ja Ci zazdroszczę chęci spacerowania w tę pogodę. U mnie też smogu nie brakuje z powodu Huty Szkła, którą mam prawie pod nosem. Piękne zdjęcia, piękne wspomnienia po wizycie Grażynki. Milutkiej niedzieli życzę.
OdpowiedzUsuńPS. Nie zapomnij o pudełku dla Brzydala, no.
Fajnie że znalazłaś. O pudełku nie zapomnę, a zanieczyszczenia troche mniej dzisiaj było.
UsuńListopad beznadziejny i nie zachęca do spacerów a ty tak pięknie go odczarowałaś
OdpowiedzUsuńDzisiaj było ładnie, na spacer można było iść.
UsuńI listopad może być przyjemny, jeśli mozna spotkać sie z kimś tak miłym i ciekawym, jak Grażyna! No i jeszcze wypróbowac jej słynne arepy!
OdpowiedzUsuńCiekawe te wszystkie imprezy, ciekawostki sfotografowane przez Ciebie na rynku. Zwłaszcza ta wielka ksiazka!:-))
Wczoraj też sobie zrobiłam wycieczkę, było ładnie, a dzisiaj już deszcz ze śniegiem.
UsuńArepy? Muszę doczytać, bo nie znam.:)))
OdpowiedzUsuńAle widzę, że u Ciebie najrozmaitsze ciacha...:))) Mmmm...:)))
Arepy to nie ciastka tylko placuszki z mąki kukurydzianej faszerowane. Danie rodem z Wenezueli.
UsuńJa ciacha miałam na myśli... różne, także te w metalowych opakowaniach...:)))
UsuńNo są różne, ale szczerze mówiąc nie bardzo łapię o co biega. Ciastka w pudełkach? Są takie, całkiem dobre.
UsuńCiężko myślę, już wiem o jakie ciacha Ci chodziło. Po prostu zapomniałam o nich.
UsuńWrocialam na Twoj blog, poczytalam komentarze i widok pasteis de nata i tej swietnej kawy wstrzasnal moim jestestwem...no coz w Warszawie takich dobr nie ma! dzisiaj u Ciebie niebo czysciutkie! spacerek pewnie sie kroi!
OdpowiedzUsuńnie niebo tylko powietrze!
UsuńPowietrze czyste, ale pada deszcz. Spacer będzie, ale krótki, bo muszę pozałatwiać to i owo. Wczoraj chciałam zadać szyku i ubrałam buty na wyższym obcasie, nie był to dobry pomysł.
UsuńSzkoda, że masz daleko, bo mogłabyś częściej na ciasteczka wpaść.
No wlasnie, 5 godzin jazdy autobusem...buty na wyzszym obcasie? ja juz takich nawet nie mam...bohaterka jestes!
UsuńDwie godziny, góra trzy to wytrzymuję bez problemu. Wtedy kurs w obie strony byłby bardziej ozywiony.
UsuńSmogiem już straszą w tv, kiedyś smok porywał dziewice krakowskie, a teraz smog dusi wszystkich ... żeby tak ludzkość trochę myślala, co do pieców wkłada ...
OdpowiedzUsuńJakoś trzeba przechytrzyć ten listopad, niech sobie nie myśli ... np.arepami :) Nie jadlam nigdy :)
Jeszcze w takim razie smakołyk przed Tobą. Czas szybko leci, może wytrzymamy do grudnia.
UsuńEwo, czytam wszystkie posty i podziwiam Twoje niestrudzone wędrówki po Krakowie. Takie świetne zakamarki odkrywasz, zawsze coś ciekawego zobaczysz. I Ty broniłaś się przed założeniem blogu ! Dobrze, że uległaś namowom :-).
OdpowiedzUsuńUściski !
Uściski odwzajemniam i dziękuję za miłe słowa. Zawsze lubiłam takie wędrówki, szkoda, że teraz szybko robi się ciemno.
Usuń