Tak się zawsze składało, że jeśli gdzieś wyjeżdżaliśmy to w sierpniu. Przeglądałam zdjęcia i przypomniały mi się tamte sierpnie. Najpierw studenckie, obozowe, kiedy to przemierzaliśmy z namiotami Sudety, Beskidy, Bieszczady, potem już trochę dalej, bo demoludy, potem z dziećmi Tatry i znów demoludy. Jeździło się w spartańskich warunkach, pociągami w tłoku i niewygodzie, wędrowało z ciężkim plecakiem, spało na sianie, pod namiotem, myło w potoku, gotowało jedzenie na ognisku. Później były nawet wczasy, bo z dziećmi, ale jak podrosły to w namiocie czy schronisku też spały. Zawsze mi się już będzie sierpień kojarzył z wędrówką, wyjazdem, niepokojem , chęcią zmiany miejsca.
Rowy, obóz studencki, prawie dwa tygodnie cudownej pogody, plaży, wycieczek, opaliłam się wtedy na czekoladkę.
Inny obóz, tym razem góry, tutaj śniadanko i
gotowi do drogi. Często na wyścigi z deszczem, byle zdążyć rozbić namiot.
Okolice Krynicy Morskiej, pierwsze zmotoryzowane i to był tamten szczególny Sierpień. Ledwo docierały do nas wieści, słuchało się radia tranzystorowego i papierosy kupowało na wagę.
Bułgaria nietypowo bo nie morze tylko góry,
piękne zresztą.
Rylski Monastyr.
Był też pobyt w NRD, Keten, Drezno, póki młodsza była mała jeździło się bardziej stacjonarnie.
Te wakacje były piękne. Wyjazd inny niż wszystkie, sami i tam gdzie wcześniej było poza naszym zasięgiem, piękna Słowenia.
Data na zdjęciu jest źle ustawiona, też było zrobione 1 sierpnia.
Rok później trzeba było zrezygnować z planów na dalszy wyjazd. Zostały okolice Wisły, Skoczów,
wypad do miasteczka Rumcajsa i Hanki. To był ostatni wyjazd razem, minęło już tyle lat...
Żeby nie było zbyt nostalgicznie, sierpień to już z długoletnią tradycją Targi Sztuki Ludowej, Cepeliada czy jak to nazwać, bo śledząc na przestrzeni lat widać zmiany. Teraz coraz trudniej o prawdziwe rękodzieło, takie pojedyncze, nie produkowane hurtowo. Więcej komercji, chociaż bywają ciekawe, ale to pojedyncze stoiska.
Podobał mi się ten św. Franciszek i
kapliczka.
Te cudeńka z nasion, łupinek, trawy zachwycają precyzją wykonania, takie są malutkie.
Kapliczki inne niż wszystkie.
Bolesławiec obowiązkowo, miseczkę sobie kupiłam.
Ptaszory, artystyczne nie ludowe, ale ładne.
Na koniec bez kury i koguta obejść się nie mogło.
Dzisiaj upał mniejszy, dokończyłam ten post, bo pisałam go dwa dni, coś mi nie szło. Połowa sierpnia prawie, już się budzi żal, że lato się kończy, chociaż temperatury dokuczyły mocno, czas przestać narzekać i cieszyć się tym co pozostało, smakiem letnich pomidorów, sałatek, owoców i zrobić nalewkę ze śliwek bo już widziałam węgierki.
Piękne były Twoje sierpnie... Takie wspomnienia, to skarb. Zdjęcia z tegorocznego także mi się spodobały, bo bardzo lubię sztukę ludową. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTo zaledwie mały wycinek, część zdjęć się zapodziała, nie zawsze robiłam.
UsuńTaaaaak podróż pociągiem dawniej to było mooooooocne przeżycie...przywołałaś także moje wspomnienia Ewo, szczególnie te związane z samą podróżą, przemieszczaniem się różnymi środkami lokomocji. Dziesięciogodzinne jazdy w nocy do Hamm i z powrotem, nie potrafiłam spać w pojazdach, obserwowałam, rozmyślałam, zawierałam znajomości. Z tego można by nawet post zrobić, ale to za dużo pisania jak na mnie ;)
OdpowiedzUsuńZ Targów najbardziej podobają mi się te stylizowane ptaszki, szczególnie ten pierwszy z dziobem jak zatemperowany ołówek :)
Pamiętam podróż przez Rumunię pociągiem "Karpaty Ekspres" też prawie 10 godzin w tempie dobrego piechura, w upale i na ceratowych siedzeniach, które parzyły niemal.
UsuńTe ptaszki też mi się podobały.
Jechaliśmy kiedyś pociągiem do Szklarskiej Poręby zimą i w pewnym miejscu pociąg nie dał rady podjechać pod górę, no i staliśmy z godzinę czekając na drugą lokomotywę. Wysiąść się nie dało, bo z jednej strony stromo w górę, a z drugiej stromo w dół. Innym razem zaś wybraliśmy się na jednodniową wycieczkę i skład urwał się zaraz na rozjazdach po wyjechaniu z dworcowych peronów ;)
UsuńPamiętam jak spałam na półce na bagaże w przedziale, chyba w podstawówce wtedy byłam.
UsuńAaaa, polka sznurkowa na bagaz to byla najlepsza miejscowka w zatloczonym pociagu. jeszcze niezle bylo na zlaczach, bo powietrze bylo.tyle, ze halasowalo okrutnie...I siedzialo sie tez na zmiany w przedzialach badz na tych rozkladanych krzeselkach na korytarzu.
UsuńPiekne masz te wspomnienia sierpniowe wspomagane zdjeciami...
Jeszcze były przesiadki za granicą Sojuza, bo przez ich terytorium jechało się po szerszych torach. Pamiętam taki tłok, że konduktor nie mógł przejść.
Usuńw przedziałach można się było jeszcze położyć wzdłuż na kolanach siedzących ;)
UsuńJak się chciało do ubikacji to trza się było nieźle nagimnastykować, lepiej miały dzieci, bo je się po prostu podawało z rąk do rąk, ino że w klopkach najczęściej też ktoś rezydował ;)
A jednak zrobilo sie nostalgicznie. Zaczelam wspominac swoje sierpnie, a ze zdjec robilo sie wtedy niewiele, zacieraja sie daty i miejsca. Wiem, ze gdzies bylam, ale nie pamietam juz w ktorym roku. Najczesciej bylo slonecznie, goraco, wodnie, piaskowo, kapielowo, lesnie i grzybowo, wrzosowo i sliwkowo, slonecznikowo. Bylo beztrosko i bezpiecznie.
OdpowiedzUsuńMnie też się daty i miejsca już mylą i chociaż starałam się odtworzyć stare zdjęcia ze slajdów, to części już się nie da. Zapomniałam o Bieszczadach z okresu studiów, (dorabiałam na koloniach) zawsze wtedy przywoziłam wrzos.
UsuńTeż przywoziłam sobie wrzos, fajnie się zasuszał i stał potem całą zimę :)
UsuńCieawe czy już kwitnie, bo w tym roku wszystko wcześniej.
UsuńOspalosc i rozleniwienie...tez mnie dopadly, a nie nubie takich stanow. Masz c wspominac, masz zdjecia, moje gdzies w Caracas a moze w Andach, nie wiem zy kiedys je uporzadkuje. Tez spedzalam wakacje w sierpniu, bo takie byly wakacje na uniwerku caracaskim. Sliczne jest to drugie zdjecie, niewyrazne ale pelne wyrazu. Ewo miejmy nadzieje, ze temperatury przestana nas meczyc i wrocimy do wedrowek!
OdpowiedzUsuńAaaa!!! tez ptszki stylizowane skradly moje serce! no i sw, Franciszek do ktorego mam slabosc.
UsuńJuż dzisiaj 8 kilometrów przeszłam bo nareszcie chłodniej było. Niestety nie w plenerze tylko w mieście, ale zawsze to coś, bo dwa dni sobie odpuściłam.
UsuńŻal zdjęć, szkoda, że nie masz ich tutaj, na pewno są niezwykłe.
Takiego ptaszka chyba sobie kupię, chociaż już przestałam zbierać ludowe wyroby. Córce kupię, bo jej też się podobały.
UsuńJezeli kupisz to zrob zdjecie i pokaz!
UsuńPostaram się.
UsuńJa tez sw Franciszka lubie :)
UsuńDobry, jeśli ciepły, a czasem bywa cieplejszy niż lipiec. Kto jeszcze nie tak dawno wracał z nad morza widział na polach snopki zboża. W każdym regionie odmienne. Na Pomorzu mendle, te kopice z nałożoną snopkową czapeczką, żeby zbytnio nie zamakały w razie deszczu. W środku Polski lalki albo maderki z fikuśnymi czapkami z jednego, albo dwóch snopków. Na Podkarpaciu zaś ułożone na krzyż albo koliście kłosami do środka, też zgodnie z tradycją, przykryte daszkiem z jednego, a czasem i do trzech snopków. Żniwa ten najtrudniejszy i najbardziej znojny okres pracy na wsi. Co teraz będą malować malarze. Dobrze, że Van Gogh zdążył uwiecznić te łany szczerozłote i grupę żniwiarzy w tradycyjnie białych koszulach i jak w południe, w największy upał siedzą w cieniu pod gruszą do posiłku, po którym w obowiązkową drzemkę zapadną. Tak było w te sierpnie, których już nie ma i które nie wrócą.Chyba,że w naszej pamięci...z
OdpowiedzUsuńTobie też się nostalgicznie zrobiło i za snopkami tęsknisz? Takich już nie będzie, malownicze były, to prawda.
UsuńEch, młodość! Nic nie przeszkadzało, ani obskurne domki, ani puste sklepy, że o łazience nie wspomnę. A maluch! Niesamowity luksus, bo uwalniał od brudnych i przepełnionych pociągów. Wystarczyło "skombinować" odpowiednią ilość benzyny...
OdpowiedzUsuńW Bułgarii woziliśmy zapasowy kanister i koło na dachu.
UsuńMilo jest tak powspominać
OdpowiedzUsuńOwszem, miło.
UsuńTak, budzą się wspomnienia. Nasz maluch był beżowy.:))) A zawiózł nas dzielnie do Włoch.:)
OdpowiedzUsuńMnie też bardzo się podoba to drugie zdjęcie. A na tym pierwszym to nawet jedna osoba się bardzo mocno opaliła...:)))
Bolesławca zawsze zazdroszczę. Może gdzieś uda mi się takie cudeńko dopaść.
Ten ze zdjęcia to nasz pierwszy, kupiony z drugiej ręki po latach oszczędzania. Na tym zdjęciu wszyscy opaleni, a ta bardzo to była z Afryki, bo to był międzynarodowy obóz.
UsuńBolesławiec ma jedną zasadniczą wadę: jest drogi.
Baaarzdo rzadko jeździłam - z rodzicami na wczasy dosłownie dwa razy, raz z tatą na tydzień do Niemiec i potem, już z dziećmi parę razy do rodziny. Nie wiem czemu. To znaczy, trochę wiem.
OdpowiedzUsuńBo Ty się przemieszczasz duchem w rejony dla innych niedostępne. A gdzieś wyjechać jeszcze zdążysz.
Usuń:-)))
UsuńAleż wspomnienia!!!
OdpowiedzUsuńTak sobie myślę, że bez wspomnień nasze życie byłoby uboższe.
Pozdrawiam serdecznie.
Dobrze powspominać, tylko muszę się pilnować, żeby nie żyć wspomnieniami. Też pozdrawiam.
UsuńPiękne te Twoje sierpnie. Musiałam sprawdzić, co to demoludy:)
OdpowiedzUsuńPtaszki malowane i kapliczki... Bardzo mi się podobają!
Młodość! Nie pomyślałam że to określenie może być nieznane. No ale je jestem zeszłowieczna po większej części żywota :-))
Usuń