czwartek, 5 czerwca 2014

Na fali wspomnień...

Zrobiło się ciepło, pogodnie, zapachniało latem, a w wiadomościach tv ciągle o ostatnim ćwierćwieczu, to i mnie zebrało się na wspominki.
Pisałam już kiedyś o wyjeździe do Bułgarii, tym razem wyjazd tam, ale trochę inny.
Dorobiliśmy się już dwóch córek, samochodu (maluch) i możliwości wyjazdu na zaproszenie. To już było po Sierpniu i stanie wojennym, czyli schyłek PRL-u.
Plan był ambitny: do malucha weszło: dwoje dzieci, dwoje dorosłych, 2 namioty, 4 materace, 4 śpiwory, sprzęt biwakowy (bez krzesełek i stolika), zapasowe koło, kanister z benzyną, ciuchy dla 4 osób na miesiąc.
Przez Chyżne, na Budapeszt, Szeged do granicy z Rumunią. I tu pierwsza przeszkoda. Po noclegu na Węgrzech, utknęliśmy na granicy rumuńskiej na 12 godzin. W upale, żółwim tempem posuwała się kolejka samochodów. Kiedy wreszcie dotarliśmy do odprawy, dzieci były wykończone i zapadła noc. Jechaliśmy jeszcze parę godzin, ale wreszcie na jakimś parkingu przekimaliśmy w samochodzie do rana.
Następnego dnia przejazd przez Rumunię, granica z Bułgarią już przekroczona bez większych problemów, chociaż też powoli.

Przeprawa promem przez Dunaj.
Potem przez góry do Sofii. Po drodze kilka malowniczych miejscowości. Wyglądało to mniej więcej tak: Nocleg, zwijanie obozu, zwiedzanie po drodze do następnej miejscowości, nocleg, czasem dwa, kiedy okolica była atrakcyjna.








Po górskich atrakcjach chwila przerwy w cywilizowanych warunkach. Dojechaliśmy do stolicy.
Zamieszkaliśmy u poznanej wcześniej Bułgarki. Spędziliśmy tam 3 dni.
Witosza, wzgórza nad Sofią i widok na miasto.


Po miejskim wypoczynku wyruszyliśmy dalej na południe, ku górom.
cdn (muszę znaleźć zdjęcia)

15 komentarzy:

  1. Takich opowieści nie znam. My tylko Międzywodzie i Muszyna...
    Chętni poczytam i poogladam ciąg dalszy!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wcięło mi mapę, a miejscowości nie pamiętam. może jutro...

    OdpowiedzUsuń
  3. Przez te niewygody nigdy nie jeździłam do 'demoludów', naturę francowatą mam taką, że wolę siedzieć na doopie, niż sie zmęczyć i przez to teraz nie mam takich fajnych wspomnień i zdjęć :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zupełnie mi te niewygody nie przeszkadzały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie nawet trudno pomyśleć o czymś takim, mąż mnie namawiał całe nasze pożycie na wyjazd do lasa z namiotem. A gdzie tam!!!

      Usuń
  5. Fajne wspomnienia. My też się z rodzicami tak szwendaliśmy. :) Było łatwiej, bo ja byłam jedna. :) I też w maluchu.
    A mnie ciągle wypominają te 25 lat... od matury. :) W sobotę w planach imprezka klasowa.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakby nie było młodość zawsze milej się wspomina.

      Usuń
  6. Cudnie się czyta takie opowieści po latach :)
    z niecierpliwością czekam na cdn.

    OdpowiedzUsuń
  7. Szukaj, szukaj, skutecznie zanęciłaś. Ech, maluch! Każdy zaczynał od malucha i każdy ma na koncie jakiś rekord pakowania:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj śpiwory są mniejsze i lżejsze. Szukam, miejsca już na mapie znalazłam.

      Usuń
  8. Po prostu nie mogę sobie wyobrazić, gdzie upchnęliscie tyle bagażu. My zaczynaliśmy od sytenki. Była jak była ale bagażnik miała większy :-). My tez mamy niezły rekord : Bułgaria zimą, na narty, 5 osób i gitara Kasi w duzym fiacie, narty, buty, ciuchy, zapas paliwa. Rok chyba 88. Juz bym tego nie powtórzyla.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tyłu między siedzeniami też było pełno. Dziewczynki siedziały bokiem, bo miejsca na nogi nie było, a jak się odchyliło przedni fotel wylatywała kosmetyczka. Dzisiaj też już bym nie umiała tak się spakować.

      Usuń
  9. niewinny czarodziej na wsi7 czerwca 2014 21:50

    Dołożyłaś Ewo swoją cegiełkę do wielkiej piramidy opowieści o logistycznych możliwościach "malucha" :-)
    Nie wiem jak Ty to robisz i mówię to bardzo poważnie, czytając Twój tekst czuję się jakbym był z Wami i do tego się wzruszam ! Powinnaś być reżyserem ! Masz DAR !

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziękuję! Ty to umiesz prawić komplementy.

    OdpowiedzUsuń