Pogoda daje w kość, od rana potwornie duszno, na niebie gromadzą się ołowiane chmury. A mnie nosiło, nie mogłam usiedzieć na miejscu i wyszłam z domu. Oczywiście lunęło jak wracałam, przemoczyłam buty, część ulewy przeczekałam w sklepie, bo parasol nie dawał schronienia. Myślałam, że mi przeszło, gdzie tam...
Poniosło mnie znowu, bo trochę się przetarło. Powtórka z rozrywki, ciemno, chmurzyska jeszcze czarniejsze, ulewa podobna. Tym razem przemoczona druga para butów, spodnie i podkoszulek.
Szukałam czego nie zgubiłam i tylko straty poniosłam. Psychiczne też.
Przypomniał mi się ostatni, studencki obóz wędrowny w Karkonosze. Doskonale się czułam na poprzednich, paczka była się zgrana, pojechałam bez obaw. Niestety do starej gwardii dołączyły dwie osoby, które miały wpływ na naszego szefa (jego dziewczyna z siostrą) i już się zrobiło inaczej. Niby fajnie, ale zgrzytało czasem. Byliśmy w Karpaczu, Przesiece, Kowarach, na Śnieżce, Polanie, świątyni Wang i reszty, ani kolejności nie pamiętam. Była natomiast paskudna pogoda. Pod wieczór musieliśmy rozbijać namioty na wyścigi z deszczem, było zimno, którejś nocy złapał przymrozek.
Ten w kapeluszu to nasz Szef
Idziemy na Śnieżkę (chyba)
Przygotowanie posiłku jak zwykle.
Bywało, że część uczestników rezygnowała z wędrówki, jechała do następnego obozu ze całym bagażem (okazją), a my bez obciążenia na piechotę.
Na którymś z biwaków, miejscowy wesołek nieźle nas wystraszył. Było już ciemno, siedzieliśmy wokół ogniska, trochę zmartwieni, bo znów się zbierało na deszcz. Koledzy wykańczali makaron z wkładką, gdy nagle z krzaków rozległ się strzał, jeden za nim drugi. Zamarliśmy, potem chłopcy się zerwali i pobiegli. Okazało się, że jakiś dureń zaczaił się i straszył. Byliśmy wtedy blisko granicy, więc trochę ich poniosło przy tłumaczeniu niestosowności czynu.
W Przesiece, przy schronisku pozwolono nam skorzystać z prysznica (ciepła woda), potem się okazało, że cieć nas podglądał.
Zakończenie obozu było jak zwykle huczne, niektórym zaszkodziło.
A we wrześniu wyszłam za mąż, zaczął się ostatni rok i już nie było atmosfery do wędrówek.
Nie zabrzmiało to optymistycznie.
OdpowiedzUsuńJa też dziś mam kiepski dzień. Znowu dołek... Fatalna pogoda, kolejny pogrzeb w rodzinie...
Zostaje tylko powiedzieć sobie: jeszcze nigdy nie było, żeby jakoś nie było....i czekać na poprawę aury i nastroju.
OdpowiedzUsuńA wiesz, podoba mi się to. Chyba to sobie napiszę i przyczepię w widocznym miejscu. :)
UsuńNo to Ci jeszcze powiem skąd to powiedzenie, a właściwie cytat. (Powinnam dać cudzysłów). Gustaw Morcinek pisał też bajki i takie zdanie powiedziała koza Esmeralda w jednej z nich. Niestety tytułu nie mogę sobie przypomnieć.
OdpowiedzUsuńCo dobre, nie trwa wiecznie ;)). A z tym deszczem u mnie tak sobie, owszem, popadało, ale żeby jakaś ulewa okropna to nie. za to się ochlodzio i jest czym dychać, bo dzis wyjątkowo paskudnie, ciśnienie spadło, nieprzyjemnośc.
OdpowiedzUsuńDo południa u nas też się oddychało ciężko, teraz całkiem chłodno.
OdpowiedzUsuńEwuś, że też musiało Cię ponieść! Gorzej jak z dzieckiem! :-) A teraz musiało się wypadać, żeby weekend był znośniejszy!!! :-) No i mam nadzieję, że tak właśnie będzie!!! *
OdpowiedzUsuńWidać musiało. Może wyczerpałam limit zmoknięć i w weekend już mi to nie grozi.
OdpowiedzUsuńSzkoda... że nie było atmosfery do wędrówek:)
OdpowiedzUsuńNo cóż....praca, dzieci, kłopoty. Dopiero później, rodzinne.
UsuńTak sobie myślę, że limit na zły humor już wyczerpałaś :)
OdpowiedzUsuńTeraz to już tylko słońce i woda co najwyżej w wannie :)
Nawet dzisiaj słońce świeciło.
OdpowiedzUsuńJakie to przykre, że atmosfera się skończyła... Ach te czasy!
OdpowiedzUsuńWażne, że były. Towarzystwo się rozjechało po studiach, niektórych nie spotkałam już więcej....
OdpowiedzUsuńAle masz co wspominać, i zdjęcia są... Tego deszczu i u mnie za dużo...
OdpowiedzUsuńU mnie teraz też nie ma atmosfery do wędrówek... Ale są wspomnienia i perspektywy przyszłych wypraw z dziećmi. A później one wyruszą na swoje wędrówki...
OdpowiedzUsuńTe zdjęcia to piękne pamiątki:)
Chodziliśmy Ewo tymi samymi szlakami :-)
OdpowiedzUsuńMijaliśmy się :-)
Jak zwykle...
OdpowiedzUsuń