Rok później na świecie pod koniec września pojawiłam się ja, jako następna mieszkanka domu.
Największą jego zaletą ( bo wady też były) było życie związane z rytmem przyrody. Rosłam wśród zwierzaków, uczestniczyłam w życiu domu i ogrodu. Wcześnie nauczyłam się rozróżniać kwiatki od chwastów, kiedy dojrzewają pierwsze owoce, jaki ma smak zerwana z krzaka porzeczka.
Zimy wówczas bywały śnieżne, śnieg często leżał od grudnia do marca, rzeczka zamarzała, mróz trzymał. Rano budziło mnie szuranie szufelki do węgla, mama paliła w piecu, w kuchni już buzował ogień po blachą, babcia gotowała mleko i kawę zbożową na śniadanie. Zapach takiej kawy do dzisiaj kojarzy mi się z domem. Potem następował rytuał golenia taty. Na stole stawała toaletka z lustrem (mam ją do dzisiaj, już bez lustra), na gwoździu koło drzwi wisiał skórzany pasek, na którym tata ostrzył brzytwę. W miseczce pędzlem rozrabiał mydło i golił się bardzo starannie. Poem jadł śniadanie, kawa musiała być w dzbanuszku, następnie ubierał się, brał teczkę i drugie śniadanie i szedł do pracy. Zostawałam z mamą i babcią. Trzeba było nakarmić zwierzęta, zimą brnęło się w śniegu, na podwórku rosły spore pryzmy. Mogłam sobie zbudować igloo, mogłam siedzieć w ciepłym domu, bawić się lub rysować. Kiedy poszłam do szkoły, wędrowałam po lodzie, albo z tatą. Kiedyś, jeszcze siedziałam w łóżku, zima była sroga, tata patrzący przez okno zerwał się nagle i wybiegł. Po chwili wrócił tuląc w dłoniach małego wróbelka, który prawie zamarzł, bo spadł z gałązki. Trzymałam go w pudełku i o mało życia nie stracił, bo jak się ogrzał to uciekł i polował na niego kot. Ale wszystko dobrze się skończyło.
Ale miało być o domu.
Zmieniało się wnętrze, stare meble zastąpiły nowe, niestety już bez wdzięku, ale wtedy jakoś nikt o tym nie myślał. Z rozrzewnieniem wspominam tamten niespieszny rytm życia domu i ogrodu. Wiosenne bielenie drzewek i przycinanie gałęzi, wytyczanie grządek i sadzenie, porządki, kiedy wszystkie meble lądowały w ogrodzie a wnętrze się malowało, zbieranie owoców, robienie przetworów, kiszenie ogórków i kapusty, w zimowe wieczory przy piecu babcia łuskała fasolę, a jak było cicho to zza pieca wychodziła myszka. Koty oczywiście spały. Babcia robiła też masło, żółciutkie i pachnące.
I tak Dom trwał, zmieniło się ogrodzenie z drewnianego na siatkę, gruszę pod kuchennym oknem zastąpiła wiśnia, Pojawiły się krzewy róż , ale i zaczął przeciekać dach, podmokła podmurówka, pojawił się grzyb, trzeba było wstawić nowy piec.
Jakoś się z tym uporano, a potem zabrakło gospodarza.
Cdn
Jakie ciche jest przemijanie...
OdpowiedzUsuńBo to przemijanie, a nie zwykły koniec.
OdpowiedzUsuńWzruszające jest pierwsze zdjęcie. Oboje młodzi, szczęśliwi, pełni nadziei.
OdpowiedzUsuńMiałaś szczęśliwe dzieciństwo:)
Owszem, chociaż się nie przelewało, ale byłam domu częścią.
UsuńJestem uzależniony ! Proszę by dalszych ciągów było milion ?
OdpowiedzUsuńProszę ! :-)
Nie należy się uzależniać, bo koniec już niedługo.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię Twoje wspomnienia. Chciałabym, żeby kiedyś moje dzieci miały podobne. Żeby miały co wspominać. :)
OdpowiedzUsuńSłodka Dzidzia. :)))
Prawda, jaka byłam słodka?
OdpowiedzUsuńNa pewno będą wspominać dobrze.
Przepiękne wspomnienia od domu pełnym miłości. Zdjęcie z mamą jest cudne! I to zimowe... Wszystkie wzruszają. Ewo, czekam na dalszy ciąg:)
OdpowiedzUsuńSzukam następnych zdjęć, ale trudno wybrać.
UsuńEwo, już czekam na dalszy ciąg, bardzo lubię takie historie.
OdpowiedzUsuńA zdjęcia cudne, jak dobrze, że przyozdobiłaś nimi tekst : )
Stare zdjęcia w większości wyblakły, uszkodziły się, na szczęście było ich sporo.
UsuńProste życie ale jakie szczęśliwe - szczególnie dla dziecka, które nie zna zmartwień dorosłych i rosnie jak najpiekniejszy kwiatuszek w ogrodzie. Takie dzieciństwo to posag na całe życie.
OdpowiedzUsuńNie piszę tu o ciemnych stronach takiego życia, wielu braków, których teraz już nie ma, nawet na wsi. Bo jednak przeważają te miłe i słoneczne wspomnienia.
OdpowiedzUsuńDobre ,bezpieczne dzieciństwo wśród kochającej rodziny,szkoda mi tych maluchów szczególnie w żłobkach cały dzień ,dobra rodzina potrafi lepiej przygotować do życia ...odżywają własne wspomnienia ,migawki lat i zim ... zamyśliłam się :)
OdpowiedzUsuńMiałam szczęście po prostu. Ale tata z babcią się czasem kłócił.
OdpowiedzUsuńŁza się w oku kręci. A teraz dziecko do żłoba, tam zajmują się nim nieczułe baby ( albo jak ma szczęście to ma nianię), a mama zasuwa do nocy w hucie.........
OdpowiedzUsuńTeż miałam chodzić do przedszkola, ale ciągle chorowałam, a kiedyś uciekłam.
OdpowiedzUsuńOjoj, jakie piękne wspomnienia :). Własnie sobie uświadomiłam, ze bardzo podobne do moich!
OdpowiedzUsuńTo opisz, też chętnie poczytam.
Usuń