Zaczął się bardziej rozwijać, ruszyło budownictwo, niestety to wielkopłytowe.
Po przeciwnej stronie rzeczki zniknęły drewniane domy, sady i ogrody, stanęły bloki, rzekę wyregulowano, wycięto kępy wikliny. Miasto zbliżyło się do tej sielskiej enklawy zieleni. Nasz dom stał w grupie 5 domów, otoczonych ogrodami i zaczęła krążyć plotka, że będą to tereny rekreacyjne, że domy wyburzą. Za każdym razem jak przyjeżdżałam widziałam niepokój mamy, cioci i babci, co będzie. Wreszcie decyzje zapadły, policzono, zapisano, załatwiono i dom przeszedł na skarb państwa. Mama i babcia dostały mieszkanie na tak zwanych "Falklandach" czyli blokowisku, wybudowanym w miejscu gdzie się chodziło w pola na spacery.
Ale się nie wyprowadziły do końca. Zanim mama urządziła mieszkanie minął jakiś czas, potem sprawa przycichła, więc babcia słyszeć nie chciała o wyprowadzce, szkoda było ogrodu, zaczął się dziwny okres. Nie warto było inwestować, więc ciągle coś się psuło, sił ubywało, więc w ogrodzie już tylko były najpotrzebniejsze warzywa.
Potem przyszły jeszcze większe zmiany, babcia już nie mogła chodzić, więc mama z ciocią zmieniały się przy niej co drugi tydzień nocując w starym domu. Miasto przestało być wojewódzkie, planów jakoś nie realizowano, więc mama wydzierżawiła od miasta dom i ogród. Znów okres zawieszenia, aż wieść dobra i zła równocześnie.
Na tej łące często się bawiłam, ścieżka prowadziła w stronę domu.
W wózeczku moja córka, jeszcze przed wywłaszczeniem.
Miasto rezygnuje z planów, dom i ogród można odkupić. Tylko skąd wziąć pieniądze? Moje zarobki nie wystarczały żeby wziąć pożyczkę, mąż miał kłopoty w pracy, mama skromnie, ciocia też, babcia szkoda mówić. Oszczędności nikt nie miał. Mama już była skłonna zrezygnować, tymczasem mąż mojej kuzynki zaofiarował się z pomocą. Postanowił kupić dom i ogród, zapewniając mamie możliwość dożywotniego użytkowania ogrodu. Sąsiedzi (nie wszyscy) zrobili to samo i pozornie wszystko wróciło do normy.
Tylko czas po cichu robił swoje.
Umarła babcia w pięknym wieku 98 lat, ciocia po pewnych niefortunnych decyzjach przeprowadziła się do starego domu i niestety odeszła w tragicznych okolicznościach, zaprószając ogień i powodując pożar.
Wprawdzie dom się nie spalił, ocalały nawet sprzęty w pokoju, ale straty były znaczne, zwłaszcza wszystko pokryte sadzą. Czyściło się to przez długi czas. Mama została sama, coraz słabsza, wycofana i uparta. Nie chciała zrezygnować z ogrodu, każdą moją pomoc przyjmując jako podkreślanie jej niedołężności. Traciła słuch, izolowała się od ludzi, aż odeszła, cicho jak żyła, do końca martwiąc się o pozostawionego w domu psa.
I tak dom stracił swoją ostatnią mieszkankę a z nią swoją duszę, urok i wdzięk.
Kuzyn postanowił dom zmodernizować i latem zaczęły się prace. Naprawił dach, wzmocnił podmurówkę wyburzył walącą się szopę, doprowadził gaz, rozebrał kuchenny piec, zamiast podłogi zrobił betonową wylewkę.
Potem prace zarzucił bo sprawy zawodowe zmusiły go do wyjazdu. Dom stoi, a właściwie pusta skorupa.
Byłam tam trzy lata temu. Ogród zdziczał, do środka nie weszłam, bo nie mam klucza. Zrobiłam zdjęcie furtki i ogrodu.
Droga obok łąki, którą obsadzono drzewami i ogrodzono. Zrobił to nowy właściciel jednego z domów.
Zarośnięta furtka
i ogród
Już chyba nie starczy mi odwagi, żeby tam znowu pójść.
Miałam nadzieję, że dom przetrwał. W jakiś sposób uwieczniłaś go na blogu. Piękna opowieść...
OdpowiedzUsuńDziękuję za słowa uznania. Jeszcze będą epizody. Ale to już później.
OdpowiedzUsuńSmutno mi się zrobiło. Jednak miałam nadzieję na happy end. Ciągle widuję w Poznaniu takie opuszczone domy w środku osiedli i zawsze ten widok napawa mnie smutkiem. Zastanawiam się wtedy nad losem ludzi, którzy w nich mieszkali.
OdpowiedzUsuńTaka niestety kolej rzeczy. Ostatnio mówiła mi kuzynka, że w ogrodzie urosły drzewa, a moja jabłoń jeszcze rodzi a ma już prawie sto lat.
UsuńWiesz, kolej rzeczy po części. Ale też różne zawirowania niekoniecznie zawinione, chciane i takie, na które ma się wpływ. Czasem to prostu rabunek - w każdym sensie.
UsuńBardzo żałuję, że nadal nie stać mnie na odkupienie domu, dokończenie remontu. Urządziłabym sobie domek letni i jeździła z wnuczką. Ogrodem miałby się kto zająć gdybym mogła zapłacić.
UsuńMoże warto dogadać się z kuzynem, skoro dom stoi pusty? Przecież lepiej, żeby ktoś go użytkował, choćby i sezonowo?
UsuńNie jest wykończony. Tam prócz ścian i starego kaflowego pieca nic nie ma. a kuzyn gdzieś daleko. Na dokończenie remontu mnie nie stać.
UsuńOj, szkoda. Też bym chyba nie miała odwagi. Ten typ przemijania jest bolesny. Dobrze że masz też piękne wspomnienia i zdjęcia.
OdpowiedzUsuńNiestety część zdjęć uległa zniszczeniu w pożarze.
UsuńPięknie opisałaś Ewo te chwile, w których człowiek nie wraca do siebie, gdyż już wie, że to nie jego świat. To nie są najweselsze chwile ale też nie takie smutne. po prostu coś się skończyło. Pozostaje żal - to pewne. Pozostają jednak wspomnienia. W Twoim przypadku takie piękne jak Twoja łąka. Możesz być jednego pewna. Przez pewien okres Twego życia żyłaś w raju. To pewne. Dziękuję, że nas do niego zaprosiłaś. Teraz wie jak tam jest :-)
OdpowiedzUsuńW raju to raczej nie. Pominęłam niedogodności, bardzo dokuczliwe.
OdpowiedzUsuńUtraty bolą ,bardzo długo ,czasami całe życie .Najbardziej utraty osób,zwierząt ale dom z dzieciństwa też jest żywy ,każdy przedmiot ... Teraz jest czas Ikei i nie przywiązywania się ,czestych zmian.Dla mnie takie wspomnienia z mieszkaniem dziadków się wiążą. I też ból był jak wszystko przepadło ... Ale należy się wdzięczna pamięć dla tego co nas ukształtowało .A Ciebie Ewuniu ukształtowało bardzo pięknie :)
OdpowiedzUsuńNiepoprawna optymistka w ocenie mojej osoby. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńZmiany są ogromne, z sielskiego zakątka w powodzi zieleni do takiego ostańca wśród blokowiska. Wiem, że smutno patrzeć teraz na pusty i zarośnięty ogród, wielka szkoda, że nie możesz w nim bywać, choć w tym ogrodzie, skoro dom stoi niewykończony......
OdpowiedzUsuńWejść mogę do ogrodu bo ogrodzenie uległo zniszczeniu, ale po co? Żal serce ściska.
UsuńA ja chyba Ci zycze, zebys jakims cudem jednak tam powrocila...moze ?
OdpowiedzUsuńJuż się pogodziłam z faktem, że nigdy tam nie wrócę.
UsuńWspomnienia piekne. Ja tez żyłąm w takim raju, nawet mam identyczne zdjęcie jak Twoje na jabłonce, tylko ja na czereśni. Ale wszystko sie zmienia. Mój raj się skończył jeszcze szybciej niż Twój. Domek w otoczeniu bloków to jednak nie to samo, żal pozostaje ale chyba mniejszy ?
OdpowiedzUsuńTe bloki nie były tak blisko, bo na drugim brzegu. Żal mi najbardziej że został porzucony, bo plany miał kuzyn ambitne.
OdpowiedzUsuńSmutne, ale może jeszcze domisko doczeka lepszych lat?
OdpowiedzUsuńOby. Wystarczyło by wiedzieć, że ktoś się nim opiekuje.
Usuń