Od tygodnia leniwie myślę co by tu zabrać, wszak pogoda niepewna, luty, jadę nad morze, a tam podobno mocno wieje.
Wczoraj pomału zaczęłam gromadzić rzeczy, segregować, składać, wyciągnęłam walizkę. Zmęczyłam się i odłożyłam na dzisiaj.
Dzisiaj na jutro już nie mogę odłożyć, bo jadę skoro świt, więc do dzieła.
Kto ma kota, ten wie że pakowanie przy nim ma swoje rytuały. Zawsze wcześniej z walizki trzeba go wyjąć.
Pobawimy się?
Jak się znudził, pobawił, zdrzemnął chwilkę, udało mi się coś do walizki włożyć. Oooo, teraz jest wygodniej, szeleści i miękko, nie myśl sobie, że zaraz wyjdę.
Może się przespać?
Udało mi się zamknąć po chwili i nastąpiła dalsza część, bardziej traumatyczna. Tak się składa, że nie ma kto z kotem zamieszkać i muszę go dać na przechowanie. Był już kilka razy, bez uszczerbku na psychice, prócz samego transportu. Nienawidzi transporterka i jazdy, włożenie go jest przeżyciem ekstremalnym. Kiedy tylko złożyłam znienawidzoną rzecz, kot omijał ją szerokim lukiem. Wreszcie chwila decydująca nadeszła. Zamówiłam taksówkę i złapałam go zmierzającego w stronę wersalki. Za trzecim razem udało mi się zasunąć otwór, a kot rozpoczął koncert. Zarzuciłam na ramię transporter, w rękę wzięłam torbę z kocim oprzyrządowaniem, w drugą z wałówką dla wnuczki i zeszłam przed blok. Stoję, czekam, taksówka powinna być dawno, a jej nie ma. Postanowiłam zadzwonić ponownie, sięgam......no i nie ma do czego. Torebka została trzy piętra wyżej. Kot zamilkł, a ja z całym nabojem do klatki, zostawiam za drzwiami ciężkie torby i z kotem do domu. Kiedy tylko usłyszał odgłos klucza, zaczął się szamotać i wrzeszczeć.
Zadzwoniłam znów, taksówka pojechała na ulicę o podobnej nazwie, będzie następna.
Sprawdzam, mam torebkę, kot nie uciekł, wychodzę. Przekręcam klucz w zamku, patrzę a ja nadal ściskam w ręce słuchawkę telefonu stacjonarnego. Dobrze, że nie zaczęłam schodzić.
Wreszcie przyjeżdża taksówka z obrażonym na cały świat kierowcą, który patrzy na mnie z obrzydzeniem, ale zabiera. Kot siedzi cicho, widzę tylko ogromne, przerażone oczy.
Na miejscu czmychnął za pralkę, wiem, że do wieczora wyjdzie. Ale i tak zastanawiałam się czy nie donieść na siebie do TOZ-u bo maltretuję zwierzę.
Tak to na starość człowiek robi się życiową łamagą.
Wracam w przyszły czwartek wieczorem, mam nadzieję, że zrelaksowana i wyrzuty sumienia mi przejdą.
Udanego wypoczynku. Morze bardzo relaksuje, wiem coś o tym. :))) Nawet jeśli wieje, to ten wiatr jest dużo przyjemniejszy. No i morze wtedy piękniejsze. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Mam nadzieję, że będzie ładnie, chociaż zapowiadają deszcz.
OdpowiedzUsuńJedź, wypocznij, pooddychasz nareszcie świeżym powietrzem. I zapakuj go w kanistry, żeby ze sobą do Krakowa zabrać ! Dobrej pogody :)
OdpowiedzUsuńPodobno krakusom świeże już szkodzi. Może jednak przewietrzę płuca. Dziękuję!
OdpowiedzUsuńBędzie dobrze ! Pieprzyć taksówkarza ! :-)
OdpowiedzUsuńBaw się dobrze, spaceruj, wdychaj jod, rób zdjęcia, myśl, nie myśl, rób co chcesz i nie rób nic .
W Y P O C Z Y W A J !!!
Będziemy czekać :-)
Mam zamiar wypocząć i być zadowolona.
OdpowiedzUsuńOdpoczywaj Ewuś, wchłaniaj jod i ciesz się nadmorskimi spacerami. O tej porze też tam jest ładnie. Kocia masz pięknego, biedak się zestresował tym transportem, ale na pewno mu minie. Też nienawidzę sie pakować.
OdpowiedzUsuńNa szczęście zawsze mu mija i zdarza się rzadko takie przeżycie.
OdpowiedzUsuńChyba Ci troszkę zazdroszczę tego morza:) Odpocznij.
OdpowiedzUsuńTo się nazywa reisefieber, hrehrehre. Przyjemności!
OdpowiedzUsuńE tam, spoko, kocisko się poobraża, ale wyjdzie z tego cało i będzie miało radochę, gdy matka wróci. Wypoczywaj i nie przejmuj się, wyjazdowe roztargnienie nie jest domeną wieku.
OdpowiedzUsuńNo i jak tam wypoczynek?:)
OdpowiedzUsuń