Zaczęło się od pytania: skąd wiesz ile to kilometrów? Skutek był taki, że zamontowano mi w telefonie aplikację liczącą kilometry i się zaczęło. Najpierw było rozczarowanie, bo chodzę od dawna i taka byłam z siebie dumna, że pokonuję długie trasy, tymczasem się okazało, że to wcale nie tak daleko, że tylko mi się wydawało, w rezultacie zmienił mi się punkt odniesienia i trzy kilometry mnie nie satysfakcjonują.
Następne rozczarowanie to takie, że chodzę powoli i wszelkie rywalizacje nie wchodzą w grę, bo zawsze przegram z młodszymi, były momenty zwątpienia, żalu i złości, wreszcie machnęłam ręką, niech się ścigają inni, chodzę dla siebie. Nie nazwę tego nałogiem, bo potrafię robić przerwy, ale wciągnęłam się i sprawia mi to przyjemność, nie mówiąc o tych paru kilogramach, które mi ubyło.
Inny wymiar przybrały spacery z wózkiem, minus też jest, czasem nie biorę aparatu bo nie chce mi się nosić i trochę mnie spowalnia robienie zdjęć.
Pochwalić się musiałam bo to: 1026 kilometrów, 81791 spalonych kalorii, gdybym szła nieprzerwanie zajęłoby by mi to 9 dni, 23 godziny, 27 minut. Brakuje mi miejsc bardziej oddalonych od miasta, przyjemność sprawia możliwość wspólnych wędrówek, chociaż w odległych miejscowościach, dopinguje to trochę, chociaż na początku dołowało bo zawsze jestem na końcu.
Mimo to wędruję i będę dalej, szkoda, że dni coraz krótsze.
Chodziłam
w porannej mgle,
nocą w Opolu,
uliczkami Egeru,
nad Wisłą,
opłotkami Bronowic,
bliżej osiedla,
trochę dalej,
zaliczałam kopce,
Las Wolski , kiedy to już nie można było doczekać się wiosny,
Podgórze,
stare forty,
park w Busku,
Sentymentalnie w Tarnowie.
Najwięcej po ulicach Krakowa i wokół Błoń, nie mam zdjęć, powinnam jednak częściej brać aparat. Przed nami ostatnie dni sierpnia, trzeba wykorzystać, wyruszyć na spacer, może się zmobilizuję i ruszę kawałek za miasto. Bo w tygodniu nie ma czasu, a dreptanie po alejkach trochę nudzi i często zapominam o włączeniu aplikacji.
Mimo wszystko jak to mówią, ziarnko do ziarnka i uzbierało się trochę kilometrów.
Ja lubię spacerować po lesie i tez swoim tempem czyli powoli bo za młodszymi nie nadążam
OdpowiedzUsuńLasu w pobliżu mi brak.
UsuńEwo gratuluję, tak trzymaj!!! Masz rację chodzisz dla siebie i dla przyjemności. Ja niestety chodzę coraz mniej, bo przybyło mi obowiązków domowych, a taka krzątanina męczy mnie bardziej niż długi spacer. Staram się jednak wyrwać jak najczęściej na jakieś szlajanko :)
OdpowiedzUsuńPiękna dokumentacja fotograficzna twoich chodzonych dokonań!
Dziękuję, zdjęć trochę jednak jest więcej, ale nie mogłam szybko znaleźć. Zrobienie porzadku się kłania, ale wolę chodzić :-)
UsuńEwa - padam przed Toba na twarz (i podnosze sie z niejakim trudem). szcun, mila pani, szacun!
OdpowiedzUsuńKochana, dziękuję, ale nie musisz aż tak :-))
UsuńPo Opolu...o to ladne spacerowanie, bardzo tam lubie spacerowac. A liczba km imponujaca! i chodzi sie dla siebie a nie po to by sie stresowac innymi, szybszymi, czy bardziej wytrzymalymi. Poza tym ja maszeruje takze a moze przede wszystkim by podziwiac po drodze to co jest do podziwiania...inaczej, tylko dla chodzenia nie chdzilabym. Gratulacje Ewo, jestes niezwykle konsekwentna. Mnie sie zdarzaja dni absolutnego lenistwa...
OdpowiedzUsuńDziękuję, też mi się zdarza leniuchować. W Opolu mam miłe towarzystwo do chodzenia.
UsuńTo fajna sprawa, tez bardzo lubię chodzić. Ale teraz mam coś ze stopą od jakiegoś czasu, uszkodzenie rozcięgna podeszwowego, które coś uciska i promieniuje w różne strony, Dziś na przykład na ścięgno achillesa, tak mnie ściskało, jakby miało się urwać przy każdym ruchu. Myślałam, że zaczyna przechodzić, ale widać nie.
OdpowiedzUsuńMoje stopy też nie całkiem sprawne, muszę mieć buty na grubej podeszwie. Czasem bola bardziej i to nie przejdzie, musiałabym operować.
UsuńNo i znowu mi zżarło komentarz... Podziwiam i zazdroszczę.:))) To tak mniej więcej jak nad morze i z powrotem.:)
OdpowiedzUsuńZ powrotem jeszcze nie, mam nad morze 700 kilometrów.
UsuńI ja też uwielbiam chodzić, właśnie tak wolniej, kiedy wszyscy mnie wyprzedzają. Myślę sobie wtedy, że te głuptasy tak pędzą i niczego wokół siebie nie widzą. Jestem w lepszej sytuacji, bo wokoło mam lasy i góry to mogę się po nich włóczyć. Jak to jest, że chodzenie po domu tak męczy, przyniesienie 2 kg zakupów, półtora km to męka a 10 po lesie i wertepach to taka frajda?
OdpowiedzUsuńNogi po leśnych ścieżkach lepiej niosą, jest cisza i spokój.
UsuńPozdrawiam
Przeszłaś szmat drogi, Ewo!Odwiedziłaś wiele miejsc i zobaczyłaś po drodze dużo ciekawych rzeczy.W chodzeniu jest jakas magia, jakis rodzaj przedziwnej wolnosci. Chodząc widzi sie o wiele wiecej, niż jadąc jakims środkiem lokomocji. A wiec póki nogi jako tako zdrowe - naprzód, wciaz naprzód, niczym Forrest Gump!:-))
OdpowiedzUsuńDziękuję, nie przestanę, póki nogi niosą.
UsuńI ja lubie chodzic. Czasami muszę wyrwać sie z domu i iść przed siebie. Chociaż nachodzę się do pracy, po dzieci, w tę i z powrotem, aż nogi bolą.
OdpowiedzUsuńTakiego "roboczego" chodzenia na zakupy, po wnuczkę do przedszkola nie liczę, a pewnie też by się uzbierało.
UsuńGratulacje, Ewo ☺️ te aplikacje są sprytne i tak mimo wszystko wymuszają kolejne kilometry, albo prędkości, jeśli chodzi o uprawiających sport.
OdpowiedzUsuńAle satysfakcję możesz mieć niesamowitą 😀 super.
Dziękuję. Największą satysfakcję miałam gdy zamiast poobiedniej drzemki wybrałam spacer.
UsuńAle ekstra Kochana jesteś Mistrzynią w tym co robisz 😀Z każdego dnia czynić przygodę to jest TO
OdpowiedzUsuńCzasem nic nie robię, samo się dzieje. Dziękuję.
Usuń