czwartek, 15 listopada 2018

Wyciąć, wyrwać, wykopać....

Po ładnym święcie już się listopadowo klasycznie zrobiło. Szaro, buro wilgotno, na spacer się jednak wybrałam póki ciepło, trzeba korzystać. Miałam już tamtędy nie chodzić ze względu na brak mojego drzewa, ale blisko i chciałam zobaczyć postęp prac przy nowej linii kolejowej. Źle zrobiłam, bo znów się wkurzyłam. Część prac ukończona, ale droga rozjeżdżona ciężkim sprzętem i zatarasowana rurami.  Na domiar złego dobrali się do bocznej, polnej ścieżki. Myślałam że to brak liści, tymczasem....chyba szykują grunt pod nowe osiedle. Cóż ponoć odrolnić grunty to żaden problem, lepiej sprzedać deweloperom.



Tak to wyglądało w maju tego roku. Różne elementy konstrukcyjne jeszcze były,


ale wzdłuż drogi zielono i kwieciście.


Ta dróżką chodziłam od lat,


wprawdzie na jej końcu wybudowano osiedle domków jednorodzinnych, ale i tak zaczynały się tam zabudowania.
Teraz krajobraz zmienił się całkiem.  Już się nic nie zazieleni, nie będzie ptaków ani motyli bo


po ominięciu  ogromnych kałuży zobaczyłam


to!


 Cała prawa strona ścieżki wykarczowana, wykopane z korzeniami krzewy, wszędzie walają się śmieci i kawałki folii




zarośla zostały tylko po lewej stronie.


Za krzewami było kiedyś pole uprawne i tunele foliowe, te strzępy to pewnie pozostałość po nich, ale reszta śmieci świadczy tylko o braku naszej kultury.


Doszłam do końca ścieżki, tak to wygląda ze wzniesienia, pas zrytej ziemi.
Przepraszam za jakość zdjęć, ale było pochmurno i miałam ze sobą tylko mój stary aparat.


Pod koniec spaceru trochę się przejaśniło, błysnęło słońce i oświetliło ciągle jeszcze zieloną spódnicę osiedlowej wierzby.


Na pocieszenie zachód słońca ładny był.





22 komentarze:

  1. W Parku Wschodnim też tak równiutko podcięli wierzby które ocieniały ścieżkę i miałam takie same skojarzenie jak ty, że to panny wierzbówny w liściastych sukienkach :) Szkoda, tylko że podcięli je tak wysoko, bo aleja straciła swój tajemniczy urok.
    Twoje ścieżki bardzo malownicze były, szkoda, że już nie są...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo żałuję, bo lubiłam tamtędy chodzić.

      Usuń
  2. Deweloperzy ciągle głodni nowych terenów, by je z wielkim zyskiem zabetonować. Paskudny znak czasów.
    Pozdrowienia z ciągle zielonych i pełnych ptaków terenów :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tam jest blisko linia kolejowa, nad głową latają samoloty, nie wiem czy takie dobre miejsce do zamieszkania, zwłaszcza, że należy się spodziewać gęstej zabudowy. Już tereny po drugiej stronie osiedla zabudowali blokami, a też pola były.
      Pozdrawiam póki co z jeszcze zielonego osiedla.

      Usuń
  3. Cos jak moje tereny spacerowe, ktore w tempie blyskawicznym zarastaja halami centrum logistycznego. Ze zdumieniem zobaczylam kilka dni temu, ze zabudowuja juz druga strone drogi, po ktorej chodzimy, niedlugo nie bedzie mozna tam w ogole spacerowac. Zabieraja tereny ludziom i pieskom, miasta sie rozrastaja. Szkoda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, tym bardziej, że proces raczej nie do zatrzymania.

      Usuń
  4. Przykre są takie zmiany, najgorsze, ze jest sie bezsilnym. Mozna tylko patrzeć na ten bezmiar głupoty ludzkiej i załamywać ręce. Natura coraz bardziej wypierana ze swoich siedlisk. Coraz mniej niewinnego piękna zieleni i czystego powietzza, coraz więcej betonu, plastiku i smogu...

    OdpowiedzUsuń
  5. Zginiemy kiedyś w tym śmietniku.

    OdpowiedzUsuń
  6. Smutne....znikna ptaszki, motyle, robaczki, jaszczurki.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może chociaż drugą stronę zostawią, tam dalej jest pole uprawiane do dzisiaj, w tym roku rósł rzepak.

      Usuń
  7. Pani patrzy... a kałuże takie spokojne... zupełnie się nie przejęły...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo kałuże tak mają, żyją własnym życiem.

      Usuń
  8. Ewunia wszędzie się zmienia. Budują na potęgę, z jednej strony dobrze, ludzie poprawią swoje warunki mieszkaniowe. Pamiętam, jak długo moi rodzice czekali na mieszkanie, bo nic nie budowano, dopiero końcem lat 60-tych ruszyło. W mojej dzielnicy dużo jeszcze zieleni, krzaczorów i pól uprawnych, które od lat leżą odłogiem. Bardzo bałam się o mój zaokienny park, kiedy wszedł w prywatne ręce. Słychać było ryk pił, ale większej krzywdy nie doznał, powycinano chaszcze i samosiejki. Stał się przejrzysty, zadbany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wszędzie prywatni dbają o zieleń. Widziałam na posesjach powycinane piękne drzewa, które niczego nie zasłaniały, ale pewnie "zaśmiecały" trawnik. Połowa biurowców stoi pusta, bo o miejscach do parkowania nie pomyśleli itp, ech smutno się robi.

      Usuń
    2. Wiesz, park i pałac są już zabytkami 1908 r. nowy właściciel nie mógł zaszaleć, ale też i po co? Zrobił hotel, miejsca na parking miał pod dostatkiem. Uczknął trochę zaniedbanego sadu po sąsiedzku i zrobił drogę dojazdową, z której i my, mieszkańcy osiedla chętnie korzystamy, chociaż tylko pieszo, lub rowerem, bo odgrodził się murem.

      Usuń
    3. Czyli jak się chce to można.

      Usuń
  9. Nie lubię zmian, zwłaszcza takich i w taki sposób dokonywanych. Ale ciągle jeszcze ludzie uważają, że z Naturą trzeba walczyć. Znajoma opowiadała, że jej babcia wycięła przepiękny, stary dąb bo przeszkadzał. Sąsiad wyciął taki piękny gaik brzozowy, teraz jest pusta łąka. Została część rosnąca dalej od drogi, ale i tam już widziałam ścięte drzewa. Chyba i ta druga część wkrótce zniknie... Inna sąsiadka pochwaliła drugiego sąsiada, że wyciął trochę krzaków na końcu swojej posesji - bo tam "się gnieździły te... zwierzęta!" "Zwierzęta" było powiedziane tonem pełnym wręcz obrzydzenia i niechęci. Cóż, na wsi jedyne zwierzęta, które mają rację bytu to trzoda, bydło i drób. Ewentualnie pies i kot. No i niektórzy uznają jeszcze pszczoły. Reszta jest zbyteczna. A dzicz trzeba tępić w każdej postaci...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogło by się wydawać, że ludzie na wsi żyją bliżej przyrody i powinni zrozumieć te wszystkie zależności. Niestety przypominają się słowa piosenki "chłop żywemu nie przepuści".
      Patrzyłam na wycinane na potęgę drzewa, w cieniu których spacerowałam z dzieckiem i chwilami myślałam mściwie aby ten, który kazał je wyciąć udaru słonecznego dostał, na próżno szukając cienia w upalny dzień.

      Usuń
    2. No właśnie: "chłop żywemu nie przepuści". Na wsi wciąż jeszcze jest takie podejście, że przyroda to wróg. Bo to dzik, który zżera kartofle, zając - obgryza korę drzewek w sadzie, sarna - wyżera młode zboże. Nie mówiąc już o chwastach i owadzich szkodnikach. Wszystko dookoła walczy z tym biednym chłopem, żeby pozbawić go plonów = zarobku. To bezlitosna walka o byt. Tylko jeszcze wciąż do nich nie dociera, że w ten sposób szkodzą sami sobie. Jak ten idiota, który spryskał pole i pozabijał pszczoły. Nie umieją wykorzystać przyrody tak, żeby pomagała i żeby jej nie niszczyć. Zmiana mentalności to najtrudniejsza rzecz.

      Usuń
    3. Niestety z mentalnością mamy problem, nie tylko na wsi. Osiedlowe koty poznikały, a szczury w biały dzień spacerują koło śmietników. Za wywóz śmieci ciężko zapłacić, lepiej wywieźć do lasu, potem narzekać, że brudno. To trzeba wpajać od małego, ale kto ma to robić, jak rodzice nie wiedzą, lub nie chcą wiedzieć, a szkoła nie daje rady.

      Usuń