Odkąd sięgam pamięcią już w listopadzie mama robiła ozdoby na choinkę . Wtedy u mnie mówiło się "drzewko". Powstawały różne cudeńka z kolorowego papieru, wydmuszek, koralików, drucików, bibułki.
Tuż przed świętami, tata wieczorem wychodził z domu, wracał z drzewkiem, takim do sufitu. Wtedy trudno było kupić choinkę, przywoził mu znajomy z podtarnowskiej wsi. Kiedy wyjeżdżaliśmy do babci, choinkę ubierało się wcześniej. Ze strychu znosiło się skrzynkę pieczołowicie schowanej w trocinach złotej renety, mama wyciągała orzechy i owijała w sreberko, pojawiało się pudło z bańkami i innymi ozdobami. Rozpoczynał się ceremoniał ubierania. Najpierw, przy pniu jabłka, potem orzechy, owinięte w kolorową bibułkę cukierki, w lepszych czasach czekoladki, bombki, ozdoby i na koniec włosy anielskie. Byłabym zapomniała, jeszcze malutkie, kolorowe świeczki.
U babci rytuał powtarzał się w dzień wigilii.
Wszystko to przypomniało mi się ostatnio, kiedy pojawiły się świąteczne dekoracje i choinki w mieście. Wtedy czas przygotowań do świąt przebiegał nieśpiesznie, bez nachalnej reklamy i mimo braków było uroczyściej, bardziej przyjaźnie.
Choinka stała prawie do lutego, jodełka usychała, gubiła igły, po cukierkach zostawały wiszące puste papierki. Pamiętam jak kiedyś przy rozbieraniu drzewka tata zaczął opowiadać jak choince teraz smutno, że już nie jest taka piękna i zostanie spalona w piecu. Zagalopował się, a ja nagle zaczęłam płakać i długo nie mogłam się uspokoić. Pamiętam jak mama robiła tacie wyrzuty za takie gadanie.
Później przeczytałam baśń Andersena i już zawsze w chwili rozbierania choinki było mi żal.
Część choinkowej tradycji przeniosłam do własnego domu, niestety bardzo zubożoną, bo mieszkanie malutkie. Długo jednak choinka musiała być, mimo, że na święta jechało się do mamy.
Z czasem musiałam się złamać i postawić sztuczną, bo przy kaloryferach igły opadały po tygodniu.
Dlatego dzisiaj z przyjemnością zanurzyłam się w pachnący zielony las na....giełdzie kwiatowej.
Takie oryginalne "choinki" też mi się podobały.
Złamałam się i kupiłam sobie małą choineczkę, postawię w miejscu niedostępnym dla kota.
Na fali wspomnień poświęciłam kilka wieczorów i spróbowałam odtworzyć tamte mamine cudeńka. Materiały o niebo lepsze, ale to jednak nie to. Dzbanuszki miały bardziej misterne ozdoby,
Takie "damy" miały kapelusze z piórami, koraliki na szyi i ładniejsze buźki, włosy blond i rude, nawet loki.
Domki krasnoludków też miały więcej wdzięku. No cóż, nie da się doścignąć ideału.
Zginęły mi gdzieś szablony na liska i sówkę, zostały tylko gwiazdki, ale już czasu mi nie wystarczyło. I przecież nie mam na czym powiesić.
Robiło się kiedyś różności z kolorowego papieru. Inne niż te Twoje śliczności. Takich nie znam. :)
OdpowiedzUsuńDzieci już czekają na ubieranie choinki. Ubierało się zawsze z tatą, bo on dbał o lampki. U mnie teraz też tak jest. :)
Jak drzewko traciło igły, to potrafiłam długo siedzieć na podłodze i układać wzory z igieł. Przesypywałam je jak piasek. :)
Jodełka mniej gubi igły, kiedyś brat męża podarował nam świerk. Igły wymiatałam do Wielkanocy.
OdpowiedzUsuńDzieci zawsze lubią ubierać choinkę, moje córki też ubierały.
Szkoda, że sówki nie zrobiłaś. :) Mnie tez natchnęło nostalgicznie. :)
OdpowiedzUsuńMoże jeszcze znajdę wzór, też mi szkoda bo ładna była.
OdpowiedzUsuńI tak Ci zazdroszczę. Nie mam w domu miejsca niedostępnego dla kotów, zwłaszcza dla jednego! Twoje ozdóbki są przepięknościowe przecież! W tamtych po prostu były Twoje dziecięce emocje.
OdpowiedzUsuńKot już choineczkę obwąchał, pomacał, mam nadzieję, że nie wskoczy tam, gdzie będzie stała. Jakoś omija tą własnie półkę.
OdpowiedzUsuńOzdóbki śliczne! Ja w domu jako dziecko zawsze robiłam ozdoby, nie takie piękne, ale też miały swój urok i ładnie wyglądały na choince. Nie tęsknię jakoś szczególnie do czasów, kiedy wszystkiego było brak, ale pewnych wrażeń, emocji mi żal.
OdpowiedzUsuńI ja nie tęsknię, ale wiadomo, młodości trochę żal. Fajnie było przeżywać radośniej, może naiwniej, ale spontanicznie.
OdpowiedzUsuńPiękny, nostalgiczny post. Też pamiętam takie cudeńka na choinkę i czasy bez komercji świąt... to dopiero były Świeta :-))
OdpowiedzUsuńNo cóż, świat się zmienia, czasem dobrze powspominać.
Usuń'Drzewko' nazwa choinki zachowała coś z dawnego drzewka wieszanego u sufitu, poźniej stojąca choina-drzewko przywędrowała Niemiec a wiszące drzewko zamieniono na gałązki z jemioły. Wiszące drzewko miało kolorowe papierowe ozdoby, jabłka, orzechy, pierniczki/ciasteczka i po wieczorze wigilijnym z pozostałych opłatków kolorowych wycinało się koła, cięło na połówki i ćwiartki, z opłatka (często własną śliną :)) lepiło się 'świat', który wieszało się na 'drzewku'. Dzieci wykonywały miniaturowe 'światy'... Opłatki kiedyś były duże, wielkości kartki pocztowej, było ich chyba 5-7, każdy miał swoją pastelową barwę. Łamało się tylko białymi opłatkami, okruchy powstałe z łamania się opłatkiem wynoszono do obory, dla zwierząt, które w noc wigilijną czasem przemawiały ludzkim głosem (tylko wytrwali i cierpliwi (lub wrażliwi) ludzie słyszeli te głosy, czasem pełne skargi :///. Oprócz dużej wersji opłatków, była mała wersja białych opłatków, do dołączenia opłatka np do listu z życzeniami świątecznymi. Kolorowe opłatki w 'świecie' po zdjęciu z 'drzewka' były palone aby się nie plątały...
OdpowiedzUsuńMało kto wspomina zwyczaj łamania się opłatkiem, choć wydaje mi się, że te chwile w rodzinie były najbardziej emocjonalnym momentem wieczoru wigilijnego, wtedy szeptało się do ucha bliskich najskrytsze życzenia, które były też wyrażeniem oczekiwać w stosunku do bliskich na cały rok... Ten zwyczaj zanika. Kto to jeszcze kultywuje, ręka do góry... (kto tego nie robi - obie ręce 'w wier').
Witaj i dziękuję. Choinka to zaledwie część naszej świątecznej tradycji, zwłaszcza, że w dzisiejszym kształcie przywędrowała do nas dość późno.
UsuńOczywiście, ze łamiemy się opłatkiem.
Pamiętam te ozdoby nawet kiedyś umiałam coś tam zrobić. A choinkę stawiam dla .... kota. Tak, dla kota w zeszłym roku była nic nie wywalone nic nie potłuczone kupujemy w dużej donicy mocno osadzona nie przewraca się a wiosną wędruje do gruntu. Lubię patrzyć jak się wspina na paznokcie :) starając się popukać w bombki czy ściągnąć łapeczkami jakąś ozdobę. W tym roku w swojej pierwszej choince u nas będzie też uczestniczyć sunia która przybyła do nas w czerwcu.
OdpowiedzUsuńA ja do Ciebie zajrzałam od Gosi, życzę pogodnych i serdecznych świąt.
Dziękuję i wzajemnie życzę pięknych Świąt i wszystkiego dobrego w Nowym Roku.
OdpowiedzUsuńNa większą choinkę nie mam miejsca.
Jakże piękne wsponienia Ewo ! Czytając Twoje obudziły się moje. I ja kleiłem papierowe łańcuchy , zawieszalem cukierki i robiłem gwiazdki prasowanym paznokieciem "sreberkiem". Pamiętam też urok prawdziwych świeczek zamocowanych na gałązkach drzewek na specjalnych klipsach. Ech ! :-)
OdpowiedzUsuńTwoje wspomniania przywołały też coś znacznie ważniejszego od choinkowych ozdób ... tamto ciepło i atmosferę . Wydaje mi się ,że dziś o nie trudniej ... chociaż może się mylę . Może jest to tak, że nachalna reklama i świąteczne promocje już w listopadzie okradają z tajemnicy "ten czas".
Idą świeta !
:-)
Myślę, że jeszcze potrafimy, chociaż trochę przywołać tamta atmosferę. Miło mi że się podobały moje wspomnienia.
OdpowiedzUsuńPiękne... piękne wspomnienia, zdjęcia i tradycja...
OdpowiedzUsuńŻyczę Tobie radości, szczęścia i miłości na te najwazniejsze Święta :)
Dziękuję i wzajemnie, wszystkiego dobrego.
OdpowiedzUsuńNajserdeczniejsze życzenia szczęśliwych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia
OdpowiedzUsuńoraz wszelkiej pomyślności i sukcesów w Nowym Roku składa cudARTeńka.
Dołączam podziękowania za Twoją obecność na moim blogu:)
Dziękuję i wzajemnie wszelkiej pomyślności. Też mi miło, że do mnie zaglądasz.
Usuń