Szukałam zdjęcia i przy okazji poczytałam własne posty na blogu rok, dwa wstecz. Doszłam do wniosku, że stałam się monotematyczna i przewidywalna, ciągle tylko spacer, wystawa, wystawa, spacer, powiało nudą, nic dziwnego że czytelnicy się wykruszają, a Ci pod których namową założyłam ten blog już w ogóle tu nie zaglądają i własne blogi porzucili. Już nic nowego mi się nie udaje wymyślić:
Wspomnienia lat studenckich były,
kot też dostał swoje zdjęcia i parę zdań,
rodzinne pamiątki odkurzyłam,
do kilku stolików zaprosiłam,
nad bramy patrzyłam,
włóczyłam po bramach i podwórkach,
w kałuże zaglądałam,
znosiłam tłok na jarmarkach i coś tam jeszcze, już się pogubiłam. Nie pamiętam, nie chcę się powtarzać, wszystko się zmienia, okoliczności, ludzie, losy, wydarzenia, mam wrażenie, że tkwię w miejscu i właściwie nie mam nic do powiedzenia.
No to się pożaliłam, niewiele to pomogło, jakaś chandra mnie dopadła, nawet na pociechę kapelusza sobie nie mogę kupić bo nie noszę i debet blisko. nawet napisać byle do wiosny się nie da, bo za daleko. Ech....
Ech Ewo :) Kapelusz sobie możesz kupić chociaż nie nosisz, ja kupuję jak mi się jakie spodobają w lumpeksach, na dobrą sprawę to nawet abażur można by z takiego zrobić :)
OdpowiedzUsuńChandra ma to do siebie, że przychodzi, ale i odchodzi twoja też sobie pójdzie :)
Niech sobie idzie i zabierze ze sobą ten listopad. A mnie może coś przyjdzie do głowy.
UsuńAle wiesz, nam się to nie nudzi.:))) To znaczy na pewno nie mnie, chociaż coś ostatnio uparcie zżera moje komentarze.:)))
OdpowiedzUsuńJa na przykład nie mam dostępu do galerii, wystaw itp., to sobie chociaż u Ciebie pooglądam.:)
Chandra lubi takie pogody, niestety. Moja też...
Może jakieś nowe hand made?:)
Wena też poszła się bujać, nic nie robię od dłuższego czasu. Wystaw jest sporo, nawet nie bardzo nadążam z oglądaniem.
UsuńChętnie zamieniłabym się z Tobą na chwilę i pożyła zupełnie innym, wielkomiejskim życiem. To nie za bardzo możliwe, więc wsiadaj w pociąg i przylataj, podróże są odświeżające. Ostatni dzwonek - w sensie pory roku i mojej tu obecności.
OdpowiedzUsuńDziękuję,chętnie bym to zrobiła, ale obowiązki babciowe trzymają mocno i jakoś nie mam energii żeby taka odbyć podróż.
UsuńEwo Kochana, odłóż te obowiązki babciowe, wykrzesz tę odrobine energii. Przylataj do mnie!
OdpowiedzUsuńJa też, jak Hana, trochę Ci zazdroszczę wielkomiejskiego życia. Chciałabym sie czasami ponudzic, nawet i pochandryczyć. Ostatnio ciągle jestem w biegu. I coraz częściej już serce mi wali za mocno, zadyszki dostaję. Rozumiem jednak stan listopadowy. Minie to, minie. Tymczasem wiosnę... namaluj. Dawno nowych prac nie widziałam.
Tych obowiązków nie mogę odłożyć. Jakoś się uporam z niemocą, nie tracę nadziei, ze jednak jeszcze parę słonecznych dni będzie. Na starość przerażają mnie odległości, szkoda że jesteście tak daleko.
UsuńDaleko, ale nie na końcu świata! Pomysl, że jak już wsiadziesz do pociągu, to będziesz jechała.
UsuńJa ciągle liczę na to, że się do mnie wybierzesz. Tak musi być:)
A teraz życzenia:
Niech sił Ci przybędzie jak najszybciej, niech smutki odlecą i te glupie mysli o starości także! Uściski gorące:*****
Zarażasz optymizmem, bardzo dziękuję za życzenia, niech sie spełnią. Buziaki.
UsuńJedni komentatorzy się wykruszają ,innych przybywa.
OdpowiedzUsuńPiękne Twoje notki ,dla mnie piękniejsze znajomością miasta o którym piszesz.Wszak mieszkam tu od urodzenia.
Jak Ty wchodzisz na te urokliwe podwórka ,kiedy wszędzie domofony?
Pozdrawiam ciepło i nie tylko tym ciepełkiem z mpecu ,którego od wczaraj mamy troszeczkę.
Trudno z podwórkami, czasem się udaje, ale przyznaję czasem z duszą na ramieniu bo wciskałam się za sprzątaczką albo lokatorami. Niestety coraz trudniej.
UsuńPozdrawiam ciepło.
Widziałem ogłoszenie. "Kapelusze wszelkich fasonów i rozmiarów." Mam nadzieję, że i męskie i damskie. Pójdziemy???z
OdpowiedzUsuńJeśli chcesz sobie kupić kapelusz to mogę. Ja nie noszę kapeluszy.
UsuńKażdy z nas miewa czasem chandrę, to taki naturalny stan, który przychodzi i w koncu mija, bo nic nei trwa wiecznie.I każdy czasem cos podsumowuje, wzdycha, dokonuje obrachunku z samym sobą, patrzy na swój kołowrotek z boku i martwi sie jego monotonią. Mysle, że tak trzeba...Taka chwila zatrzymania, nawet gorzkiej refleksji...A potem znowu wszystko rusza do przodu.I znowu odnajduje sie zagubiony sens.
OdpowiedzUsuńLubie odwiedzać Twój blog, lubie spacerować z Toba po Krakowie i odkrywać jego cuda.
Ciepłe pozdrowienia zasyłam ci Ewo i życzenia by dzisiaj było już lepsze niż wczoraj!:-))
Dziękuję Olgo, zawsze znajdziesz słowa otuchy. Myślę, że jak się aura odmieni to i świat sie uśmiechnie i chandra sobie pójdzie.
UsuńTymczasem pozdrawiam z nadal mokrego Krakowa.
A ja lubię te deszczowe i mgliste dni, bo one zatrzymują mnie w domu. Całe lato pracowałam w warzywniku, wyhodowałam piękne pomidory, jarzynki, i inne. Chodzę po górach, jeżdżę na wycieczki i ciągle jestem po za domem, no bo pogoda to trzeba korzystać.
OdpowiedzUsuńTeraz będzie pora na książki, karty, gimnastyki, kino w Krakowie, i wygrzewanie się z kotkami. Deszczowy dzień to deszczowy dzień. Dlaczego od razu musi być chandra? Ulubione zajęcia w domu też mogą być przyjemne i interesujące. Nie ma co narzekać. Jesień i zima są każdego roku, trzeba się do nich psychicznie przygotować i się z tym pogodzić a nie od razu wpadać w chandry i smutki. A słoneczko na pewno wyjdzie jeszcze zza chmur i nas się uśmiechnie.
Nie mam letnich zajęć w warzywniku, po górach chodzić już nie mogę, a chandrę miewam też w słoneczne letnie dni, albo to starość, albo taka moja uroda. Na szczęście, jak piszesz mija.
UsuńSpacery i wystawy są fajne. :)
OdpowiedzUsuńJak nie kapelusz, to może szalik? Albo czekolada?
Szalików mam, mówiąc oględnie, dużo. Czekolada owszem, tylko potem będzie dołujący post o tyciu :-))).
UsuńCo nie znaczy, że nie kupuję czasem.