niedziela, 7 września 2014

Zgrzeszyłam łakomstwem i maszerowałam z jamnikami.

Sobota
Na fali modnej obecnie integracji wszystkich i wszędzie wymyślono w mojej dzielnicy coś takiego:


Przeczytałam o tej imprezie na początku lata i oczywiście na śmierć zapomniałam. Przypomniała mi o niej Córka, popędziłam więc w sobotę. W Parku Krakowskim, niedaleko przystanków autobusowych i tramwajowych alejkę opanowały wszelkiego asortymentu łakocie. Można było kupić kawę z "Pożegnania z Afryką", zjeść na słodko i na pikantnie.



Tu się załamałam, musiałam spróbować tych kolorowych ciasteczek, chociaż ceny były zaporowe. Wiem że barwione chyba chemią, ale czyż nie działają na kubki smakowe samym wyglądem?


Kto miał  ochotę usiadł przy stoliku na skrzynce, albo pobujał  na wyłożonej poduchami kanapie, dzieci miały warsztaty malowania na tkaninie, ludzi pełno i całkiem miło.


Tymczasem trafiłam na stoisko z ciastkami, które obudziło we mnie niepohamowany apetyt i wspomnienie.
Kiedy po studiach wróciłam do Krakowa nie miałam gdzie mieszkać i wynajmowałam mieszkanie u Greków. Gospodarz parzył wspaniałą kawę, Gospodyni piekła niezwykłe ciasto. Dodawała do mąki oliwy i wałkowała tak długo, aż powstawały płaty cienkiego, półprzejrzystego jak pergamin ciasta. Przekładała te płaty masą orzechową, zwijała jak roladę i piekła. Było cudowne w smaku. Drugi raz jadłam podobnie zrobione naleśniki w bułgarskiej mieścinie Gornej Oriachowicy. Były jeszcze polane syropem, siedziały dwa dni w żołądku, ale jakie pyszne!


Nic dziwnego, że zaopatrzyłam się aż w trzy takie, potwornie drogie ciasteczka. Były z różnymi orzechami, musiałam je zjeść. Starczyły za obiad i kolację tylko....smakowały PRAWIE tak samo.
Albo mi się smak zmienił, albo jest różnica. Tego już nie sprawdzę.



Sobotę zakończyłam spacerem, a potem żeby nie było zbyt pięknie strzeliła uszczelka pod zlewem, zalało szafkę, trzeba było naprawić i posprzątać.
Wobec powyższego opiszę marsz z jamnikami jutro.

18 komentarzy:

  1. Strasznie u Ciebie kulinarnie ostatnio! I tak dałaś odpór, bo jak się znam, nie skończyłabym na trzech ciasteczkach:(
    Bardzo podoba mi się pomysł siedzenia na skrzynkach przy szpulach. Nikt niczego nie zdemoluje, ani nie ukradnie i ekologia pełnom gembom!

    OdpowiedzUsuń
  2. Faktycznie, zrobiło się kulinarnie. Tak się złożyło i wyszło szydło z worka, że lubię jeść.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hrehrehre! Nie jesteś osamotniona. Słodycze to moja zguba i klęska.:(

      Usuń
  3. Kiedyś sie skusiłam na krówki na jakichś targach czy jarmarku, no fuuu, dobrze, ze kupiłam tylko cztery, jedną zjadlam za karę do połowy i wyplułam, a resztę wywaliłam. I teraz żadne kolorki na mnie nie działają, wręcz przeciwnie. Czekam na relację z marszu jamniorow, cuda, nie zwierza!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miały mieć różne smaki, owszem jeden zalatywał wedle opisu różą, ale reszta była tylko słodka.
      Jamniory będą tylko zdjęcia ogarnę.

      Usuń
    2. Nie mam zaufania do takiego intensywnie kolorowego jedzenia . Dla mnie potrawa powinna wyglądać jadalnie , a nie jak plastykowy gadżet . Szczególnie torty teraz wyglądają jak bibeloty .

      Usuń
    3. Ja też, złamała się tym razem, bo z reguły unikam.

      Usuń
  4. Ależ to kuszące! Akurat dzisiaj czytałam w gazecie o tym Targu Śniadaniowym, moim zdaniem to fajna impreza i niezwykłe rzeczy można zjeść. Chybabym zbankrutowała, bo chciałabym spróbować wszystkiego:))) Też lubię jeść:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Było jeszcze kilka apetycznych stoisk, zwłaszcza takie z oliwkami, ale tak oblegane, że zrezygnowałam.

      Usuń
  5. No i znowu jamniki mnie ominęły..., o uszczelce nie wspominając...

    OdpowiedzUsuń
  6. Postaram się chociaż trochę Ci wynagrodzić. Epopei uszczelkowej nie będzie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ewa ja kiedyś zapragnęłam baklawy o północy!!! Tak mi się zachciało, że wyciągnełam męża i powędrowaliśmy do "Kebaba". Kupiłam tych balaw kilka i zeżarłam na pniu, nic nie zostało. Dobrze, że ten kebab zmienił liokalizację, bo cześciej bym tam zaglądała. Uwielbiam baklawę.

    OdpowiedzUsuń
  8. To mam rozumiejące wsparcie. Coś ma w sobie to ciasto.

    OdpowiedzUsuń
  9. niewinny czarodziej na wsi7 września 2014 22:27

    Co tam uszczelka !
    Czy jedno z tych trzech ciastek było dla mnie ??????
    Nie pisz, że NIE !!!!!!!!!!!!!!
    :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. No to nie piszę. Ale skoro Cię nie było, sama zjadłam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Och ,od samego widoku mnie przybywa ...

    OdpowiedzUsuń
  12. Ciekawy pomysł. Lubię oglądać takie rzeczy. Tylko u mnie jest dziwna reakcja: jak widzę takie kolorowe i ładnie przybrane, to się pozachwycam, ale nie kojarzy mi się to z... jedzeniem. Patrzę na to, jak na coś niejadalnego. :) No i szkoda mi coś takiego ruszać. :)

    OdpowiedzUsuń